Kongres Kobiet to lewicowo-liberalna organizacja feministyczna rzekomo walcząca o wybór dla kobiet, parytety, ich obecność w polityce czy na listach wyborczych. Kwestie, powiedzmy szczerze dość abstrakcyjne dla przeciętnej pani Kowalskiej. Organizacja ta za cel postawiła sobie przekonanie, że prawdziwe życie kobiet do praca, a macierzyństwo… no cóż, czasem się zdarza, nawet można z tym żyć, w sumie ma pewne zalety, byle się za bardzo na nim nie koncentrować kosztem choćby życia zawodowego. Zdecydowana większość tzw. autorytetów lewicowo-liberalnych i feministycznych zrzeszona jest w Kongresie, i to ona nadaje kształt narracji dotyczącej kobiet, obecnej w mainstreamowych mediach.

Kongres Kobiet szczyci się tym, że jest organizacją pluralistyczną i miejsce jest tam i dla siostry zakonnej i dla wojującej o prawa kobiet feministki. Poglądy polityczne podobno znaczenia nie mają, choć działaczek PiS wśród pań zaangażowanych w tę organizację można szukać ze świecą. Dorota Warakomska, szefowa Kongresu, deklaruje, że otwarta jest na współpracę z kobietami o poglądach konserwatywnych: „Nie możemy i nie chcemy ich wykluczyć z naszych działań. W Kongresie jest dużo kobiet, które chcą być politycznie aktywne. Same je do tego namawiamy. Ale zależy nam także na tym, żeby nie faworyzować jakiejś opcji. Nie możemy kobietom, które przyjeżdżają z całej Polski, pokazać, że nas nie interesują, bo interesuje nas tylko jedno ugrupowanie” – mówiła w „Wysokich Obcasach”. Z kolei Magdalena Środa pytana o propozycję Kongresu dla konserwatystek rzuciła krótko: „A po co mamy mieć?”.

I w sumie trudno się nie zgodzić z Magdaleną Środą, w końcu trzeba zrobić wszystko, by z debaty o kobietach wykluczyć niemałą grupę kobiet, które mają zdecydowanie inne poglądy. Ciężko nad tym pracuje sama Środa. Wszak nie od dziś wiadomo, że konserwatywne matki, rodzące gromadkę dzieci, zostające z nimi w domu, to nie są właściwe partnerki do dyskusji. A szkoda, bo jednak mam wrażenie, że zdecydowana większość kobiet jednak chce mieć dzieci, chce aktywnie uczestniczyć w ich rozwoju i wychowaniu. Bardziej centrowe nastawienie Doroty Warakomskiej zapewne niekoniecznie znajduje więc uznanie w oczach profesor filozofii.

Ale żeby nie było, że Kongres Kobiet stroni od konserwatystek, to w tym roku zaprosił je do debaty na temat feminizmu katolickiego. Jako że dąży on do zagospodarowania wszelkich dziedzin kobiecej aktywności, to także sporo będzie też o „feminizmie macierzyńskim”. Nie wiem, co to za twór i czym różni się od macierzyństwa w ogóle. Czy to specjalny rodzaj bycia matką charakterystyczny wyłącznie dla kobiet o poglądach feministycznych? A może dla tych, które walczą w różny sposób z dziećmi i apelują, by się przed nimi zabezpieczać. W imię, rzecz jasna, odpowiedzialności.

Tak jak dawniej feministki z zapałem przekonywały, że dzieci mieć nie warto, tak teraz (często pod wpływem własnych macierzyńskich doświadczeń: „to doświadczenie nas uwrażliwiło” – mówi Warakomska) zmieniły punkt widzenia i Kongres Kobiet wzbogacony został o Centrum Rodzicielstwa. Tematyka szeroka od ciąży, niepłodności, porodu, po bunt matek. Nie może oczywiście zabraknąć sztandarowego hasła „macierzyństwo a wybór”. Z akcentem oczywiście na wybór, bo patrząc się na skład „ekspertów” od rodzicielstwa i macierzyństwa zaproszonych do Centrum Rodzicielstwa można bez pudła powiedzieć, o jakim wyborze dyskutantki będą rozmawiać. Od prawa do lewa. Od lewa do prawa. Od PONTONU, przez Feminotekę po Fundację MaMa (która dyskutuje tylko z wybranymi matkami, broń Boże nie z tymi o poglądach konserwatywnych, bo przecież one są wyłącznie matkami, a nie działaczkami społecznymi) i „Gazetę Wyborczą” reprezentowaną przez Pierwszego Feministę RP Piotra Pacewicza. Pełen pluralizm.

Te same osoby, które z taką troską pochylają się w tym roku nad rodzicielstwem, ciążą, porodem czy niepłodnością jednocześnie nie kryją zachwytu nad książką „Pro. Odzyskajmy prawo do aborcji” Kathy Pollitt. Książka swoją premierę będzie miała podczas Kongresu Kobiet. „Zakaz aborcji upokarza kobiety, zagraża ich życiu i zdrowiu. Odbiera nam godność, poczucie, że mamy prawo o sobie decydować” – pisze w recenzji książki Agnieszka Graff, pomysłodawczyni Centrum Rodzicielstwa. Pollitt rozprawia się z ruchami prolife i przekonuje, że „aborcja jest nieodłączną częścią bycia matką i dbania o dobro dzieci, ponieważ nieodłączną częścią dbania o dobro dzieci jest wiedza, kiedy ich lepiej nie rodzić”. Swoją drogą ciekawa to troska. Nie umiem doszukać się dobra dzieci w ich niezawinionej śmierci, ale w końcu nie od dziś wiadomo, że daleko mi do „macierzyństwa feministycznego”.

Małgorzata Terlikowska