Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Lech Wałęsa położył się do szpitala tuż przed Miesięcznicą, i publikuje zdjęcia  obnażonym torsem, chociaż obiecywał, że będzie dzielnie walczył ramię w ramię ze swoimi kompanami, Panem Frasyniukiem i z Panem Cimoszewiczem. Czy Pana to dziwi?

Marcin Wolski, pisarz, publicysta, dyrektor pr. II  Telewizji Polskiej: Postępuje według swojej zasady „jestem za a nawet przeciw”. Jedyne co jest jeszcze w tym wszystkim śmiesznego to fakt, że są jeszcze ludzie traktujący go poważnie. Może należy wyznaczyć miejsca, na których nie położył się Lech Wałęsa i sprzedawać kawałki kostki jako relikwie.

Czy w związku z tym cała „totalna opozycja” nie powinna pójść za przykładem swojego legendarnego przywódcy duchowego i położyć się do szpitala, na oddział dla dotkniętych depresją polityczną, duchowo pokaleczonych ludzi.  Czy tam nie powinni odreagowywać swoich frustracji związanych z oderwaniem od koryta?

Oczywiście są takie zakłady leczenia depresji lub schizofrenii bezobjawowej. Chociaż to jest akurat schizofrenia objawowa. Jeżeli opozycja liczyła na to, że coś ugra w ten piękny wieczór, to się pomyliła. Wszyscy rozsądni wiedzieli, że tak będzie. Można powiedzieć, że chłopcy ministra Błaszczaka stanęli na wysokości zadania.

Policjantów było bardzo dużo, bo niemal dwa i pół tysiąca, i działali bardzo sprawnie. Czy to, że kontrdemonstranci opuścili Plac Zamkowy wynikało z siły policji, czy wiedzieli, że nie mają już szans na przeprowadzenie kolejnej prowokacji? Czy te antymanifestacje już się wypalają i za miesiąc może być już zupełnie inaczej?

Trudno mi powiedzieć. Być może był w tym jakiś zamysł. Być może zorientowali się, że na Placu Zamkowym są ustawione barierki, kordony, że obok policji są górniczy lub stoczniowcy, i do tego nie ma Wałęsy. Zostając tam, kontrmanifestanci byli odcięci od głównych sił, bo główne siły gromadziły się wokół hotelu Bristol, w związku z czym nie mieli kontaktu ze swoją główną bazą. Tu została garstka, tam byłaby większość, dlatego też skoncentrowali się na tym, co według nich wydawało się skuteczne, czyli na zakłóceniu przemówienia Jarosława Kaczyńskiego.

Obserwując twarze zebranych pod Kolumną Zygmunta można było zauważyć, że protestujący z białymi różami nie byli zbyt zadowoleni z faktu, że zostali podzieleni na dwa obozy. Część z nich próbowała się „przebijać” sąsiednimi uliczkami pod Pałac Prezydencki.

Wiem od dziennikarzy m.in. z TVP Info, ale nie tylko, że im są słabsi, tym jest większa agresja. Poziom indywidualnej agresji, atakowania dziennikarzy, na szczęście głównie werbalnie, przekracza to, co pamiętamy z wczesnego KOR’u. Nerwy im puszczają. Dziewczyna, która próbowała robić wywiady, wróciła kompletnie roztrzęsiona, trzeba było ją uspakajać- określenia per „szmata” to jeden z łagodniejszych epitetów. To jest potwierdzeniem świadomości przegranej, czegoś co się nazywa bezsilną wściekłością. Pogoda dla nich jest bardzo zła. Co więcej, to jest zła pogoda na ich własne życzenie.

Mogę się odwołać do lat trudnych dla naszej piłki nożnej. Kiedy jesteśmy wyraźnie słabsi, to murujemy bramkę i czekamy na sposobność do kontrataku. Na dziś to my mamy świetną drużynę i świetnych strzelców goli. Opozycja powinna się nastawić na grę defensywną. Każda władza, i władza PiS nie będzie od tego wolna, popełnia błędy, dlatego opozycja powinna czekać na kontrę. Były już takie, zawinione przez naszą stronę, okazje, jak choćby sprawa aborcyjna. Proszę zwrócić uwagę, Czarny Marsz, niezaplanowany, był jednym z większych sukcesów opozycji. Nie będę radził opozycji, bo nie jestem po ich stronie, ale generalna zasada jest taka, że trzeba mieć mocne nerwy. A zachowują się po prostu jak psy, które są za ogrodzeniem, które rzucają się na to ogrodzenie tylko po to, żeby wyładować własną agresję, a nie po to, żeby zagrozić tym, którzy przechodzą po drugiej stronie.

Każda wygrana władzy, choćby wizyta prezydenta Trumpa, czy wyniki gospodarcze, tylko tę frustrację pogłębiają.

Udało mi się zrobić jedno zdjęcie, gdzie pani idąca w marszu smoleńskim wyciągnęła rękę do pani, która była po drugiej stronie barierki i podały sobie ręce. To jest być może dobry sygnał.

Zdarza się. Ja na przykład dostałem dziś list, w którym widz pisze, że „byłem przeciwny ale w znacznej części pan mnie przekonał”. To jest coś zupełnie zdumiewającego. Poprosiłem wydawcę, aby podczas programu  ,,W tyle wizji'' priorytet miały telefony od widzów, którzy mają głosy krytyczne. I kilka razy już się zdarzyło, że przynajmniej udało się nawiązać dialog. Aczkolwiek mieliśmy przykład  telewidza, który wykrzyczał, wypluł to co miał do wykrzyczenia, i zanim zdążyłem powiedzieć, że może ma rację, cisnął słuchawką, tak jakby wiedział, że tej racji nie ma. Tak się zdarza.

Na pewno naszym obowiązkiem jako medium, są próby poszukiwania porozumienia za wszelką cenę, bo jak powiedział klasyk „nie można stąd uciec, bo nie ma dokąd”.

Dziękuję za rozmowę.