Co polski parlament robił przez ostatnie lata w sprawie repatriantów i czy sytuacja Polaków w Mariupolu jest poważna? Spytaliśmy o to posłankę Małgorzatę Gosiewską.

Grzegorz Schetyna powiedział dziś, że rozwiązania dotyczące repatriantów z Mariupola są już przygotowywane, jednak dodał, że nie jest to paląca kwestia, bo w tamtym rejonie nie ma bezpośredniego zagrożenia. Jakby się Pani odniosła do tych słów?

Taka wypowiedź przedstawiciela polskiego MSZ jest oburzająca, ale wcale nie nowa. Polacy z Mariupola już od zeszłego roku proszą o możliwość ewakuacji. Miesiąc po tym, kiedy wystosowana została pierwsza prośba, nastąpił tam atak gradów (rosyjskie wyrzutkie rakietowe przyp. red.), w którym zginęło ok. 30 osób, a 100 osób było ranne. Ocena MSZ, wg której tam się nic nie dzieje i nie występuje żadne zagrożenie, to czysta hipokryzja. Pokazuje to brak wrażliwości na ludzką krzywdę.

Kiedy rozmawialiśmy o tym na Komisji łączności z Polakami za granicą, zawsze słyszeliśmy to samo – "w tej chwili sytuacja jest stabilna, jesteśmy przygotowani do ewentualnych działań". Tyle tylko, że jak pokazuje przykład ewakuacji Polaków z Donbasu, nasz MSZ potrzebuje na to ok. dwóch miesięcy. Tyle trwa przygotowanie i wykonanie takiej operacji.

A jak Pani by oceniła aktualną sytuację w tamtym rejonie?

Wojska separatystów wspierane bezpośrednio przez Rosję stoją w odległości 20 km od Mariupola. Tam stoją też grady, których zasięg wynosi 40 km, co pokazuje, że przed ewentualnym atakiem nikt nie mógłby się uchronić. Siły rosyjskie są tak potężne, że pomimo zabezpieczeń i przygotowań ze strony ukraińskiej, miasto zostałoby zajęte bardzo szybko. Tym samym nie widzę możliwości ewakuacji Polaków z dnia na dzień.

Może powiem, jak prace sejmowe nad tym problemem wyglądały w praktyce. Miałam "przyjemność pracować" w Komisji nadzwyczajnej ds. Ustawy o repatriacji. Nie można nazwać pracą tego, co robiła ta komisja pod przewodnictwem pani Joanny Fabisiak – posłanki Platformy. Komisja spotkała się tylko pięć razy, z czego jedno to było jedynie ukonstytuowanie się komisji. Więc de facto były tylko cztery.

Można by pomyśleć, że za to pełne intensywnej pracy.

Nic bardziej mylnego. Fakty temu przeczą. Komisja podczas tych spotkań zaakceptowała trzy artykuły i trzy omówiła. To wszystko. Nie było woli politycznej ze strony Platformy, a głównym argumentem dla usprawiedliwienia tego stanu rzeczy, był brak środków. Uważam jednak, że umożliwienie Polakom powrotu na ziemię ojczystą to jest nasz obowiązek. I to jest wielki wstyd dla Polski i dla polskiego parlamentu, że akurat na to środków nie można znaleźć.

Ale jakaś repatriacja się odbywa?

Tak, ale na bardzo złych zasadach. Nie zabezpiecza się możliwości adaptacji tych ludzi w Polsce, po przyjeździe są pozostawieni sami sobie, nie mają wsparcia. Sama znam takich ludzi, jak też takich, którzy starają się im pomóc, bo jest to naprawdę trudny proces. Właśnie środowiska, które pomagają repatriantom napisały obywatelski projekt ustawy dotyczącej tej kwestii, który pięć lat temu trafił do parlamentu. Niestety teraz możemy już oficjalnie powiedzieć, że trafił do kosza, bo w tej kadencji pozostało już tylko jedno posiedzenie, więc nie ma już nawet fizycznej możliwości powrotu do tego projektu. Dlatego mówienie o jakiś planach w tym momencie to przykład zupełnej hipokryzji.

Czy powodem niepowodzenia tego projektu ustawy był brak środków w budżecie?

Nie chodzi tu nawet o pieniądze, gdyż trzeba pamiętać, że nawet te pieniądze, które były w budżecie państwa przeznaczone na cel repatriacji, nie były wykorzystywane. Rokrocznie część środków wracała do budżetu państwa. Z naszych obliczeń wynika, że przez te pięć lat zwrócono ok. 16 mln złotych. Natomiast z raportu NIK wynika, że reszta środków w dużej mierze została wykorzystana niewłaściwie. Świadczy to o tym, że Platforma Obywatelska nie była zainteresowana rozwiązaniem tego problemu. Wstydzę się, że tak to wygląda, choć starałam robić się w tej sprawie wszystko, co może robić poseł opozycji.

A co dokładnie może w tej kwestii robić poseł opozycji?

Właśnie niewiele. Można by zarzucać nam, dlaczego z własnej inicjatywy nie zwoływaliśmy prac podkomisji, ale fakty są takie, że nie ma prawnej możliwości zwoływania podkomisji nadzwyczajnych przez posłów opozycji, co sprawdzaliśmy zresztą w biurze legislacyjnym. Takie posiedzenie może zarządzić tylko przewodniczący, a pani Fabisiak nie przejawiała takiej woli politycznej.

Czyli nie było możliwości wprowadzenia tamtego projektu w życie?

Warto podkreślić, że wspomniany wcześniej projekt obywatelskiej ustawy o repatriacji uzyskał poparcie wszystkich klubów parlamentarnych. Jak się okazało, były to jednak tylko słowa, a w praktyce projekt przepadł. Oczywiście były pewne zarzuty wobec tego projektu, sama uważam, że wymagał on pewnej pracy, kilka artykułów można było poprawić, ale właśnie od tego jest podkomisja, żeby nad tym pracować. Ale jeżeli nie ma ku temu woli, zwyczajnie się nie da.

MW