Tomasz Wandas, Fronda.pl: Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział w piątek, że sytuacja w relacjach Polski z Izraelem jest bardzo poważna i jest na nią „tylko jedna rada”, a mianowicie - zatrzymać falę złych opinii o Polsce oraz antysemickich wypowiedzi w kraju. Co sądzi Pan o tej wypowiedzi szefa RE?

Marcin Wolski, szef TVP2: Jest to wypowiedź głupia i to do kwadratu. Proszę mi powiedzieć jak zatrzymać falę antypolskich wypowiedzi w świecie? Polacy nie mają w ręku światowego rządu, ani nawet światowej policji, która mogłaby wstrzymać różnego rodzaju, wrogie wystąpienia przeciwko Polsce. Jeżeli natomiast chodzi o drugą część pytania, to pierwsze słyszę, aby w Polsce dochodziło do antyżydowskich ekscesów, nie słyszę też żadnych antyżydowskich wypowiedzi i szczerze mówiąc, to nawet czasem trochę się temu dziwię.

Skąd to zdziwienie?

Jeżeli takie głosy by się pojawiły, to mogłyby stanowić zrozumiałą sytuacją na falę agresji, która wylewa się pod naszym adresem.

Dlaczego Tusk to robi? Głupi nie jest, czy zatem celowo działa na rzecz szkody Polski? Jeśli tak, to dlaczego?

Działanie na szkodę Polski wychodzi Tuskowi mimowolnie. Niewątpliwie stara się on działać na niekorzyść obecnego rządu Polski, a że przy okazji szkodzi Polsce, jest dla niego mniejszym złem. Jest to oczywiście metoda wytrucia insektów za pomocą podpalenia chałupy. Jednak cóż, każdy wybiera takie działanie jakie mu odpowiada.

Skąd wzięła się ta rozbieżność w zdaniu pomiędzy Polską, a Zachodem na temat tego jacy Polacy byli i są względem Żydów? Czy jest to kwestia blokowania prawdy historycznej i mobilizowania przekazu kłamliwego na Zachód?

Na Zachód prawda historyczna z okresu o którym mówimy nie szła w ogóle. Cały czas mieliśmy zbyt małą siłę przebicia. Na palcach jednej ręki można policzyć nasze filmy, które znane były na Zachodzie, na szczególną uwagę wśród nich zasługuje „Pianista” Romana Polańskiego. Wcześniejsze filmy na tematy wojenne, polskie itd., były filmami z innej epoki.

W czym rzecz?

Pierwsza sprawa polega na tym, żebyśmy nie prowadzili skutecznej propagandy na rzecz naszej historii. Wcześniej nie mówiliśmy prawdy na temat II wojny światowej, bo byliśmy w komunistycznych okowach. Później przyjęliśmy sarmacką zasadę, że prawda obroni się sama. Nie zwróciliśmy uwagi na to, że inne kraje pracowały nad swoim wizerunkiem, często zacierały to co złe miały w swojej historii. W końcu doprowadziło to do tego, że Niemcy się wybielili, a Izraelczycy przedstawili się jako jedyna ofiara II wojny światowej. Tak oto przypadła dla nas rola czarnej owcy.

Co z głosami, które szły z Polski na Zachód i nie reprezentowały faktycznego stanu rzeczy? Co z ludźmi typu Jana Tomasz Grosa?

Tak to prawda przekaz negatywny szedł z Polski na Zachód, robił on tam też swoje spustoszenie. Najgorsze jest to, że nie była prowadzona przez Polskę żadna działalność pozytywna, a na to co robił Gros, nie mieliśmy większego wpływu.

Jak to jest możliwe, że przez tyle lat z Polski wychodził tak zafałszowany obraz historii, oraz z jakich powodów obraz ten był wręcz wspierany przez ówczesne polskie rządy?

To, że taki obraz szedł na Zachód było od nas niezależne. Każdy może napisać co mu ślina na język przyniesie, kto inny może tę nieprawdę zacytować i przekazać dalej. Trudno jest natomiast jednoznacznie ocenić czy te nieprawdziwe informacje były wspierane przez polskie rządy. Na pewno ulegano złudzie poprawności, liczono na to, że gdy będziemy „grzeczni” to zostaniemy „poklepani po plecach”. W każdym razie popełniliśmy dość poważny grzech zaniechania.

W samej Polsce powstawało jednak wiele dobrych książek, tych opowiadających prawdę historyczną.

Sytuacja polega na tym, że kiedy istnieje pewien nurt, za którym stoją potężne siły, przeciwstawianie się mu można porównać do zawracania Wisły patykiem. Sprawa ta, przez te wszystkie zaniedbania jest tak trudna do rozwiązania, że z pewnością nie zostanie rozwiązana jedną uchwałą.  

I tu pojawia się pytanie czy teraz Polska, polskie media prężnie wezmą się w garść i zaczną nadrabiać te wszystkie straty? Czy może wkrótce spodziewać się licznych historycznych filmów, które będą wspierane i tłumaczone na inne języki?

Mam nadzieję, że tak. Jednak z pewnością próba szybkiego działania z marzeniem o natychmiastowym efekcie jest zgubna. W istocie skończyło by się to na tym, że zawiesimy jeden bilbord i zrobimy jeden propagandowy film. Nie. To musi być akcja na lata. Musi być przemyślana, wspierana akcjami obywatelskimi, wspierana działalnością ambasad, polonii.

