Powiedzmy sobie szczerze: Dziędziel wraz z Borysem Szycem uratował „Kreta”. Film w krótkich migawkach zapowiadany jest jako produkcja sensacyjna, ale bardziej przypomina film moralnego niepokoju. Gdyby nie grany przez Dziędziela działacz "Solidarności", który z miłości do rodziny zgodził się zostać tajnym współpracownikiem SB, trudno byłoby obejrzeć "Kreta" do końca.

Dziędziel, wieloletni aktor Teatru im. Słowackiego  w Krakowie pochodzi z Górnego Śląska z Gołkowic, wsi położonej w tej samej gminie w której urodził się Franciszek Pieczka. Uznany dziś aktor wspomina, że do krakowskiej szkoły teatralnej wdarł się przebojem: przed komisją egzaminacyjną wyrecytował fragmenty „Stepów Akermańskich” w gwarze śląskiej, bo innego języka nie znał. Egzaminatorzy postanowili go przyjąć, ale pod warunkiem, że do końca semestru nauczy się posługiwać literacką polszczyzną. Dzisiaj na spotkaniach z widzami jakie odbywa w całym kraju recytuje strofy Mickiewicza po Śląsku jakby na pamiątkę tamtego wydarzenia.

 

Jako student drugiego roku krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej wystąpił w „Stawce większej niż życie”.  - To było fantastyczne doświadczenie. Z przejęcia, w obecności starszych, uznanych aktorów, zdarzały się wpadki. Przykład: gramy naradę sztabową. Idzie o to, aby skontaktować się z Janką. Kamera poszła, mówię: „Skontaktuję się z Niną”. „Stop. Marianie, z Janką”. - „Tak, oczywiście” – odpowiadam i powtarzam: „Skontaktuję się z Niną”. Dopiero za siódmym razem się udało – opowiadał na spotkaniu z publicznością w Sandomierzu.

 

Później grał w filmach Kutza – w „Soli Ziemi Czarnej” i „Perle w koronie”, później jeszcze w „Śmierci jak kromka chleba”. Przez te wszystkie lata grywał głównie w filmach epizody, nieliczni wiedzieli, że jest wybitnym aktorem teatralnym. Wielkie role dopiero zaoferował mu Smarzowski.

 

Podczas castingów reżysera nęcono kandydaturami innych aktorów, ale ten miał w kółko odpowiadać: „Albo Dziędziel, albo nikt”.

 

W wywiadach aktor wspomina, że w młodości chciał zostać księdzem. W końcu miał okazję go zagrać w filmie, który niebawem wejdzie na ekrany kin. Mowa tu o wzbudzającej wielkie kontrowersje produkcji „W imieniu diabła” w reżyserii Barbary Sass. Jest to historia sióstr zakonnych, którym przewodniczy ksiądz franciszkanin... Film zainspirowany został wydarzeniami sprzed trzech lat do jakich doszło w Kazimierzu Dolnym. Dziędziel gra tam postać księdza Stefana.

 

„Chciałem zagrać normalnego, zdrowo myślącego księdza. Nie jest łatwo mówić o Bogu i o wierze, bo albo robi się to bardzo patetyczne, albo banalne, albo głupie. Zbytnie napinanie się w tej dziedzinie drażni mnie, bo każdy musi w swoim sumieniu rozstrzygnąć te dylematy. Skupiłem się na tym, żeby tłumacząc zakonnicy rozumienie Boga, nieba czy piekła, nie straszyć jej tym, tylko przekazać jej swoje rozumienie. I cała zagadka w tym, czy mi jako aktorowi się to udało. Ale, na to pytanie sami widzowie muszą odpowiedzieć” – powiedział.
Film Barbary Sass zbiera raczej niepochlebne recenzje wśród tych, którzy go zobaczyli. Wszyscy podkreślają, jednak, ze rola Dziędziela jest wspaniała. Czyżby znowu uratował film? 

 

Echo Dnia/ AKPA Polska Press/ PSaw