Europoseł Prawa i Sprawiedliwości profesor Ryszard Legutko po raz kolejny skrytykował politykę imigracyjną prowadzoną przez Angelę Merkel oraz fakt, że Niemcy narzucają swoje stanowisko siłą innym krajom Unii Europejskiej.

W rozmowie z serwisem "Gościa Niedzielnego" Legutko zauważył, że Niemcy a przez to Merkel mają obecnie wyjątkową pozycję w Europie. Kreują się na głównego inicjatora i propagatora europejskiej solidarności i integracji, a każda krytyka działań Angeli Merkel zostaje przedstawiona jako głos sprzeciwu przeciw tym proceson i postawa antyeuropejska.

Wg Legutki to sprawia, że Merkel pod płaszczykiem europejskiej wspólnoty przymusza inne kraje członkowskie (zwłaszcza te mniejsze) do przystania na bezsensowną politykę imigracyjną.

Jak bardzo ta polityka może być katastrofalna w skutkach? Europoseł przywołał jedną z wypowiedzi kanclerz Niemiec, w której ta stwierdziła, że liczba potencjalnych imigrantów, którzy mogliby przybyć do Europy z terenów zagrożonych to... 60 milionów, z czego aż 30 milionów mogłoby przybyć na stary kontynent w niedługim czasie. Legutko stwierdził jednoznacznie, że żadne państwo, ani grupa państw nie byłyby w stanie logistycznie przeprowadzić takiej operacji. Pomijając inne aspekty, organizacja takiej migracji byłaby zwyczajnie nie realna i prowadziłaby do tragedii ekonomicznej.

"Koce, termosy i kwoty tego nie załatwią (...) z samej tolerancji nie przybędzie ani miejsc pracy, ani pieniędzy, ani programów asymilacyjnych" - powiedział profesor Legutko.

Diagnoza jest więc krótka - dalsza imigracja będzie niezwykle szkodliwa dla naszego kontynentu.

emde