- To kontrowersyjny projekt, który … wpisuje się w oczekiwania społeczne – mówi o planowanych przez ministerstwo sprawiedliwości zmianach w więziennictwie Dariusz Loranty, były policyjny negocjator.

 

Jakub Jałowiczor: Rozpowszechnione są dwie wizje warunków panujących w polskich więzieniach. Ta w stylu filmu „Symetria” - straszne miejsce, niebezpieczni współwięźniowie oraz wersja przeciwna: więzienie to darmowy hotel z wygodami. Jak jest naprawdę?

 

Dariusz Loranty: Dla każdej osoby, która pierwszy raz trafia do więzienia, nawet najłagodniejszego, jest to straszne przeżycie. Dotyczy to np. sprawców wypadków drogowego lub osób odpowiadających za skutki zdarzeń wynikające z niedopełnienia obowiązków. Izolacja, brak kontaktu i liczne ograniczenia.

Inną kategorią są kryminaliści. Dla kogoś, kto ląduje tam często i na krótko, nie jest to już szczególna uciążliwość. Jest to stały i ważny element ich jestestwa. W jednych przypadkach wkalkulowane w ich tryb życia jako coś normalnego, w innych jako dopuszczalne ryzyko przestępczej roboty.  

Trzecia kategoria, to tzw. zatwardziali kryminaliści. Ci, którzy mają długoterminowe wyroki. Proszę pamiętać, że w Polsce najdłuższy wyrok za przestępstwo niebędące zabójstwem to tylko 15 lat, na dodatek bardzo rzadko orzekane, dla uzupełnienia dodam że  u nas nie ma sumowania wyroków. Czyli za kilka ciężkich napadów rabunkowych i tak odpowiada się tak jak za jeden czyn. Przestępcy ps. „Łomiarz” zarzucono 29 napadów rabunkowych na starsze kobiety, w trakcie których uderzał je metalową łapka do kół w głowę w wyniku czego 5 kobiet zmarło. Otrzymał wyrok 15 lat, wyższego nie mógł dostać. Te osoby odbywające długie wyroki odczuwają dolegliwość kary. Dlatego często idą na współpracę z policją, albo się kaleczą, połykają łyżkę czy widelec, wyjmują sobie oko. Samouszkodzenie jest zachowanie instrumentalnym, ponieważ chcą coś wymusić - zmianę osadzenia, zmianę zakładu, itp.  Niekiedy nawzajem podają się jako świadkowie w sprawach sądowych. Powoduje to że, przewozi się więźniów z jednego końca kraju na drugi. Po prostu robią sobie kosztowne wycieczki, w ten sposób urozmaicając izolacje.   Mamy zatem podstawowe trzy kategorie osób. No i oczywiście ta najliczniejsza niewinni (śmiech).  Tymczasem w mediach dominuje jeden obraz – tych, dla których więzienie to miejsce wypoczynku przed kolejnymi działaniami przestępczymi. 

 

Da się rozpoznać, kto w więzieniu należy do której grupy?

Bez najmniejszego problemu. Strażnicy więzienni mają doskonałe rozpoznanie swoich więźniów, podobnie jak policjanci. Warto jeszcze zaznaczyć, że oprócz wymienionych grup może być jeszcze grypsera, choć jest ona coraz mniej liczna, zdaje się że zanika. Grypsera nie idzie na żadną współpracę, nie podporządkowuje się regulaminom, ma swój kodeks postępowania i swoją hierarchię. Jest bardzo niebezpieczna dla tych, którzy pozostają poza jej strukturami. Jej członkowie biją, często gwałcą czyli cweluja osoby innych kategorii.

 

Czy warunki panujące w polskich zakładach karnych wymagają zmiany?

Wbrew temu, co niektórzy twierdzą, polskie więzienia wcale nie należą do najtrudniejszych w Europie. Z komfortowych więzień są znane kraje skandynawskie. Ale np. nasi przestępcy osadzeni w krajach starej UE domagają się przeniesienia do Polski, zamiast odbywać wyrok we Francji, Włoszech, Irlandii czy Wielkiej Brytanii. To świadczy jednak o pewnym komforcie polskich zakładów. Nie chodzi tu tylko o kontakt z rodziną, warunki  muszą tu być dla osadzonych jednak lepsze. Wyjątkiem są Polacy z więzień w Skandynawii którzy wolą tam odbywać. Jednak jeśli chodzi o zakłady karne we Francji czy Czechach, to choć wglądają one z zewnątrz lepiej i są bardziej zadbane, to reżim w trakcie odbywania kary jest tam silniejszy. Przypomnę tylko, że jeśli w Polsce więzień dostaje przepustkę, co jest nagminne, to „niepowrót”, jest jedynie wykroczeniem dyscyplinarnym a nie przestępstwem karnym. W innych krajach takie zdarzenia są bardzo rzadkie. Zatem nasze więzienia, mimo pewnej siermiężności wcale nie należą do szczególnie ostrych, ponadto poziom wyżywienia jest wysoki. Zakłady karne są zobowiązane do prowadzenia specjalistycznych diet dla osadzonych. Często więźniowie skarżą się na bardzo drobne problemy, np. ugotowaną na miękko marchewkę.

