„Pamiętnik wiejskiego proboszcza”, „Pod słońcem szatana”, „Zły sen”, „Dialogi karmelitanek”, „Zbrodnia”, „Radość” - wszystkie te książki, jeszcze kilkanaście, może kilkadziesiąt lat temu były obowiązkową lekturą katolickiego – i nie tylko – inteligenta. Niejasne, zaplątane, trudne, ale niezwykle wciągające książki francuskiego pisarza czytało się z wypiekami na twarzy i wyciągało z nich lekcję chrześcijaństwa i Boga, któremu daleko było do łatwego, a niekiedy wprost naiwnego optymizmu części współczesnych apologetów. Bernanos nigdy nie uciekał przed ciemnymi zakamarkami duszy ludzkiej, nie pozostawał przy pozorach pobożności, ale zdzierał maski, chłostał mieszczańską przeciętność, ukazywał ślady działania Szatana, tam gdzie inni widzieli jedynie piękno życia rodzinnego i święty spokój. Taki styl może irytować, bo nie pozwala usnąć ze spokojnym sumieniem, a do tego kwestionuje każdą, także naszą własną pobożność, niszczy obraz słodziutkiej Bozi, która niczego od nas nie wymaga, ale zawsze nas broni, i świata, który dziarsko maszeruje ku postępowi.
Mroczna strona duszy
I chyba właśnie ta mroczność postrzegania świata, jego skomplikowanie jest tym, co odrzuca współczesnych chrześcijan od Bernanosa. On, inaczej niż Chesterton, nijak nie nadaje się na pocieszyciela, nie daje prostej nadziei jak Lewisowe „Opowieści z Narni” i nie zbroi do walki jak apologetyka chrześcijańska obu panów. Próżno też szukać obrazu wielkiej wojny, którą można przecież odnieść także do starcia cywilizacji, jaką przeniknięty jest „Władca Pierścieni” Tolkiena. Zamiast tego Bernanos proponuje nam wielką wojnę z samym sobą, ze światem i z szatanem. Wojnę, która toczy się w najgłębszych tajnikach psychiki, i która wymaga wprawdzie wojowników, ale niekoniecznie w zbrojach, o wiele częściej we włosienicach.
Nie ma też w jego książkach prostych lekarstw. To, co oczywiste często okazuje się u niego nieoczywiste. Zło przybiera postać dobra, a dobro zła. Pobożność często skrywa autentyczny nihilizm, skryty – niekiedy także przed samym bohaterem – pod maską prawdziwej moralności i miłości. Ale jednocześnie twarde, mocne, bezlitosne słowa Bernanosa mają moc wyzwalania. On nie obawia się mówienia prawdy, nawet najtrudniejszej. Jego bohaterowie, słabi, pozbawieni własnej mocy bywają jak miecz obosieczny.
Piekło istnieje naprawdę
Tak jest, gdy w „Pamiętniku wiejskiego proboszcza” młodziutki proboszcz, z wiejskiej rodziny, schorowany rozmawia z Hrabiną, która samą siebie postrzega jako pobożną, a która nigdy nie wyzbyła się nienawiści do Boga, który – w jej opinii odebrał jej syna. Gdy kapłan mówi jej, że Bóg ją skruszy, ona odpowiada z iście satanicznym zuchwalstwem: „skruszyć mnie? Już mnie skruszył. Cóż mi może zrobić więcej? Zabrał mi mojego syna. Już się Go nie boją”. Ksiądz odpowiada bez owijania w bawełnę, bez – tak typowego dla nas współczesnych pseudomiłosierdzia: „Zaciętość pani serca może rozłączyć panią z nim na zawsze”. Hrabina reaguje w sposób typowy dla współczesności. „Ksiądz bluźni. Bóg się nie mści!” i dodaje, że syn zawsze będzie ją kochał. A ksiądz, bez wahania, ale za to z głębokim wyczuciem katolickiej teologii, której tak często brakuje naszym duchownym, odpowiada: „Nie mści się, to są ludzkie słowa, one mają sens tylko dla pani” i dodaje „Nie będziecie się nienawidzić, nie będziecie się już znać”.
A dalej Bernanos zawiera teologię piekła, wyrażoną w pięknej frazie, a jednocześnie mrożącą krew w żyłach. „Piekło, proszę pani, to niemożność kochania. (…) Nie kochać już znaczy dla żywego człowieka kochać mniej albo kochać gdzie indziej. A gdyby ta właściwość, która nam się wydaje nieodłączna od naszej istoty, samą naszą istotą mogła zniknąć? Już nie kochać, już nie rozumieć – rozumieć to jest jeszcze jeden sposób kochania, a żyć mimo to, cóż za dziw! (…) Nieszczęściem niesłychanym tych rozpalonych kamieni, które niegdyś były ludźmi, jest to, że one niczym już nie mogą się dzielić” - wskazuje Bernanos ustami wiejskiego proboszcza. I te jego rozważania, tak jak cała rozmowa z hrabiną, która jest w pewnym sensie wprowadzeniem w chrześcijaństwo pozostaje na długo w umyśle i sercu czytelnika.
