Portal Fronda.pl: Jest Pani związana z Operą Nova w Bydgoszczy. W tym samym mieście w Teatrze Polskim w piątek ma się odbyć projekcja „Golgoty Picnic” – spektaklu, który budzi niemałe kontrowersje i jest uznawany przez środowiska katolickie za bluźnierczy… Co Pani o tym sądzi?

Małgorzata Ratajczak*: Kultura i to, co pokazujemy na scenie, dla mnie przede wszystkim powinno mieć smak. To znaczy, że im mniej pokazujemy, tym więcej dajemy widzowi do myślenia, wtedy ma to jakiś sens. Oczywiście, pojawiają się głosy, że jeśli komuś spektakl się nie podoba, to nie musi go oglądać. Z drugiej strony, liczne i głośne protesty przekładają się na ogromną reklamę tego przedsięwzięcia. Zawsze powtarzam, że kij ma dwa końce. Kiedy tak wiele się mówi i pisze o tym przedstawieniu, to jego organizatorzy zaoszczędzają ogromne pieniądze, które normalnie musieliby wydać na reklamę. Tutaj reklama sama się robi.

Co Pani sądzi o samej sztuce Rodrigo Garcii?

Mnie ten spektakl wydaje się obsceniczny, nie miałabym ochoty go oglądać. Zawsze staram się być człowiekiem tolerancyjnym, zrozumieć drugą stronę, ale „Golgoty Picnic” w życiu bym nie obejrzała. Zdjęcia, jakie zobaczyłam z tego spektaklu były w moim odczuciu po prostu niesmaczne, nie wyobrażam sobie, abym miała coś takiego oglądać.

Mówi Pani, że „efektem ubocznym” protestów przeciwko „Golgocie Picnic” jest reklama tego przedstawienia. Zgoda, ale z drugiej strony, tylko dzięki protestom udało się odwołać spektakl, jaki miał się odbyć w ramach Festival Malta w Poznaniu.

To świetnie, że zrezygnowano z tego spektaklu. Wszystko zależy od tego, kto podejmuje decyzje. Dyrektor Teatru Polskiego widocznie miał zupełnie inne podejście. Myślę, że uznał „Golgotę Picnic” za dzieło sztuki. Ja tak nie uważam. Same zdjęcia, kadry z tego spektaklu przypominają mi film pornograficzny, więc teatr raczej nie jest miejscem pokazywania czegoś takiego. Co więcej, tam pojawiają się liczne nawiązania do Kościoła i wiary. Chodzi o to, żeby szokować. Mam wrażenie, że dziś artyści, jeśli nie wiedzą, czym zachęcić widzów do obejrzenia swojego spektaklu, decydują się po prostu na szokowanie. A teatr to dla mnie magia, nie powinno być w nim miejsca na pokazywanie nagości człowieka w taki wulgarny sposób. Ludzie idą do teatru po to, by coś przeżyć. Zobaczyć coś, co nie jest tak dosłownie pokazane. Jeżeli wyłoży się kawę na ławę, to ta sztuka, przynajmniej dla mnie, przestaje być ciekawa.

Jedni uznają „Golgotę Picnic” za wyraz bluźnierstwa, inni stają w jej obronie…

to całkiem normalne! Żyjemy w kraju, w którym ludzie mają różne poglądy i często ostro się o nie ścierają. W obronie „Golgoty Picnic” powstał nawet list podpisany przez ludzi kultury, same znane nazwiska. Nie można powiedzieć, że to są jacyś głupi ludzie... wręcz to są autorytety w dziedzinie sztuki, filmu... Oni mają po prostu inną wrażliwość. Nie uważają, że taka sztuka godzi w czyjeś dobre imię albo w niezwykle ważne dla katolików wartości. Może czasem podchodzimy do pewnych spraw zbyt emocjonalnie. Osobiście, staram się wypośrodkowywać. Nie fascynują mnie kłótnie i swady, których na polskim podwórku tak wiele. Mamy jedno krótkie życie, które tak szybko mija. A przecież trzeba zdążyć zapracować sobie na ten drugi, lepszy świat…

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

*Małgorzata Ratajczak - polska śpiewaczka operowa, mezzosopran, od 1988 roku solistka Opery Nova w Bydgoszczy, wyróżniona medalem "Zasłużony dla Kultury Polskiej" (przyznanym przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego)