Dylemat może wydać się szokujący, zwłaszcza, że forma rodzimych graczy poszła w górę. Triumwirat z Dortmundu znów jest na ustach całej Europy, młody Szczęsny robi furorę na Wyspach (nie zmieni tego nawet ostatnia ligowa wpadka), jeden z "importowanych" polonusów - Ludovic Obraniak w nowym klubie (Bordeaux) wraca do świetnej dyspozycji, udowaniając swoją wartość w każdej kolejce Ligue 1, a wszechstronnym Grosickim już zaczynają interesować się czołowe kluby, regularnie grające w Lidze Mistrzów. Nieco gorzej jest ze środkiem obrony, ale - w porównaniu do lat poprzednich - stan naszej kadry prezentuje się zaskakująco dobrze. Tylko czy Franciszek Smuda zdoła wykorzystać ten potencjał? 

 

W takiej sytuacji, każdy normalny kibic wygrzebuje z szafy biało-czerwone gadżety i ustala czerwcowy harmonogram pod kątem meczów rodzimej kadry. Tyle, że ewentualny sukces naszych reprezentantów może oznaczać utrwalenie PZPN-owskiego betonu. Czy gole "Lewego", rajdy "Kuby" i interwencje Szczęsnego będą milowym krokiem polskiej piłki, czy raczej legitymacją poczynań Grzegorza Laty i spółki? Podobnie było w ciągu ostatniej dekady. Występ na wielkiej imprezie był traktowany priorytetowo, przy ciągłym odkładaniu "na później" prawdziwych problemów, niszczących rodzimy futbol od środka. Kwalifikowaliśmy się na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii, Mistrzostwa Świata w Niemczech, udało się wywalczyć historyczny awans na Euro 2008... Tyle, że w tym samym czasie działacze, rozgorączkowani udziałem w wielkich turniejach, przymykali oko na korupcję, coraz niższy poziom rozgrywek ligowych czy upadek reprezentacji młodzieżowych, które w latach 90. pod wodzą Andrzeja Zamilskiego i Michała Globisza święciły triumfy.

 

Dlatego już teraz warto myśleć o porządkach w PZPN. Do tej pory działacze mieli alibi w postaci Euro 2012. Na dobro imprezy powoływał się nawet Adam Hofman, rzecznik PiS, który w czasie wybuchu tzw. afery taśmowej wyjątkowo ostrożnie oceniał kwestię szybkiego rozwalenia siatki układów w związku. Prowokacja, autorstwa Grzegorza Kulikowskiego pokazała jedynie pewne mechanizmy, które na dobre wpisały się w klimat piłkarskiego podwórka. Odwołanie Zdzisława Kęciny jest wyłącznie wierzchołkiem góry lodowej, bo w związku nadal pierwsze skrzypce grają ludzie, odpowiadający za patologie. 

 

Przy okazji „afery taśmowej” uaktywnił się Janusz Hańderek, przewodniczący Komisji Rewizyjnej PZPN. Podczas Walnego Zgromadzenia przedstawił nieprawidłowości w pracy związku, czyniąc z siebie rycerza na białym koniu, niosącego wybawienie dla polskiej piłki. Dziwne tylko, że przewodniczący Komisji Rewizyjnej nie był łaskaw przypomnieć sprawy towarzyszącej jednemu z meczów Polonia Warszawa – Górnik Zabrze. - Sędzia popełnił potworny błąd, nie zauważył ręki piłkarza Górnika. Obserwatorem sędziowskim z ramienia PZPN był właśnie Hańderek! Jak szef Komisji Rewizyjnej może być obserwatorem? To nie trzyma się kupy! Sprawdza się to o czym mówiłem, że PZPN to przyczółek komuny w którym agent siedzi na tajnym współpracowniku i jeszcze jakimś wywiadowcy, jeden na drugim. Było tak, że na 100-kilkunastu ludzi na Walnym Zgromadzeniu PZPN, aż 60 było tajnymi współpracownikami SB. Ponieważ nie zrobiono dekomunizacji, jeden na drugiego ma haka i tak to wszystko się trzyma – relacjonował kilka miesięcy temu portalowi Fronda.pl Jan Tomaszewski. Z kolei Leszek Lechoń (Futbolnet.pl) w rozmowie dla Portalu Poświęconego, przypomniał, że Janusz Hańderek sam przyznał, że donosił na opozycjonistów. - Jako dziennikarz pisał na nich donosy, a dziś jest na piedestale w PZPN i zajmuje bardzo ważne i odpowiedzialne stanowisko! – nie krył swojego oburzenia publicysta.

 

Czy ewentualny sukces naszych piłkarzy jeszcze bardziej umocni klikę, która od lat dzieli i rządzi w polskim futbolu? Niestety popisy naszych zawodników mogą przywoływać widok zacierających ręce, podstarzałych działaczy z PRL-owską przeszłością.

 

A jeżeli biało-czerwoni zawiodą? Przynajmniej znajdzie się powód do rozwalenia postkomunistycznego betonu. Zawsze jest jakieś wyjście. "Always look on the bright side of life", jak śpiewali komicy kultowej grupy Monthy Pythona. Ich absurdalny humor coraz lepiej pasuje do naszej rzeczywistości.

 

Aleksander Majewski