Wielkimi krokami zbliża się rocznica marca 1968roku. Nie jeden obywatel wspomni to wydarzenie i zada pytanie, kto wtedy w istocie wyrządził żydom krzywdę? Polacy czy komuniści?

Ja nie twierdzę, że Polacy w przeszłości nigdy nie byli antysemitami. Owszem nie byli antysemitami w taki znaczeniu w jakim byli Niemcy.

To znaczy?

Znaczy to, że nie byli (nazwijmy to) „genetycznymi” antysemitami. Natomiast to, że istniała rywalizacja, animozje społeczne – to owszem, tak było. Jednak w Polsce nigdy nie przekraczało to w miarę umiarkowanych norm. Ponadto ważną rolę kasującą odegrała wojna, kiedy nawet te środowiska, które były Żydom niechętne, jak Narodowa Demokracja, czynnie włączyły się w akcję pomocy Żydom. Marzec 1968 roku był walką partyjnych klik, Puławian i Natolińczyków. Dodać można, że dla Puławian Natolińczycy to "chamy", a dla Natolińczyków Puławianie to "żydy". To grupa Puławska jako pierwsza zapoczątkowała w 1968 roku przemiany, doprowadziła do zwycięstwa Gomułki, który jednak dla równowagi zaczął Puławian odsuwać, zastępując ich Natolińczykami.

O co konkretnie poszło?

1968 rok była to dogrywka, w której ta bardziej narodowa grupa partii partyzantów zogniskowana wokół Mieczysława Moczara, szefa bezpieki, rozgrywała stalinowców o bardziej zróżnicowanym składzie - jest to górny problem 1968 roku, a w zasadzie już 1967 roku, gdyż wrzawa zaczęła się od zwycięstwa Izraela z państwami arabskimi.

Dobrze, a co ze społeczeństwem polskim, co z protestującymi studentami?

Społeczeństwo, studenci nie odegrali w tym większej roli. Zatem, oskarżania społeczeństwa polskiego w kontekście marca 1968 o antysemityzm jest wyjątkowo głupie, ponieważ nawet wypędzani na ulice robotnicy nie wiedzieli przeciwko czemu protestują. Dla studentów marzec 1968 roku, to protest przede wszystkim w sprawie „Dziadów”, później protest w sprawie naszych relegowanych kolegów studentów. Wtedy, kiedy protestowaliśmy, zupełnie nie interesowały nas sprawy etniczne, podobnie jak nie interesowało nas pochodzenie etniczne wyrzucanych z uniwersytetów profesorów.

Czemu służyć ma to, że środowiska Gazety Wyborczej, które tworzą w Polsce Polacy łączą dzisiejszy kryzys w relacjach polsko-żydowskich właśnie z marcem 1968 roku?

Jest to analogia zupełnie nieuprawniona. Wtedy chodziło tylko i wyłącznie o to, że jedna grupa partyjna „wycinała” inną grupę partyjną. Co więcej działo się to za przyzwoleniem, a może i nakazem moskiewskiego centrum. Obecnie konflikt toczy się o pewną kontrowersyjną ustawę Sejmu pomiędzy polskim rządem a różnego rodzaju środowiskami żydowskimi w świecie. Jest to zatem rzecz absolutnie nieporównywalna.

Jednak pewna część Polaków czyta jeszcze Gazetę Wyborczą i ogląda TVN. Czy pod wpływem przekazu medialnego tych środowisk nie zapanuje tego typu podział, który mimo wszystko doprowadzi do antyżydowskich incydentów, których całe szczęście jeszcze w naszym kraju nie ma?

Wydaje mi się, że Naród Polski swój rozum ma. Jeszcze z okresu komunistycznego pozostało w nas wielkie wyczulenie na prowokacje.

Czy to z czym mamy teraz do czynienia właśnie na prowokacjach się opiera?

Widać wyraźnie, że komuś zależy na tym, abyśmy tak a nie inaczej reagowali. Proszę zwrócić uwagę, że takie próby grania antysemicką kartą istniały. Było przecież i tak, że nieznani sprawcy bezcześcili żydowskie cmentarze, synagogi, oczywiście nigdy nie udało się ich znaleźć, co jasno wskazuje, że byli to zawodowcy, a nie spontaniczni obywatele. W moim przeczuciu i tym razem ta inspirowana kampania spełznie na niczym.

Reasumując naszą rozmowę. Konkretnie, zdaniem Pana zdaniem jak możemy przeciwdziałać temu problemowi – wiemy, że czeka nas długoletnia praca – co trzeba zrobić już teraz, aby poprawić sytuację? Czy może jest tak, że powinniśmy po prostu poczekać, aż sprawa sama ucichnie?

Musimy zachować absolutny spokój. Nic się nie stało i co więcej, nic się nie stanie. Polska i Izrael mają wiele wspólnych interesów. W dodatku prawdopodobnie Izrael ma u nas więcej interesów niż my w Izraelu. Jesteśmy skazani na dogadanie się, dlatego zaczepki musimy puszczać mimo uszu, nie reagujmy na nie i róbmy swoje nie okazując tym samym żadnej słabości. Jednocześnie prowadźmy pracę organiczną, długofalową na rzecz zmiany postrzegania nas na świecie.

Dziękuję za rozmowę.