W chwili narodzin, ani w chwili śmierci nie może być wszystko jedno. Te dwa wydarzenia, które rozpoczynają i kończą ludzkie życie wymagają odpowiedniej oprawy. Stąd coraz więcej porodów (nawet w szpitalu) odbywa się w półmroku, tak by nowo narodzony człowiek na dzień dobry nie został oślepiony światłem szpitalnych lamp. Podobnie odchodzenie. Niestosowny jest wtedy hałas, światło. Przechodzenie na drugą stronę wymaga  ciszy, zapalonych świec, modlitwy. Bez krzątaniny, bez pośpiechu, bo każdy coraz ciężej brany oddech może być tym ostatnim. Towarzyszenie umierającemu człowiekowi, choć bolesne, bo rozstajemy się tu na ziemi, ma w sobie coś z misterium. Jest to niesamowita tajemnica, wydarzenie intymne, które podobnie jak poród winno być ograniczone do grona najbliższych osób. Tym bardziej że schorowane ciało krępuje. Nie potrzebuje być wystawiane wtedy na widok publiczny. Bo i w jakim celu?

<<< NIESAMOWITA KSIĄŻKA DLA CIEBIE! WIELKA KSIĘGA DUCHOWOŚCI KATOLICKIEJ! PO PROSTU MUSISZ JĄ MIEĆ! >>>

Wiele starszych osób lubi powtarzać, że starość Panu Bogu się nie udała, bo choroby, bo śmierć, bo samotność, bo opuszczenie. Nie jest to prawda, bo przecież ma ona jakiś sens. I skoro była zamysłem Bożym, to nie należy dopatrywać się w niej zła. Piękno starości widać na fotografiach. To nic, że twarz pomarszczona. To nic, że wzrok już przygaszony. Zdjęcia te emanują autentycznym pięknem. I nie można od nich oderwać wzroku.  To ogromna sztuka tak zrobić zdjęcie, by zatrzymać na nim resztki uciekającego życia. Czy taki efekt chcieli uzyskać państwo Kiszczakowie? Raczej wątpię. Czy powodem była chęć sławy żony komunisty, może jakaś zemsta na mężu? Tania sensacja? Wyszła wielka żenada.

W Internecie (na portalu plotkarskim, tam gdzie pełno informacji o romansach i biustach) zobaczyć można kilka zdjęć opatrzonych tytułem „Ostatnia sesja zdjęciowa Kiszczaków”. Jej inicjatorką  - jak czytamy w odredakcyjnym tekście – była Maria Kiszczak. To ona na kilka dni przed śmiercią męża zaprosiła do domu fotografów. Po co? Żeby pokazać  kruchość życia czy żeby wylansować na śmierci męża samą siebie? Na fotografiach widać  odchodzącego człowieka, słabego, zdanego na łaskę innych, przykutego do łóżka, zacewnikowanego. I odartego z godności. Bo jak inaczej traktować zdjęcie, na którym w centrum jest wypełniony moczem worek? W czasie umierania nawet największy zbrodniarz winien mieć prawo do godności. Nikt nie wie, co się dzieje  w jego sercu. Może jedna się z Bogiem? Może odpokutowuje swoje życie? Może przeprasza swoje ofiary?  I jakiż kontrast między pełną cierpienia twarzą umierającego Czesława Kiszczaka i pełną życia jego żoną. Bo to nie sesja, która ma uwiecznić odchodzenie, ale to sesja, która ma uwiecznić lans żony na konaniu męża. Inaczej nie da się wyjaśnić zdjęć Marii Kiszczak malującej sobie usta czy leżącej w dość frywolnej pozie na łóżku. Może Maria Kiszczak chciała pokazać oddanie żony, która do ostatnich chwil troszczy się o umierającego męża? Tyle że tam też tej troski nie widać. Niby jest zdjęcie, na którym pochyla się nad leżącym mężem, niby głaszcze go czy całuje, ale troski czy oddania tam nie widać. Te wszystkie gesty są jakieś takie nieautentyczne, wymuszone, na siłę. Nie ma w nich miłości, nie ma czułości. Jedynie jest poza.

Maria Kiszczak nie jest pierwszą żoną komunistycznego dyktatora, która chorobę i umieranie męża potraktowała jako trampolinę do medialnej kariery. Kiedy umierał Wojciech Jaruzelski wówczas Barbara Jaruzelska oskarżała go o romans z opiekunką. Czy w ten sposób obie panie próbują odgrywać się na swoich mężach? Czy może w końcu poczuły się wolne, bo silny dyktator, przed którym wszyscy drżeli, nagle w obliczu śmierci stał się zwykłym człowiekiem, takim samym, jakim byli wszyscy ci, którzy zostali przez nich skrzywdzeni? Może cała  ta szopka była po to, by upokorzyć człowieka, który już się przecież nie obroni. A ich publiczne zdyskredytowanie w obliczu śmierci i tak było zbędne, bo jednak zdecydowana większość Polaków widziała w nich nie bohaterów, a zwykłych zbrodniarzy.  Nie wiem więc, w co grają obie panie, jakie korzyści chcą osiągnąć ,ujawniając takie szczegóły czy godząc się na żenujące sesje. Czy to demencja starcza? Czy wyrachowanie? A może efekt tego, że przez całe życie nie miały one szansy dowidzieć się, czym jest godność, człowieczeństwo i przyzwoitość. W obliczu śmierci najbliższej osoby trzeba pokory, a nie mizdrzenia się do lustra i do fotografa. 

Małgorzata Terlikowska