 

Czy więzienie w Polsce – i w ogóle więzienie – może człowieka zresocjalizować?

Resocjalizacja jest ideą stosunkowo nową ideą w dziejach ludzkości zakładająca, wywodzi się z założenia że człowiek z winy społeczeństwa zostaje sprawcą przestępstwa. Zakłada, że czasie odbywania kary dokonuje bardzo poważnej zmiany w zakresie etycznym, filozoficznym i umysłowym. To idea środowisk postępowych, która w Polsce od ok. 25 lat dominuje. Statystyka pokazuje jednak, że u kogoś, kto jest pierwszy raz w więzieniu prawdopodobieństwo, że tam wróci wynosi 60 - 70 proc. Druga sprawa: grono przestępców powtarzających swoje czyny, kradzieże czy oszustwa jest bardzo niewielka w skali społeczeństwa. Tej grupy nie da się zresocjalizować, choć my koszty tej resocjalizacji ponosimy. Najbardziej dobitnym tego przykładem jest właśnie „Łomiarz” który części przestępstw dokonał w trakcie przepustek w toku odbywania kary za wcześniejsze przestępstwa. Po odbyciu kary za serię napadów (w tym śmierć), już pół roku po wyjściu w marcu 2009 r. dokonał kolejnego napad. Został skazany na 7 lat, czyli wyjdzie niedługo. Nie jestem prorokiem ale jeżeli warunki fizyczne mu pozwolą z pewnością zrobi kolejny napad. Nie jest to przykład jednostkowy a raczej standardowy, więc cała idea warta jest funta kłaków. 

W założeniach kodeksu leżało to, że kara ma spełnić wiele funkcji. Jedną z nich jest funkcja odstraszająca. Ci ludzie mają się bać się kary. Jeśli pobyt za kratami jest urozmaicony, wychodzi się na przepustki czy uczestniczy w zajęciach resocjalizacyjnych, to kara staję się lżejsza. Nie stanowi wtedy dolegliwości, którą powinna być. Resocjalizacja powoduje zatem błędne koło, bo resocjalizując, urozmaicamy więźniom pobyt w więzieniu. Moim zdaniem resocjalizacja się nie sprawdziła. W Polsce w ZK prowadzi się liczne programy adaptacji społecznej narzucając na funkcjonariusza liczne dodatkowe zajęcia, które nie zmieniają osadzonych ale dzięki nim świetnie wyglądają różne durne statystki np. ilu osadzonych wyszło … na występ cyrkowy. Oczywiście są przypadki, kiedy kryminaliści porzucają przestępczą drogę, ale to dotyczy wąskiej grupy osób, które na  przykład się nawracają. Mamy przypadki pastorów, którzy kiedyś byli gangsterami, mamy przypadki powrotów na łono religii katolickiej. Natomiast przestępca boi się kary. To nieprawda, że nie zakłada on, że trafi do więzienia. Jest bardzo liczna grupa, która bierze to pod uwagę.  To ci, którzy działają z premedytacją. Myślą, tworzą alibi, mają plan działania, bo nie chcą zostać ukarani. Natomiast psychotyk działający pod wpływem bodźca emocjonalnego nie bierze pod uwagę tego, że pójdzie do więzienia, bo bodziec nad nim panuje.

 

Jak może w takim razie zadziałać na przestępców usunięcie telewizorów z więzień czy likwidacja cel widzeń intymnych?

To zwiększy dolegliwość odbywania kary, czyli według mnie zwiększy jej skuteczność. Moim zdaniem ma to szereg plusów. Kiedy więzień nie ma rozrywek, nie ogląda telewizji, to dłuży mu się czas pobytu. W tej sytuacji może na przykład prędzej zacznie sypać. Zwiększenie dolegliwości to zwiększenie mocy odstraszającej.

 

A praca? To pomoże?