Traktat o wierze i życiu
Mocno wybrzmiewa w twórczości Bernanosa także powiązanie wiary i życia. Tej pierwszej nie ma bez tego drugiego. „Nie traci się wiary, ona przestaje kształtować życie, to wszystko. I dlatego starzy spowiednicy mają rację, że patrzą sceptycznie na te kryzysy intelektualne niewątpliwie o wiele rzadsze, niż się twierdzi” - zauważa bohater Bernanosa. I rozwija tę myśl w rozważaniu o czystości. „... czystość nie jest nam nakazana jako kara, jest ona jednym z tajemniczych, ale oczywistych warunków – potwierdza to doświadczenie – nadprzyrodzonej znajomości samego siebie, samego siebie w Bogu, które nazywa się wiarą. Nieczystość nie niszczy tej znajomości siebie, ona tylko niweczy jej potrzebę. Człowiek nie wierzy, bo już nie pragnie wierzyć. Nie pragniecie już znać siebie” - zauważa Bernanos.
I trudno nie dostrzec w tych słowach najgłębszej analizy współczesności. Wiara została w niej zniszczona nie przez analizy intelektualne, ale przez nieczystość, rozluźnienie obyczajów. Bóg wycofuje się z życia, my wycofujemy z niego Boga, by móc spokojnie oddawać się kultywowaniu życia, które jest niezgodne z zasadami i normami Bożymi. Ateizm, agnostycyzm, a jeszcze częściej obojętność religijna pojawia się zaś jako uzasadnienie dla podejmowanych przez nas wyborów, jako rozwinięcie stylu życia. Bernanos przed laty nie mógł tylko przewidzieć, że ten styl tracenia wiary uzyska wymiar całkowicie społeczny, i że zostanie on zaakceptowany przez część teologów.
Rzecz o kapłaństwie
Książki Bernanosa są wreszcie wielkimi traktatami o kapłaństwie. „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” czy „:Pod słońcem szatana” - to przecież historie wspaniałych, choć zupełnie zwyczajnych kapłanów, którzy potrafią zmierzyć się ze sobą, z szatanem i wreszcie z ludźmi. Każdy z nich mógłby być wzorem dla innych. Ich odwaga, pokora, zaangażowanie są szkołą, literackim seminarium dla współczesnych kapłanów, którym niekiedy wydaje się, że od ascezy i modlitwy ważniejsze są nowe techniki duszpasterskie.
Ale teologia kapłaństwa przebija się nie tylko w bohaterach Bernanosa, ale także w ich słowach. „Tam, gdzie Bóg na ciebie czeka, będziesz się musiał, synu, wspinać, piąć albo zgubić. Nie spodziewaj się żadnej ludzkiej pomocy, jesteś w zupełnym osamotnieniu, na wygnaniu nie mającym kresu. Znikąd ukojenia, uspokojenia w straszliwej niepewności, w jakiej będziesz się szamotał do końca” - mówi do młodego bohatera „Pod słońcem szatana” starszy doświadczony kapłan, który jasno wskazuje młodemu współbratu, że jego powołaniem jest bycie „ofiarą” dla dusz wiernych. Wielkość powołania kapłańskiego w niczym nie umniejsza jego ludzkiego wymiaru. „Płacimy drogo za też nadludzką godność naszego powołania. Śmieszność jest zawsze tak blisko wzniosłości! I świat, zazwyczaj tak pobłażliwy dla śmieszności, naszej śmieszności nienawidzi instynktownie. Głupota kobieca jest już dość irytująca, głupota kleru bardziej jeszcze irytuje niż głupota kobiet, której zresztą wydaje się niekiedy tajemnicą odroślą” - zauważa Bernanos w „Pamiętniku wiejskiego proboszcza”.
Wszystkie te słowa, bohaterowie, ale także wstrząsające sceny układają się w wielką pochwałę chrześcijaństwa. Jest ono nieco inne niż w wydaniu Tolkiena i Lewisa, nie ma w nim rubaszności Chestertona, ale jest za to dramat Judasza czy zdrady Piotra, a także dające trudną nadzieję światło zmartwychwstania. Słowem jest cząstka wielkiej symfonii chrześcijaństwa, której nie należy utracić. Dlatego dobrze się stało, że wydawnictwo Fronda „Pamiętnikiem wiejskiego proboszcza” rozpoczęła projekt odzyskiwania Bernanosa.
Tomasz P. Terlikowski
Tekst ukazał się na łamach „Gazety Polskiej”