Fajny atak, zgrabnie napisany, wpadający w oko i ucho. Szkoda tylko, że nie poparty żadnym konkretem, żadnym dowodem. Ja też potrafię napisać coś w ten deseń zmieniając w oryginalnym tekście tylko kilka słów:

 

Eurodeputowani, oderwani od rzeczywistości, otoczeni przepychem, rozbestwieni bezkarnością, łżą, że Unia jest biedna, że trawi ją kryzys. Zalecają podległym sobie krajom zaciskanie pasa i oszczędności, które pojmują bardzo specyficznie. Dla eurodeputowanych oszczędności to 7700 euro miesięcznie (gołej pensji) na osobę, a raczej mandat. Nie chcą wiedzieć, że polskie oszczędności to decyzja czy kupić chleb czy leki, czy zapłacić za prąd czy za gaz. Trudniej by im wtedy było pasożytować na utrzymujących je narodach.

 

Prawda, że ładne? W dodatku prawdziwsze niż bełkot eurodeputowanej pani profesor. Oderwanie od rzeczywistości wybrańców europejczyków widzi i słyszy każdy, kto ich posłucha; każdy też bez najmniejszego kłopotu dostrzeże przepych i poczucie bezkarności. Ale o tym diva lewicy milczy, ten temat jest niewygodny i niebezpieczny. Kiedy czytam jej wypociny, kiedy patrzę na tę pełną samozadowolenia i pychy twarz mam ochotę zadać tylko jedno, ewangeliczne pytanie: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?” (Mat. 7:3). Czemu pani europoseł nie zacznie naprawy świata od własnego podwórka tylko pcha się z kopytami na cudze?

 

Alexander Degrejt