Przede wszystkim trzeba przypomnieć dwa stwierdzenia Donalda Tuska z czasów rządów PiS. Pierwsze - słynne słowa: „Tylko facet bez prawa jazdy może stawiać fotoradary zamiast budować drogi” i drugie: „Ten rząd (chodziło o rząd PiS -u ) najpierw chce maksymalnie ludziom utrudnić życie, a potem ich dokładnie skontrolować”. Wypowiedzi te można doskonale odnieść do tego, co teraz robi Platforma Obywatelska.

Z technicznego punktu widzenia pomysł jest absurdalny. Aby wykonać pomiar z dokładnością 1 km/h, urządzenie pomiarowe musi być wyskalowane niemalże laboratoryjnie. W warunkach „polowych”, w praktyce jest to absolutnie niewykonalne. Do tej pory pojawiało się bardzo dużo wątpliwości dotyczących m.in przeszkolenia policjantów, którzy obsługują radary, w szczególności tych, którzy obsługują lidary, czyli tzw. fotoradary laserowe. Również sądy miały wątpliwości dotyczące zasadności pomiaru normalnymi fotoradarami. Urządzenia pomiarowe stosowane przez polską policję mają to do siebie, że nie wskazują którego dokładnie pojazdu prędkość została zmierzona. Nie mają systemu namierzania sprzężonego z nagrywaniem wideo.

Te sprawy trafiły do sądu i moim zdaniem – są dla wygrania dla kierowców. Poza tym kolejne zaostrzanie przepisów noszą już cechy czystej złośliwości wobec kierowców. Wystarczy sobie wyobrazić sytuację, kiedy ktoś jechał 70 km/h, znak wskazuje 50 km/h, zaczął zwalniać i przy samym znaku jechał 55km/h – dostaje więc mandat. Widać gołym okiem, że tu absolutnie nie chodzi o zwiększenie bezpieczeństwa, ale wyłącznie o to, żeby więcej pieniędzy z mandatów trafiło do budżetu.

[koniec_strony]

Takie projekty pokazują również utratę instynktu samozachowawczego u Platformy. Jest to już trzeci taki pomysł, dwa zostały wprowadzone w życie (kwestia ograniczenia ruchu starszych samochodów, zwłaszcza z silnikiem Diesla, przekroczenie prędkości o 50 km/h).

Ja myślę, że musi się to odbić czkawką Platformie Obywatelskiej, zwłaszcza że PO w ogóle jest w trendzie spadkowym. Przepychanie tej autopoprawki w tej chwili jest krokiem samobójczym. Ja tego nie rozumiem, jedynie mogę sobie to wytłumaczyć jakimś kompletnym brakiem koordynacji działań między liderami Platformy a poszczególnymi komórkami w rządzie.

Wydaje mi się, że sytuacja dojrzała do tego, żeby powołać jakieś ogólnopolskie stowarzyszenie, które będzie lobbowało przeciwko tego typu zmianom w prawie. Sam bardzo poważnie myślę o powołaniu takiego ciała. Oczywiście pojawiały się pomysły, żeby stworzyć partię kierowców. Moim zdaniem takie partie nie mają racji bytu, dlatego, że kierowców pod innymi względami więcej dzieli niż łączy. Natomiast chodzi o to, żeby niezależnie od poglądów politycznych, kierowcy mieli swoją reprezentację, z którą prawodawca musiałby się liczyć. Reprezentację, która będzie wskazywać słabe punkty w projektach ustaw. Szkoda, że takiego przedstawicielstwa do tej pory nie było. Gdyby istniało, być może te zmiany nie zaszłyby tak daleko, jak teraz zachodzą.

Not. Karolina Zaremba