Portal Fronda.pl: W środę wieczorem Sejm nie zgodził się na ratyfikację konwencji o zapobieganiu przemocy. Projekt ustawy poparły PO, TR i SLD, ale to nie wystarczyło. Przeciw głosował PiS, PSL i klub SP. Chociaż istniało poważne zagrożenie, że niebezpieczny dokument zostanie przyjęty, tak się jednak nie stało. Jak Pan ocenia decyzję posłów?

Marek Jurek: Zawsze warto walczyć, opuszczanie z góry rąk donikąd nie prowadzi.

W trakcie sejmowej debaty posłowie zgłosili jednak konieczność wprowadzenia poprawek i projekt ustawy ratyfikującej konwencję został ponownie skierowany do komisji. To oznacza, że może jeszcze wrócić pod obrady...

Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Od prawie dwóch lata czeka na pierwsze czytanie w Komisji Zdrowia Uchwała wzywająca rząd i inne urzędy państwowe do obrony dzieci poczętych in vitro i niszczonych w laboratoriach w ramach selekcji. Skoro ten projekt może czekać prawie dwa lata, ten też powinien długo poczekać.

Dlaczego konwencja jest taka niebezpieczna? Jej zwolennicy przekonują, że ratyfikacja dokumentu jest konieczna dla lepszej ochrony dzieci i kobiet przed przemocą. Czy to oznacza, że obecnie obowiązujące przepisy nie chronią w sposób dostateczny ofiar przemocy? Rzeczywiście są potrzebne dodatkowe regulacje w tej materii?

Polskie prawo chroni kobiety przed przemocą. Jeżeli jednak rząd uważa, że siedmiu latach sprawowania władzy ciągle nie mamy przepisów chroniących kobiety – powinien podać się do dymisji. Przecież pani premier była ministrem zdrowia w pierwszym gabinecie Tuska. A w konwencji wcale nie chodzi o lepszą ochronę kobiet, ale o uruchomienie ideologicznej presji na społeczeństwa europejskie. Przecież to jest konwencja nie tylko o „zwalczaniu”, ale i o „zapobieganiu przemocy”, więc trzeba ją przeczytać, żeby wiedzieć jak i czemu ta konwencja chce „zapobiec”. W art. 12 konwencja zobowiązuje państwa do wspólnego, skoordynowanego zwalczania „stereotypowych ról mężczyzny i kobiety”. A więc w elementarzu nie powinno być Mamy przytulającej dziecko i gotującej w kuchni, ani Taty niosącego dziecko na barana czy przynoszącego ciężkie zakupy żonie. Zwalczanie społecznych ról kobiety i mężczyzny to zwalczanie rodziny, bo rodzina opiera się na małżeństwie, a małżeństwo – na komplementarności kobiety i mężczyzny. Gdyby ktoś miał wątpliwości czy nie wyciągamy za daleko idących wniosków, niech sam czyta dalej konwencję. Ten sam art. 12 zobowiązuje państwa do zastosowania „koniecznych” środków, łącznie z „wykorzenianiem tradycji”, aby wprowadzić zamierzone zmiany społeczne i kulturowe. Co ciekawe, konwencja w art. 4 zastrzega, że działania podjęte w jej imię „nie stanowią dyskryminacji”. Autorzy więc byli w pełni świadomi, że działania podejmowane w jej imię będą obierane jako naruszenia praw ludzi i rodzin, będą budzić sprzeciw w państwach, które ją ratyfikowały. Mamy do czynienia z dokumentem, który ma wyposażyć władze w instrumenty reedukacji społecznej oraz związać decyzjami aktualnych władz państwa, które chciałby się temu później przeciwstawić.

Wielką zwolenniczką ratyfikacji konwencji jest prof. Monika Płatek, która – jak donosi „Rzeczpospolita” - może zastąpić Michała Królikowskiego na stanowisku wiceministra sprawiedliwości. Cezary Grabarczyk zarzuca Królikowskiemu zbytnie „zaangażowanie ideologiczne”, a prof. Płatek mogłaby „odideologizować” ministerstwo. A przecież sama prof. Płatek angażuje się, i to bardzo mocno, tyle, że po drugiej stronie barykady, zwalczając Kościół katolicki i wartości chrześcijańskie.

Przecież to nie kto inny, tyko profesor Płatek zasłynęła sformułowaniem na łamach „Gazety Wyborczej” doktryny, którą w trakcie trwania „sprawy Agaty” wprowadziła w życie minister Kopacz. Doktryna profesor Płatek wywróciła powszechnie przyjętą wykładnię, według której ciąża będąca wynikiem przestępstwa oznaczała wyłącznie gwałt lub kazirodztwo. Pani Płatek uznała, że prawnokarnej ochrony należy pozbawić dzieci rodziców, z których jedno nie miało skończonych piętnastu lat w momencie poczęcia dziecka. Na tej zasadzie można zabić dziecko prawie piętnastoletniego gimnazjalisty, który ma je z  siedemnastoletnią koleżanką z liceum. Za ich błąd moralny należy ukarać śmiercią dziecko. Ponury paradoks polega na tym, że teoretyczkę proaborcyjnego purytanizmu chcą powołać do rządu ludzie, którzy wczoraj – odrzucając projekt STOP PEDOFILII – bronili instruktaży seksualnych, zachęcających gimnazjalistów do współżycia seksualnego. Powołanie teraz pani Płatek do rządu byłoby świadectwem wyjątkowego cynizmu i zakłamania, przekonania, że argument nie musi być prawdziwy – ważne żeby był skuteczny. A panie Płatek i Kopacz okazały się sześć lat temu najdosłowniej straszliwie skuteczne.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk