Mark Lila

Koniec polityki

Teologia Polityzna 4/2006-2007, Misja narodów

W pewnym miejscu w swoich pismach Leo Strauss zauważa, że kwestia żydowska jest problemem politycznym in nuce. Ta sugestywna uwaga miała zachęcić do przemyśleń dwojakiego rodzaju. Pierwsza refl eksja, najbardziej oczywista, dotyczy historycznego losu Żydów na świecie, od czasów biblijnych przez diasporę i ustanowienie państwa Izrael. Druga, mniej oczywista, dotyczy światła, jakie judaizm jako fakt społeczny rzuca na nasze ogólne zrozumienie polityki. Strauss miał tu na myśli to, co nazywał problemem teologiczno-politycznym, który postrzegał jako nieuniknione napięcie między władzą polityczną a boskim objawieniem. Kwestia żydowska ma jednak jeszcze inne znaczenie. Sposób, w jaki narody lub cywilizacje radzą sobie z istnieniem Żydów, może, w pewnych historycznych okolicznościach, obnażyć polityczne patologie, których przyczyny mają mało wspólnego lub w ogóle nie są powiązane z judaizmem jako takim. Nierzadko zaostrzenie problemu kwestii żydowskiej było symptomem głębszej choroby życia politycznego i politycznych idei. Bez wątpienia współczesna Europa przeżywa właśnie taki moment. Nie po raz pierwszy. W całej historii Europy możemy odnaleźć okresy, kiedy kryzys myśli politycznej miał poważne konsekwencje dla stosunków Żydów z innymi Europejczykami. Średniowieczne prześladowania antysemickie, mające wiele źródeł, zbiegły się w czasie z zaburzeniami w europejskim sposobie myślenia o związkach między władzą kościelną a władzą świecką, między miastem Boga a miastem człowieka. Emancypacja Żydów w XVIII i XIX wieku zbiegła się w czasie z epokowym przejściem od absolutyzmu do teorii republikańskich i demokratycznych. Natomiast odrzucenie tych oświeceniowych koncepcji politycznych pod koniec XIX i na początku XX wieku w imię ideałów nacjonalistycznych, rasistowskich i antymodernistycznych zapowiadało wydarzenia, które miały na zawsze ukształtować świadomość żydowską.

Dzisiaj Europejczycy żyją w czasach, któ- re historycy nazywają saddle period. Jedna Koniec polityki Mark Lilla Strona/62 Teologia Polityczna 4/2006–2007 Misja narodów charakterystyczna epoka – zimnej wojny – minęła, a zaczęła się nowa, niejasna. Patrząc na okres, który dopiero co się zakończył, uderza szczególnie jeden fakt dotyczący życia intelektualnego Europy Zachodniej czy też „starej Europy”: wszechobecność ideologii i pasji politycznych i relatywna nieobecność poważnej myśli politycznej, rozumianej jako zdyscyplinowana i bezstronna refl eksja nad wyraźnie politycznym doświadczeniem. Zdarzały się wyjątki od tej intelektualnej zapaści, które są dzisiaj szeroko uznawane i szanowane: Isaiah Berlin i Michael Oakeshott w Wielkiej Brytanii, Raymond Aron we Francji, Norberto Bobbio we Włoszech i może jeszcze paru innych. Jednak ze względu na nieodpartą atrakcyjność marksizmu i strukturalizmu we wszystkich wariantach wpływ tych myślicieli na szerszą dyskusję intelektualną był raczej ograniczony. Paradoksem tych szkół był fakt, że zachęcały do politycznego zaangażowania, wchłaniając jednocześnie całą refl eksję nad doświadczeniem politycznym w bezkształtną dyskusję o wyższych siłach historycznych, gospodarczych i lingwistycznych. Rezultat był taki, że polityczne działanie nasilało się, podczas gdy myśl polityczna zanikała.

