Nadchodzi dzień sądu - wieszczy Marek Migalski, ,,odszczepieniec'' z PiS. Na łamach ,,Rzeczpospolitej'' ten parający się dziś publicystyką były polityk twierdzi, że najbliższe wybory zadecydują o losie największych partii. Niedziela ma stać się ,,początkiem końca albo opozycji, albo PiS''.

,,Jeśli bowiem PiS nie zdobędzie żadnego dużego miasta, a wynik rywalizacji na poziomie sejmików nie przyniesie jego oczywistego zwycięstwa, oznaczać to będzie, iż formacja Jarosława Kaczyńskiego jest do pokonania, a jej marsz po pełnię władzy został zatrzymany. To kluczowy moment politycznych bitew, z jakimi aż do wiosny 2020 roku będziemy mieli do czynienia co mniej więcej sześć miesięcy. Już w niedzielę może się okazać, że ugrupowanie, które przedstawia się jako dominator na polskiej scenie politycznej, i tak zresztą jest postrzegane przez konkurencję oraz większość Polaków, zostało zastopowane w walce o samorządy'' - pisze mianowicie Migalski.

Jak przekonuje, taki scenariusz byłby dla Prawa i Sprawiedliwości po prostu destrukcyjny, bo dla partii Jarosława Kaczyńskiego najważniejsza jest obecnie o niej opinia. Panuje dziś przekonanie o wszechpotędze Kaczyńskiego i stąd ewentualne ,,obnażenie słabości PiS'' miałoby być, twierdzi Migalski, po prostu niszczące dla rządzącej dziś partii. Z drugiej strony, uważa autor, jeżeli PiS odniesie naprawdę dobry wynik, to może to oznaczać podważenie pozycji Grzegorza Schetyny jako lidera opozycji.

,, Jeśli bowiem po trzech latach bycia w głębokiej opozycji wobec fatalnych i niszczących Polskę rządów, przynajmniej w oczach liderów PO i .N, nie potrafi się skonstruować poważnej alternatywy, to pod znakiem zapytania staje sens dalszego trwania tego opozycyjnego układu'' - pisze Migalski, wskazując zarazem na Roberta Biedronia jako w jego ocenie potencjalnego kandydata do schedy po opozycji.
,,Konsekwencje polityczne niedzielnego starcia wykraczają daleko poza sytuację w samorządach'' - twierdzi Migalski.

bb/rzeczpospolita.pl