Przypomnijmy, że Śpiewak powiedział w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, że Lis jest antysemitą. - Uważam, że Tomasz List jest antysemitą – mówił odnosząc się do tekstu o teściu Andrzeja Dudy. – Ten tekst był świadomie i politycznie wykalkulowanym użyciem antysemickich klisz. Takie zachowanie jest niegodne – podkreślił Śpiewak.

Na odpowiedź Tomasza Lisa nie trzeba było długo czekać. - Oświadczam, że pan Śpiewak kłamie (a czyni to w wywiadzie dwukrotnie). Powstawaniu tego tekstu i jego publikacji nie towarzyszyły żadne polityczne motywacje, i żadne kalkulacje czy sugestie – oświadczył Lis. I trudno nawet z taką tezą polemizować, bo oznaczałaby ona, że „Newsweek” nie ma linii redakcyjnej, a jego dziennikarze plotą, co im ślina na język przyniesie. A z tym, nawet jeśli ma się słabą opinię o „Newsweeku” trudno się zgodzić.

Dalej zaś Lis zapowiedział proces. - Przypisując mi antysemityzm w oparciu o własne oczywiste insynuacje, pan Śpiewak postępuje niegodnie, dokonuje wielkiego nadużycia, a przede wszystkim narusza moje dobra osobiste, co jest szczególnie bolesne, biorąc pod uwagę, że od prawie ćwierć wieku w niezliczonych tekstach i telewizyjnych programach z antysemityzmem we wszelkich jego formach z determinacją walczę. Za naruszenie moich dóbr osobistych będę się domagał od pana Śpiewaka przeprosin. Chcę, by ukazały się one na jego koszt, we wszystkich mediach, które jego stwierdzenia przytaczają lub o nich informują – napisał redaktor naczelny „Newsweeka”.

I tak właśnie zabija się publicystykę. Rękoma Lisa i Michnika.

TPT/Newsweek.pl