Patrząc z perspektywy czasu, intelektualna ucieczka od myśli politycznej w Europie wydaje się teraz reakcją i sposobem poradzenia sobie ze specyfi cznymi warunkami zimnej wojny. Po katastrofach pierwszej połowy XX wieku zachodnioeuropejska polityka została zamrożona – a przynajmniej niektóre z jej najważniejszych kwestii. Zreorganizowano gospodarkę, przerobiono konstytucje, przywrócono parlamenty i partie, zrewidowano obyczaje społeczne. Jednak nie można było poruszyć fundamentalnej kwestii dla wszystkich nowożytnych państw narodowych – kwestii suwerenności, gdyż ani Wspólnota Europejska jako całość, ani poszczególne państwa Europy Zachodniej nie były w pełni suwerenne. Koncepcji suwerenności nadawano przez wieki wiele, często sprzecznych znaczeń, jednak u jej sedna leży pojęcie autonomii, które politycznie oznacza zdolność do obrony, a w razie konieczności, do podjęcia decyzji o wypowiedzeniu wojny. Pod tym względem podczas zimnej wojny kraje europejskie nie były suwerenne. Były waż- ne powody takiej sytuacji oraz tego, że przez dziesięciolecia zachodnioeuropejscy myśliciele odczuwali ulgę, że nie muszą zajmować się takimi sprawami, a Stany Zjednoczone i NATO miały satysfakcję, mogąc się nimi zająć w ich imieniu. Był to roztropny układ, ale miał niezdrowe konsekwencje intelektualne.

Od 1989 roku konsekwencje te są widoczne w dwóch powiązanych ze sobą sferach. Najważniejszy jest kontynentalny sposób myślenia o Unii Europejskiej. W pierwszych dziesięcioleciach tuż po wojnie toczyła się inspirująca debata o Stanach Zjednoczonych Europy, lecz z upływem czasu koncepcja Europy nabrała znaczenia niewykraczającego zbytnio poza współpracę gospodarczą. Jednak w ostatnim dziesięcioleciu byliśmy świadkami bezkrytycznego zazwyczaj przyjęcia idei Europy wśród zachodnioeuropejskich intelektualistów i traktowania jej jako talizmanu przeciw najtrudniejszym kwestiom politycznym, którym kontynent musi dzisiaj stawić czoło. Jest ku temu wiele powodów, a w każdym państwie są one inne. W byłych krajach faszystowskich – Niemczech, Włoszech, Hiszpanii – idea państwa narodowego ma cały czas złą reputację, podczas gdy błogo niezdefi niowane pojęcie Europy wzbudza pacyfi styczne, postpolityczne nadzieje. We Francji idea Europy jest zazwyczaj postrzegana nie jako substytut państwa, lecz narzędzie do powstrzymania potęgi Niemiec na kontynencie i wpływów Ameryki zza Atlantyku. Natomiast dla mniejszych krajów przynależność do Europy oznacza nadzieję na ucieczkę przed kulturowym zapomnieniem.

Co znaczy Europa jako odrębna polityczna całość, pozostaje tajemnicą dla wszystkich zainteresowanych. Głowią się nad tym najmądrzejsi europejscy komentatorzy. Martwią się tak zwanym defi cytem demokracji w europejskich instytucjach w Brukseli i Strasburgu. Zastanawiają się także nad tym, jak dalece można rozszerzyć wspólnotę, nie tylko pod względem gospodarczym, ale także, tak jak w przypadku Turcji, pod względem kulturowym. Mimo to poważna refl eksja nad charakterem europejskiej suwerenności i jej związków z suwerennością narodową jest dzisiaj rzadka, z wyjątkiem środowisk akademickich specjalistów. W ten sposób naturalny niepokój o przyszłość narodu i publiczną debatę nad tym zagadnieniem pozostawiono ksenofobom i szowinistom, których nie brakuje w żadnym europejskim kraju.

