"Za prawą więc, zgodną i postępującą wszystkich katolików sprawą, niech będzie to tym jaśniejszą prawdą, że ład społeczny i prawdziwy dobrobyt ludu kwitną głównie pod kierunkiem i opieką Kościoła, którego to jest obowiązkiem najświętszym, upomnieć każdego, stosownie do zasad chrześcijańskich, o jego obowiązkach, zbliżać w bratniej miłości bogatych i ubogich, podnosić i krzepić ducha w zmiennych kolejach żywota ludzkiego" - pisał Leon XIII w encyklice Graves et communi.

Nie może być żadnej wątpliwości co do zamiarów demokracji socjalnej. Jako też co do zadań demokracji chrześcijańskiej. Pierwszą bowiem - niezależnie od stopnia bezwzględności, z jaką się ją wyznaje - wielu doprowadza do takiej przewrotności, iż się poczytuje za nic wszystko, co należy do porządku nadnaturalnego, dążąc wyłącznie do osiągnienia dóbr cielesnych i doczesnych i pokładając w tym ich osiągnieniu i użyciu całą szczęśliwość człowieczą. Stąd starania, aby rządy przeszły do pospólstwa, iżby po zniesieniu różnic stanowych i zrównaniu obywateli ułatwić przejście do równości ekonomicznej: dlatego też ma się dążyć do zniesienia wszelkiego prawa własności i do uczynienia wszelkiej posiadłości osobistej, nawet środków do życia, wspólnym dziedzictwem ogółu. Tymczasem demokracja chrześcijańska, już dla tego samego, że się chrześcijańską mianuje, musi mieć za swą podstawę zasady wiary Bożej, w taki sposób zmierzając do dobra warstw najniższych, aby odpowiednio doskonalić dusze, do wiecznych rzeczy stworzone. Dla tego to nie ma być dla niej nic świętszego nad sprawiedliwość; ma ona przyznać nietykalność prawu nabywania i posiadania; musi zachować nierówność stanów, jako właściwość dobrze urządzonego społeczeństwa; wreszcie ma zgadzać się z tą formą i właściwością społeczności ludzkiej, jakie jej nadał Boski jej Twórca. Oczywista jest przeto, że niema żadnej łączności między demokracją socjalną a chrześcijańską: tak dalece, mianowicie, różnią się one między sobą, jak dalekie jest sekciarstwo socjalistyczne od wyznawania zakonu Chrystusowego.

Nie godzi się jednak nadawać mianu demokracji chrześcijańskiej znaczenia czysto politycznego. Jakkolwiek bowiem wyraz demokracja etymologicznie i filozoficznie oznacza panowanie ludu, to jednak w naszym wypadku należy ją tak pojmować, by wykluczała wszelkie znaczenie czysto polityczne i wyrażała wyłącznie tylko dobroczynną działalność chrześcijańską na rzecz ludu. Gdy bowiem prawo natury i prawo Ewangelii są same przez się wyższe nad wszelkie urządzenia człowiecze, z konieczności przeto są też niezależne od jakiejkolwiek formy rządu państwowej; mogą się jednak pogodzić z każdą po szczególe, byle ta nie wykraczała przeciwko uczciwości i sprawiedliwości. Są więc one i pozostają niezależnymi od wszelkich stronnictw i od wszelkich zmienności wypadków, tak, iż w każdej ostatecznie formie państwowej obywatele mogą i powinni trzymać się tych przepisów, które im nakazują miłować Boga nade wszystko, bliźniego zaś jako siebie samego. Taka była zawsze nauka Kościoła; taką zwykli byli kierować się Papieże rzymscy w stosunkach swych z państwami, niezależnie od formy ich rządu. Wobec tego, przekonania katolików i ich działalność, mające na celu jedynie dobro klas wydziedziczonych, nie powinny bynajmniej zmierzać do tego, aby popierały lub przekładały jedne formę rządu na drugą.

W podobny też sposób należy usunąć z pojęcia o demokracji chrześcijańskiej inny powód obrazy: mianowicie jakoby ona do tego stopnia miała skupiać swe starania około potrzeb klas niższych, iż pozornie zdawać by się mogło, że pomija warstwy wyższe, które przecież nie mniej są potrzebne do zachowania i do postępu całego społeczeństwa. Zapobiega temu chrześcijańskie prawo miłości, o którym już wspominaliśmy, a które zaleca obejmować miłością wszystkich ludzi, bez różnicy stanu, jako należących do jednej i tej samej rodziny, stworzonych przez Tego Samego Ojca najdobrotliwszego, odkupionych przez Tego Samego Zbawiciela, powołanych do tego samego dziedzictwa wiecznego. Jak nas mianowicie o tym naucza i upomina Apostoł: "Jedno ciało i jeden duch: jako jesteście wezwani w jednej nadziei wezwania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który jest nade wszystkie i po wszystkim i we wszystkich nas"(1). Przeto dla przyrodzonej łączności ludu ze stanami wyższymi, zacieśnionej jeszcze ściślej przez ducha braterstwa chrześcijańskiego, cokolwiek się czyni dla wspomożenia ludu, wszystko to odbija się zbawiennie i na tych stanach; tym bardziej, że dla osiągnięcia tego celu jest potrzebny i konieczny onych współudział, jak o tętn niżej będziemy mówili. Należy też wyraźnie uczynić zastrzeżenie, że pod nazwą demokracji chrześcijańskiej nie ukrywa się dążność do nieposłuszeństwa czy też oporu władzy prawowitej. Wszakże zarówno prawo przyrodzone jak i kościelne obowiązuje do uszanowania dla różnych władz państwowych i do posłuszeństwa ich słusznym rozkazom. Należy zaś to czynić szczerze, z poczucia swego obowiązku, jak przystało na człowieka prawego i chrześcijanina, mianowicie dla sumienia, jak o tym upomina sam Apostoł, gdy powiada: Wszelaka dusza niechaj będzie poddana wyższym zwierzchnościom(2). Zachowuje się przeto nie po chrześcijańsku, kto nie chce ulegać i być posłusznym tym, którzy są obleczeni w powagę Kościoła: przede wszystkim Biskupom, których, bez ujmy władzy Papieża Rzymskiego, rozciągającej się do wszystkich, Duch święty postanowił, aby rządzili Kościół Boży, którego nabył krwią swoją(3). Kto myśli i czyni inaczej, ten, oczywiście, zapomniał o tym wielce ważnym rozkazaniu apostolskim: Bądźcie posłuszni przełożonym waszym i bądźcie im poddani. Albowiem oni czują jako którzy za dusze wasze liczbę oddać mają(4). Bardzo jest ważną rzeczą, aby wszyscy wierni wrazili sobie głęboko w umysły te słowa i aby się starali spełniać je we wszystkich okolicznościach swego życia: tym bardziej kapłani, najstaranniej je rozważając, niech nie zaniedbują zachęcać innych nie tylko zalecaniem, ale i własnym przykładem, do ich przestrzegania...

z encykliki Graves et communi Leona XIII