Po pierwsze, warto podkreślić, że 2015 rok to kolejna data, jaką wymienia Donald Tusk w kwestii przystąpienia Polski do strefy euro. W 2008 roku podczas konferencji w Krynicy premier mówił o roku 2011, który właśnie minął. Wtedy ta data wydawała się dość realna, a deklaracja Tuska była stanowcza i jasna. Jak się okazało, nie byliśmy w stanie zrealizować tego zobowiązania i dobrze się stało, bo kiedy dziś widzimy, w jakim stanie jest strefa euro, to raczej należałoby się cieszyć z tego, że obietnice premiera się nie ziściły.

 

Potem padały następne możliwe daty przystąpienia do euro. Prezydent Komorowski mówił o 2015 roku czy też 2016 roku. Jednak sytuacja cały czas jest dynamiczna, obserwujemy, co dzieje się w strefie euro, czy jest ona w stanie wyleczyć się ze swoich problemów, czy kolejne pakty i traktaty wyprowadzą ją na prostą i powstrzymają kryzys.

 

Oczywiście, wszyscy najważniejsi polscy politycy muszą być bardzo ostrożni w kreśleniu perspektywy przystąpienia Polski do strefy euro. Dlatego wydaje mi się, że nawet jeśli rozmowa pomiędzy przewodniczącym Schulzem a premierem Tuskiem miała charakter prywatny, to szef polskiego rządu nie powinien w tak jednoznaczny sposób podawać możliwej daty przystąpienia do euro. Szczególnie kiedy rozmawia się z kimś takim, jak Martin Schulz, który jak wiadomo jest politykiem dość impulsywnym i nigdy nie wiadomo, co opowie potem dziennikarzom.

 

Na tego typu deklaracje, nawet podczas rozmów o charakterze prywatnym, za zamkniętymi drzwiami, trzeba bardzo uważać. Tym bardziej, że nie jest to deklaracja tylko i wyłącznie polityczna. Rynki, inwestorzy, giełdy zawsze na takie oświadczenia reagują. Data wejścia Polski do strefy euro jest niezwykle istotna dla biznesu. Szafowanie takimi datami w jednej z najistotniejszych kwestii, jeśli chodzi o naszą gospodarkę, jest dość nieostrożne.

 

Wydaje mi się jednak – choć oczywiście nie byłem przy tej rozmowie osobiście – że było to zwykłe nieporozumienie. Być może Donald Tusk mówił, że Polska będzie się starała do tego czasu spełnić wszystkie kryteria konieczne do przystąpienia do strefy euro, na co zresztą zwracał uwagę minister Rostowski. Nie przywiązywałbym dużej wagi do tej daty, bo nie sądzę, by była to poważna, stanowcza deklaracja premiera. Tym bardziej, że mamy już 2012 rok, a to oznacza, że wkrótce musielibyśmy wprowadzić złotego do tzw. węża walutowego, bo w procesie wstępowania do strefy euro wymagany jest okres takiego dwuletniego testu. Oznaczałoby to dość duże przyspieszenie procedury. Nie sądzę, by w rozmowie z Schulzem Tusk jednoznacznie powiedział: „Tak, w 2015 roku wchodzimy do euro”. Gdzieś po drodze musiało nastąpić jakieś przekłamanie, niedoprecyzowanie i stąd całe to zamieszanie.

 

not. Marta Brzezińska