Dotychczas więźniowie mieli możliwość pracy, na zasadzie dobrowolności. Ale system – nie penitencjarny, a ten dookoła – uniemożliwia skuteczne używania skazanego do pracy. Obecnie  wiele podmiotów korzysta z pracy osadzonych, ale na niewielką skalę. Najczęściej samorządy korzystają z tej możliwości, jednak bardziej z powodów społecznych niż dla efektów pracy. Wygląda to tak: zabieramy więźnia po śniadaniu, przewozimy do pracy, ubezpieczamy, dajemy mu ubrania robocze i sprzęt. I jeszcze na miejscu trzeba go nakarmić. Wszystkie koszty pokrywa organizator czyli samorząd. Jeśli więzień z 8 godzin przepracuje 5 lub 6, to jest to świetny wynik. Wydajność jego pracy jest bardzo, bardzo niska. Osadzeni pracują jak chcą i jak im się podoba, a nie ma narzędzi, żeby ich do tego zmusić. Ponadto jest to pewien problem organizacyjny dla zakładów karnych: dodatkowi ludzie, no i niebezpieczeństwo. Zawsze zdarzają się przypadki zachowań przestępczych.

 

Czyli „nie praca” ?

Poddaję „pomysła” ministerstwu sprawiedliwości. Zatrudnianie więźniów ma sens tylko i wyłącznie wewnątrz struktur zakładu karnego. Jako przykład wewnętrzny zakład pracy, który istniał kilka lat temu przy ul. Ciupagi na Białołęce. Odpadały koszty dodatkowego pilnowania, kto inny płacił za przeszkolenie i ubezpieczenie. Więźniowie wytwarzali  podstawowe elementy betonowe, co nie wymagało szczególnej wiedzy, ale potrzeba było dużo siły i zaangażowania. System był korzystny w punktu widzenia organizacji pracy. Wtedy to ma sens. Oczywiście różne organizacje postępu i nowoczesności natychmiast oprotestują towar wyprodukowany przez osadzonych. Będą robili różne szopki, jak znakowanie towarów, bojkotowanie firm które kupią produkt, czy jazgot medialny. Na to jest prosty sposób obejścia - towar (tory kolejowe czy węzły komunikacyjne) odbierają firmy tylko do zamówień rządowych. Inaczej proszę sobie wyobrazić, że przywozimy do pracy 30 mężczyzn razem ze strażnikami w miejsce oddalone np. o 60 km od zakładu karnego. Godzina na dojazd, w przypadku Warszawy więcej. Potem jest godzinna przerwa i na godzinę przed końcem trzeba wracać. A praca jest dobrowolna, wymagana jest zgoda więźnia. Jak mu się nie chce i pali, bo akurat ma papierosy, to nie można go przecież zmusić kijem, żeby wziął się do roboty. Przestępca nie ma szacunku do pracy, on wyznaje inne wartości, to jest tylko urozmaicenia odsiadki.  Proszę jeszcze doliczyć koszty dozoru pracowników cywilnych, którzy nadzorują sposób wykonania roboty. Często się zdarza że oni poradziliby sobie szybciej i lepiej 20 więźniów  W przepadku zakładu za murami delikwenta natychmiast odprowadza się do celi gdzie będzie mógł podziwiać w oknie … kraty.  Sprawdzi się tylko system pracy w zakładach przy dużych więzieniach.

 

Czy koncepcja ministra sprawiedliwości ma szanse ?

Jest to kontrowersyjny projekt, który … wpisuje się w oczekiwania społeczne. Nasuwa się wiele wątpliwości. Po pierwsze, jak uzgodnić przymusowe roboty z konstytucyjnymi prawami jednostki i innymi bardzo licznymi przepisami. Więzień nie jest osobą pozbawiona praw człowieka i cieszy się sympatią licznych i mocnych organizacji społecznych, które zdecydowanie wystąpią przeciwko i będą starały  narzucać kosztowne resocjalizacje. Oczywiście, hasło "Pobyt w więzieniu ma nie być przyjemny" powinno być zasadą odbywania kary.

 

Może skuteczne byłoby manipulowanie przywilejami i udzielanie ich zależnie od tego, jak więźniowie postępują?

Potrzebna jest zmiana przepisów ustawy o służbie więziennej. Służba więzienna została pozbawiona prawa do pracy operacyjnej. A to strażnicy mają najlepsze informacje o tym, co się dzieje w zakładzie karnym, o czym mówią osadzeni. Trzeba to prawo przywrócić. Służba więzienna kiedyś była instytucją o uprawnieniach policji i powinna znowu się nią stać. Manipulowanie przywilejami jest doskonałym sposobem zdobywania wiedzy. Nasi klawisze to w zdecydowanej większości ludzie wszechstronnie wykształceni, którzy potrafią zdobywać naprawdę ważne informacje. Jeżeli tego nie zrobimy, zmarnujemy potencjał ludzki. Jeżeli prace ministerstwa nie pójdą w tym kierunku, o których mówiłem, to zmiany będą tylko działaniem propagandowym.

 

nadkom. DariuszLoranty - były funkcjonariusz policji stołecznej, ekspert bezpieczeństwa publicznego, szef Studium Negocjacji Kryzysowych, autor książek "Siedem dni z życia psa"  i "Spowiedź psa"