Małżeńska zdrada łamie przyrzeczenie złożone sobie przez parę ludzi w obliczu państwowego urzędnika (w przypadku ślubu konkordatowego zastępuje go duchowny) i niszczy rodzinę, która jest chroniona Konstytucją RP („Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej” - art. 18 ustawy zasadniczej). Mówiąc wprost – zdrada małżeńska (nieakceptowana przez drugiego współmałżonka, zaznaczmy, bo różne cuda i dziwy na tym Bożym świecie się zdarzają) jest złamaniem konstytucji. I jest przy tym całkowicie legalna. Kuriozum, rzec by można.

 

Jednak nie ma lekko, nie wszystko w kraju naszym kochanym płazem uchodzi. Wyobraźmy sobie czterdziestostopniowy upał, asfalt spływa z ulic a człowiek myśli tylko o chłodnym napoju i odrobinie cienia. Kupuje więc piwo w okolicznym sklepie i kieruje się z nim w stronę najbliższej parkowej ławeczki ocienionej rosłym kasztanowcem. Kupić i udać się może, nie ma problemu. Może nawet usiąść. Ale kiedy owo piwo otworzy i umoczy w nim wyschnięte usta musi uważać, by nie wypatrzyło go czujne oko stójkowego w osobie strażnika miejskiego czy policjanta. Mandat jak malowanie, najdroższy napój w mieście. I nie pomoże tłumaczenie, że wody mineralnej akurat nie było a po oranżadzie mamy zgagę. Obywatel przekroczył, obywatel poniesie karę.

 

Nie jedyne to przykłady absurdów prawnych  zrodzonych przez Naszych Przedstawicieli. Ale czemu tu się dziwić, skoro sama ustawa zasadnicza zawiera sprzeczności i niekonsekwencje. Pierwszy z brzegu przykład: Artykuł 11 Konstytucji RP mówi, iż: „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność tworzenia i działania partii politycznych. Partie polityczne zrzeszają na zasadach dobrowolności i równości obywateli polskich w celu wpływania metodami demokratycznymi na kształtowanie polityki państwa.” Natomiast w artykule 13 ta sama Konstytucja głosi: „zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.” Gdzie tu konsekwencja? Czy demokracja jest dla wybranych? Czy naprawdę ”nie ma demokracji dla wrogów demokracji”?

 

Nie chodzi nam oczywiście o usprawiedliwianie, chwalenie czy też promowanie poglądów i idei bandyckich (bo tak trzeba nazwać komunizm, nazizm, rasizm itd.), jednak zakazywanie stowarzyszania się ludziom o takich poglądach jest, naszym zdaniem, klasycznym przykładem prawnego sankcjonowania „myślozbrodni”. Gdyby demokracja działała tak, jak powinna a wolność nie była wyłącznie pojęciem słownikowym, to dopiero CZYNY o podłożu ideologicznym byłyby przestępstwami a nie wyznawane (a i wygłaszane) poglądy. Jeżeli po parkowym nadużyciu (wracając do przykładu z piwem) połamię ławkę i zdemoluję śmietnik to za to właśnie powinienem odpowiedzieć. Tak samo za pobicie Murzyna, Żyda czy kapitalisty powinienem stanąć przed sądem, a nie za publiczną ich krytykę.

 

Na koniec nie będzie morału. Będzie tylko krótkie pytanie: czy my, do jasnej i ciężkiej, musimy wciąż z upodobaniem masochisty wybierać idiotów, by tworzyli obowiązujące NAS SAMYCH prawo???

 

P.S. Użyty w pierwszym i drugim akapicie przykład nie świadczy, że postulujmy penalizację zdrady małżeńskiej, domagamy się natomiast zniesienia ośmieszających nasze państwo przepisów ograniczających spożycie w miejscach publicznych, gdyż nie służą one niczemu poza utrudnianiem życia spokojnym obywatelom. Menele i tak się nie przejmują i piją co popadnie i gdzie popadnie a służby w takiej sytuacji zazwyczaj ślepną i głuchną w obawie o całość swojej bezcennej skóry. Co innego zedrzeć mandat ze spokojnego obywatela, który przysiadłszy na ławeczce chce się ochłodzić butelką Tyskiego czy Żywca.

 

Monika Nowak, Alexander Degrejt