Portal Fronda.pl: Na ujawnionych nagraniach monitoringu widzimy, że policja bardzo brutalnie obchodzi się z Przemysławem Wiplerem. Zdaniem prokuratury i samej policji są to jednak działania uzasadnione zachowaniem podpitego polityka, a sprawę miałby wyjaśniać dłuższe nagrania, których jednak ujawnić nie wolno.

Łukasz Warzecha: Jedną sprawą jest tu rozstrzygnięcie, kto zaczął. Nie widać jednak w jaki sposób te poszerzone nagrania, o których prokuratura i policja mówią, miałby cokolwiek zmienić. Na filmie, który opublikowano, widoczne są kluczowe elementy tego zajścia. Co miałoby znajdować się jeszcze na tych wielogodzinnych nagraniach, co uzasadniałoby takie zachowanie policji?

Cokolwiek by to zresztą było, nawet gdyby Przemysław Wipler policjanta poszturchiwał, łapał za mundur czy obrzucał obelgami, to działanie, jakie widzimy na filmie, i tak jest nieuzasadnione. Można zadać pytanie, skąd biorą się takie zachowania policji? Moim zdaniem dochodzimy do bardzo przykrej konkluzji. Zachowania takie biorą się mianowicie z nieporadności i bezradności policjantów. Funkcjonariusze, zwłaszcza ci z prewencji, są fatalnie wyszkoleni. Nie wiedzą, jak sobie radzić w kryzysowych sytuacjach – i pokrywają ten brak umiejętności brutalnością. Nie potrafią właściwie się zachować i dlatego chętnie sięgają po środki przymusu bezpośredniego: tonfę, gaz, a niekiedy nawet po ostrą broń bojową.

Tak było w przypadku szalonego mężczyzny, który w Gorzowie Wielkopolskim rzucał do policjantów na ulicy jakimiś przedmiotami. W każdym cywilizowanym kraju, gdzie policja dysponuje odpowiednim sprzętem i umiejętnościami, zostałby obezwładniony za pomocą paralizatora elektrycznego. Nie w Polsce. Policjanci w panice wyciągnęli broń ostrą i zaczęli, na ulicy, strzelać do tego człowieka. To zachowanie, tak samo jak to w przypadku Przemysława Wiplera, wskazuje na dramatyczny brak wyszkolenia. Policjanci nie potrafią sobie poradzić bez użycia brutalności z jednym lekko pijanym człowiekiem – a jest ich kilkoro! Oni po prostu nie nadają się do policji. Mam jednak świadomość, że to nie jest ich wina: nikt ich po prostu nie nauczył dobrze fachu.

Szczególnie istotna wydaje mi się jedna jeszcze rzecz. Chodzi tu o obronę policjantów, jaką zafundowały policjantom wszystkie władze. Bardzo często się zdarza, że w sytuacjach, gdy policja ma przeciwko sobie ewidentne dowody, broni się jednak rękami i nogami przed tym, by nie przyznać się do błędu. Takie sytuacje uczą zwłaszcza młodych policjantów czegoś fatalnego:  że nie muszą pilnować przepisów ani trzymać się regulaminu, że z osobą pijaną, awanturującą się, a może po prostu dociekliwą, mogą postąpić jak chcą, bo nic im nie grozi. Mogą prysnąć w oczy gazem, brutalnie pobić pałką, wywieźć i skopać gdzieś w komisariacie. To, co zrobili ludzie z najwyższych szczebli władzy w sprawie Wiplera, to właśnie taka lekcja dla policjantów. A to jest niebezpieczne dla nas wszystkich.

not. pac