Co myślimy, widząc samotną matkę z kilkorgiem dzieci, czekającą na paczkę żywnościową w okolicznym Caritas lub odbierającą zasiłek z MOPS-u? Zastanawiamy się? Może głośno wyrażamy swoją dezaprobatę słowami w stylu: „trzeba było nie pchać się do łóżka z kim popadnie” ? A może po prostu omijamy, kiwając znacząco głowami w kierunku niesfornej gromadki pociech. Oceniamy: Alkoholiczka? Narkomanka? Prostytutka?  My porządni ludzie XXI wieku  całe życie ciężko pracujemy na kawałek chleba i ciepłego kąta, a ta kobieta za darmo żyje
z naszych podatków i pracą się nie pohańbiła.

 

Nigdy nie byłam badaczem… nie wiem jaka opinia panuje w społeczeństwie na temat samotnego macierzyństwa. Mogę jedynie opierać się na własnym doświadczeniu: 10-letniej pracy z samotnymi matkami  i ich dziećmi. Śmiało mogę powiedzieć, że bywa różnie… Wiele razy spotykałam ludzi o wielkim sercu, ale z lekką trwogą muszę przyznać, że coraz więcej przybywa tych, którzy oceniają- najczęściej własną miarą, zbyt ciasną, by wejść w jej ramy.      

                                                                                                                                                   

Gdy przychodzą do nas młode samotne matki, oczekujące pomocy, najpierw pytam  o imię, częstuję herbatą lub proponuję posiłek i to  pozwala mi zawiązać pierwszą relację. Chcę dostrzec w nich człowieka, jego wartość i godność, niezależnie od historii, która ją do mnie przyprowadziła. Oczywiście, zdarza mi się niejednokrotnie ocenić  oraz spojrzeć krytycznym wzrokiem i pomyśleć: ja tu już tyle lat pracuję… nic z niej nie będzie… szkoda czasu…  I wtedy zadaję sobie pytanie: a  co mnie określa? Czy  jestem osobą, która wdepnęła w gówno, a może jestem tym w co wdepnęłam…  Więc mogę dać sobie prawo, by na kogoś patrzeć ze wstrętem, odbierając mu godność? Aby narodziło się nowe życie, muszę popatrzeć z miłością  i wiarą, że coś może się  zmienić.

Być może trzeba nam sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: kim są owe samotne matki? Myśląc o nich, widzę biblijną Hagar, walczącą o zaspokojenie potrzeb swojego dziecka, wykluczoną ze społeczeństwa, samotną, spragnioną miłości i poczucia bezpieczeństwa. Łączy je jeden wspólny „problem”: macierzyństwo. Stały się uciążliwe dla rodziny, mężczyzny, z którym wiązały życie, społeczności, w której mieszkały. Można było je wyrzucić na śmietnik, stały się niepotrzebne, zużyte. Nie nadawały się do pracy, bo brzuch przeszkadzał, dziecko ciągle „wyło”, potrzebowały lekarstw, wyprawki dla malucha i odpoczynku. Zostały wykorzystane i odrzucone. Przyszły do nas… tylko wtedy gdy już zostały wyczerpane wszystkie możliwości… Mówią: „ proszę Siostry, to już ostateczność, ja naprawdę nie mam gdzie iść…”. Przyjmujemy, staramy się nie oceniać. Boją się o przyszłość swoją i dzieci, są zagubione, bezradne, nie potrafią się uporać nawet z błahymi sprawami.  Wydają się być wycofane, niezaradne i podejrzliwie traktują pomoc.

Jedna z matek, Urszula, ma dwumiesięczną córkę. Dwa lata temu została eksmitowana z mieszkania, bo była bezrobotna i je zadłużyła. Znalazła się na ulicy, bez rodziny ( wychowała się w domu dziecka). Błąkała się po dworcach, parkach, jadła co popadło. Zauważył ją dobry wujek z branży  proponującej szybkie wzbogacenie się, a mianowicie prostytucję. Nie miała nic do stracenia, zgodziła się natychmiast. Za pierwsze pieniądze kupiła sobie dwie reklamówki jedzenia i jadła dopóki nie zwymiotowała. Pracowała w branży, dopóki nie zaszła w ciążę i brzuch nie stał się widoczny. Potem została wyrzucona, bo dzieciak to zbyt duży kłopot w agencji. Znowu wylądowała na ulicy. Po porodzie opieka społeczna skierowała ją do nas. Mówi, że to dziecko daje jej motywację do życia, chce być lepsza.

Dom Samotnej Matki jest utworzony specjalnie z myślą wsparcia dla kobiet w ciąży i małymi dziećmi.  Trafiają do nas matki, które zdecydowały się na urodzenie dziecka. Czasem widzimy, że nie pragnęły i nie planowały swojego macierzyństwa. Pomagamy im przyjąć ten dar z miłością lub proponujemy alternatywę- oddanie do adopcji. Większość kobiet zatrzymuje je jednak przy sobie, nawet jeśli przed narodzeniem deklarowały oddanie. Tak było z Agnieszką, która po odejściu chłopaka, chciała ciążę „usunąć”. W domu nie było warunków na małe dziecko, liczyła na niego,  ale się „wypiął”. Postanowiła pozbyć się problemu, jednak lekarz, który miał dokonać aborcji, zażyczył sobie dużych pieniędzy za „przyjemność”. Postanowiła okres ciąży przeczekać w Domu Samotnej Matki, a potem dziecko oddać do adopcji. Jednak po porodzie uznała, że nie może żyć bez „swojego Maleństwa”.

Matek w trudnej sytuacji finansowej jest bardzo wiele. Wobec dużego bezrobocia, braku odpowiedniego wykształcenia oraz braku opieki nad dzieckiem, kobiety nie mają co marzyć o stałym zatrudnieniu. Utrzymują się głównie z Zasiłku MOPS i pracy na czarno. Próbują skleić swoje życie i z tego skromnego wynagrodzenia odłożyć parę groszy na tzw. „czarną godzinę”. Stają się „managerkami” ubóstwa i zaczynają życie na nowo.  

s. Anna (Antonianka)

Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi jest prowadzony przy wsparciu Fundacji Służby Rodzinie „Nadzieja”. Fundacja niesie pomoc samotnym bezdomnym matom, aktywizując je społecznie i zawodowo. Jednocześnie chroni ich dzieci przed trafieniem do domu dziecka.

Fundacja wspiera również rodziny z problemami wychowawczymi oraz małżeństwa dotknięte bólem niepłodności (poradnia Naprotechnologii).

Wymienione działania można wesprzeć, przekazując nam swój 1% podatku. Wystarczy wpisać w zeznaniu rocznym PIT numer KRS: 0000262774.

Na stornie www.FundacjaNadzieja.org można pobrać darmowy i prosty w obsłudze program do wypełniania PIT.