Jeżeli przyjąć wypowiedź Donalda Tuska z piątkowego programu „Tak jest” w TVN24 jako deklarację startu w wyborach prezydenckich w 2020 r., wówczas możemy powiedzieć jedno: będzie naprawdę ciekawie.

 „W 2019 r. będę w Polsce i niech nikt nie myśli, że będę wyłącznie oglądał telewizję”- tylko tyle i aż tyle. Zdeklarowani przeciwnicy Tuska już rozpowszechniają w mediach społecznościowych memy o tym, że, faktycznie, „w więzieniu można też chodzić na siłownię i spacerniak”, a sympatycy Platformy Obywatelskiej, którzy nie wierzą w charyzmę Grzegorza Schetyny, już czekają, aż Tusk „wróci i posprząta”.

We wczorajszym wydaniu programu Wirtualnej Polski „Moja strona. Bitwa redaktorów” naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, Paweł Lisicki zakpił z sondy wp.pl. Większość głosujących stwierdziła bowiem, że chce, aby były premier wrócił do polskiej polityki. W ocenie Lisickiego przypomina to „oczekiwanie Żydów na Mesjasza”. Jego adwersarz, dziennikarz „Polityki” i TOK FM, Jacek Żakowski stwierdził, że wcale nie jest przekonany co do powrotu Tuska, jednak rząd Prawa i Sprawiedliwość, zdaniem publicysty, zrobił szefowi Rady Europejskiej duży prezent, przyznając ministrom Beaty Szydło oraz jej samej sowite premie.

Część komentatorów, jak np. Stanisław Janecki z tygodnika „Sieci”, pisze wprost, że w Wielki Piątek, 30 marca A.D. 2018, zarówno obecnie urzędujący prezydent, Andrzej Duda, jak i szef Rady Europejskiej, Donald Tusk, rozpoczęli swoje kampanie wyborcze, co więcej, że ruchy obu polityków nie były przypadkowe, że były ze sobą powiązane, że Duda musiał wiedzieć o planach Tuska, a Tusk zareagował, odpowiedział na jego decyzję.

Dotychczas spekulowano, że szef Rady Europejskiej wystartuje w najbliższych wyborach prezydenckich, które odbędą się, jak wskazuje ordynacja wyborcza, w 2020 r. Od piątkowej wypowiedzi Donalda Tuska, kolejne media rozpisują się, że może to nastąpić już wcześniej, bo w wyborach parlamentarnych w 2019 roku. Wskazuje na to fragment: „W 2019 r. będę tutaj”. Co więcej, „Super Express”, powołując się na anonimowego byłego bliskiego współpracownika Tuska pisze, że szef RE ma już gotowy plan działania i chce ponownie stanąć w szranki z prezesem PiS, Jarosławem Kaczyńskim. „Teraz (Tusk-przyp. Red.) ma jeden cel: chce pozbawić Jarosława Kaczyńskiego władzy. Temu poświęci kolejne lata”- czytamy w „Super Expressie”.

O ile tacy politycy jak Grzegorz Schetyna, Katarzyna Lubnauer czy Ryszard Petru, są tak charyzmatyczni i wyraziści, że Jarosław Kaczyński, nawet mimo raczej słabych ostatnio sondaży, mógłby w zasadzie do końca kadencji spokojnie przeczytać wszystkie istniejące „Atlasy Kotów”, o tyle Donald Tusk byłby twardym orzechem do zgryzienia. Pamiętamy przecież, że dopóki Tusk był w Polsce, to Platforma Obywatelska wygrywała kolejne wybory, choć mniej więcej na półmetku drugiej kadencji jej przewaga zaczęła topnieć, umacniała się za to pozycja Prawa i Sprawiedliwości. Politycy PiS, pytani o powrót Tuska do polskiej polityki, odpowiadają często, że Polacy pamiętają jego rządy i raczej nie czekają na byłego premiera, ale czasami można odnieść wrażenie, że to takie uspokajanie samych siebie.

Jeżeli „szarzy” Polacy, którzy nie potrafili odnaleźć się po transformacji , którzy czuli się pokrzywdzeni przez III RP, nie czekają na Donalda Tuska, na pewno czeka nań lwia część opozycji, zwłaszcza tej spod znaku Platformy Obywatelskiej. Wydaje się, że są to zwłaszcza „twardogłowi” z PO, ci najbardziej nastawieni na odsunięcie PiS od władzy. Kwestią dyskusyjną jest, czy za szefem Rady Europejskiej tak bardzo tęskni Grzegorz Schetyna, który, mimo ważnych funkcji w rządzie czy parlamencie, w okresie rządów Tuska był zawsze raczej postacią drugoplanową. Ten sam Schetyna stwierdził dziś w programie Bogdana Rymanowskiego w TVN24, że raczej niemożliwe, aby były premier zdążył wystartować w wyborach parlamentarnych, ponieważ te przewidziane są na jesień 2019 r., a kadencja szefa Rady Europejskiej kończy się w grudniu 2019 r., więc jeśli już, niewykluczone, że Tusk zostanie kandydatem Platformy Obywatelskiej dopiero w wyborach prezydenckich.