Można określić tylko jako nadzwyczajny fakt, że idea państwa narodowego jako umiejscowienie działań politycznych i politycznej refl eksji tak szybko i cicho popadła w zapomnienie po- śród współczesnych myślicieli zachodnioeuropejskich. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Francja, gdzie płomienne odwołania do gaullistowskiej tradycji autonomii narodowej napotykają równie gorące apele o współpracę europejską i międzynarodową, prowadząc do tego rodzaju niespójności dyplomatycznej, która uwidoczniła się ostatnio na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych. Także w tym przypadku istnieją pewne zrozumia- łe powody takiego rozwoju sytuacji. Przecież jedna z ważnych nauk, jaką Europejczycy posiedli z historii XX wieku mówi, że nacjonalizm zawsze stanowi niebezpieczeństwo i że może zainfekować, i zniszczyć w końcu liberalną demokrację. Jakie są jednak poważne alternatywy dla pań- stwa narodowego jako formy życia politycznego? Patrząc z perspektywy historii wiemy, że są to: plemię i imperium, których to Europejczycy nie chcą przywrócić jako preferowanej formy politycznego zrzeszenia. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami były krótkotrwałe eksperymenty z małymi, bezbronnymi republikami i słabymi, efemerycznymi ligami czy przymierzami. Jednak już od ponad dwóch wieków los przyzwoitej i ludzkiej polityki w Europie związany jest z losem państwa narodowego jako dominującej formy europejskiego życia politycznego. Możemy zrozumieć, dlaczego. Jeśli jakaś jednostka polityczna średniej wielkości ma wzbudzić lojalność i zaangażowanie swoich obywateli, musi znaleźć sposób, by ich ze sobą związać; a wśród gotowych więzów jest język, religia i szeroko rozumiana kultura. Tak, te więzy są artefaktami historii, podlegającymi manipulacji i inwencji; nie są surowymi faktami. Jednak z politycznego punktu widzenia są one bardzo użytecznymi wynalazkami, zważywszy na to, że prawie żadne państwo nie byłoby w stanie stworzyć takich więzów wyłącznie z pomocą środków cywilnych. Nie udało się to nawet Stanom Zjednoczonym czy Szwajcarii. Jedną z odwiecznych zagadek polityki jest to, jak połączyć polityczne przywią- zanie (które jest indywidualne) z polityczną moralnością (nieznającą granic). Państwo narodowe jest najlepszym odkrytym do tej pory nowoczesnym środkiem rozwiązania kwadratury koła, otwarcia przestrzeni politycznej zarówno dla rozsądnej refl eksji, jak i skutecznych działań.

Może okazać się, że Unia Europejska zamieni się w coś nowego i dobroczynnego w politycznym krajobrazie Europy. Osobiście podchodzę do tego sceptycznie, ale jest to możliwe. Oczywiste natomiast jest to, że instytucje europejskie nie osiągnęły jeszcze takiego poziomu ani że nie uchodzą za prawnie uzasadnione w oczach opinii publicznej na tyle, by mogły stać się centrum życia politycznego pod wzglę- dem działań czy przywiązania, nie mówiąc już o refl eksji. Co zatem znajduje się w centrum intelektualnych przemyśleń na temat współ- czesnej polityki europejskiej? Naród wciąż się tam mieści, ale musi schować się z tyłu, nieuznany. Parafrazując słowa złośliwego Josepha de Maistre’a, nie spotkałem nigdy „europejskiego” intelektualisty: spotkałem francuskich intelektualistów, włoskich intelektualistów i niemieckich intelektualistów, słyszałem pogłoski, że istnieją też angielscy intelektualiści, ale nie ma „europejskich” intelektualistów. Pisarze i myśliciele nadal używają swoich narodowych języków, ciągle angażują się w zaściankowe debaty narodowe i cały czas przyjmują raczej charakterystyczne narodowe pozycje wobec pewnych zagadnień. Jednak pomimo tego zanurzenia w miejscowej rzeczywistości, idea państwa narodowego jako odrębnej formy życia politycznego po prostu nie jest w tej chwili ważnym tematem dla zachodnioeuropejskich myślicieli. Na szczęście zarzucili próby odpowiedzi na pytanie, czy naród posiada „esencję” – słynne pytanie Renana: Qu’est-ce qu’une nation? Co jest jednak bardziej niepokoją- ce, przestali także poważnie zastanawiać się nad polityczną funkcją państwa narodowego – À quoi sert la nation?..

Czytaj więcej na łamach ,,Teologii Politycznej''