A skąd ta pewność, że Tusk w ogóle zechce wystartować z Platformy? Może stworzy coś zupełnie nowego, nieskażonego schetynizmem, kopaczyzmem i komorowszczyzną, które obserwowaliśmy od kampanii przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi w 2015 r.? Sławomir Neumann uważa, że Tusk nowej partii raczej nie założy. „Nowa partia? Bez jaj”-skwitował w rozmowie z „Super Expressem”. Przewodniczący klubu PO bardzo mocno się zresztą rozkręcił, zapewne w związku z sondażami, w których Platforma ostatnio odrabia straty. Neumann już bowiem widzi Polskę w 2020 r., z prezydentem Tuskiem i premierem Schetyną. Jeśli wierzyć ścisłemu kierownictwu PO, najbardziej prawdopodobny wydaje się więc scenariusz, że Donald Tusk powalczy- prawdopodobnie z Andrzejem Dudą- o fotel prezydenta Polski.

Co na to Prawo i Sprawiedliwość? Poza zdecydowaną deklaracją ministra Marka Suskiego i ostrą krytyką ze strony byłego szefa MON, Antoniego Macierewicza, raczej powściągliwie komentuje ostatnią decyzję prezydenta Andrzeja Dudy o zawetowaniu tzw. ustawy degradacyjnej, jak i spekulacje, czy obecnie urzędujący prezydent w 2020 r. będzie ubiegał się o reelekcję właśnie z ramienia PiS. Dużą ostrożnością wykazał się wczoraj były wiceminister obrony, Bartosz Kownacki, który w programie Bogdana Rymanowskiego stwierdził, że za wcześnie, by mówić, czy będzie głosował na Andrzeja Dudę, bo nawet nie wiadomo jeszcze, jacy kandydaci wystartują w wyborach prezydenckich, do których jest jeszcze zresztą sporo czasu. Parlamentarzysta PiS jednocześnie kpił z Tuska, sugerując, że na szefie RE najwyraźniej poznała się już także Bruksela. Z kolei prof. Zdzisław Krasnodębski, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, uważa, że raczej nic nie wskazuje na to, aby Prawo i Sprawiedliwość zrezygnowało z poparcia dla obecnie urzędującego prezydenta. Jak podkreślił Krasnodębski w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl, wszystko wskazuje na to, że Duda także i w 2020 r. będzie kandydatem PiS na urząd głowy państwa.

Jeżeli sprawdzi się scenariusz, w którym PiS wystawia Dudę, a PO- Tuska, będziemy mieć do czynienia ze starciem tytanów i o obu można powiedzieć jak niegdyś naczelny „Gazety Wyborczej” o Bronisławie Komorowskim, że aby przegrać wybory, musieliby „po pijanemu przejechać na pasach zakonnicę w ciąży”. Wydaje mi się, że Prawo i Sprawiedliwość powinno postawić na jedność i przekonywać wyborców, że nie ma sensu odwracać się od prezydenta Andrzeja Dudy oraz dążyć do tego, aby sprawa ustawy degradacyjnej zakończyła się podobnie do tej z ustawami o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym. PiS powinno przekonywać „twardy elektorat”, że Duda to nie „nowy Bolek” i warto mu ufać, zwłaszcza gdy gdzieś tam w oddali majaczy majestatyczna sylwetka Donalda Tuska na białym rumaku. A przecież wszyscy pamiętamy, jak było za rządów Tuska. Chcemy takiego prezydenta? Przypomnijmy sobie całkowicie bierną postawę Tuska po katastrofie smoleńskiej. A może warto również przemyśleć słowa byłego premiera, Jana Olszewskiego i jakoś wytłumaczyć i przeprosić za te nagrody? Politycy i sympatycy Platformy lub nieprzychylne rządowi media już budują narrację, że Tusk nagród nie rozdawał, a jeśli już, to tylko urzędnikom poszczególnych resortów, choć jeśli spojrzeć na publikacje poszczególnych portali z czasów rządów PO-PSL wydaje się, że nie do końca tak było. 

Oczywiście, zakładając, że planów Tuska nie pokrzyżują zarzuty, czy to w związku z katastrofą smoleńską, czy to którąś z afer rządów PO-PSL. Media informują, że PiS czai się z zarzutem zdrady dyplomatycznej, o którym mówił wcześniej chociażby Antoni Macierewicz. Akt oskarżenia ma zostać, według mediów, odpalony w najbardziej dogodnym dla PiS momencie. 

Jedno jest pewne: szykuje się wyjątkowo ciekawa kampania, być może nawet ciekawsza od starcia Dudy z Komorowskim, które jako żywo przypominało walkę Dawida z Goliatem. Dziś "Dawid" ma jednak zbudowaną pewną pozycję, a "Goliat" jest inny, wypoczęty i odświeżony, choć jego przewaga wcale nie jest tak oczywista, może trzeba więc zastanowić się już nad innym porównaniem. 

JJ/Fronda.pl