1. Jak się można było spodziewać „zaprzyjaźnione z premierem Tuskiem” media, zrobią wszystko aby łaskawość szefa rządu dotyczącą zwolnienia z opłat za przejazd 150 kilometrowym odcinkiem autostrady A-1 prowadzącym nad polskie morze, przedstawić możliwie jak najgłośniej.

Stąd przez cały wczorajszy dzień we wszystkich wiadomościach zapowiadano, że o godzinie 16-stej bramki zostaną podniesione i przejazd bez opłat będzie możliwy aż do 1.30 z niedzieli na poniedziałek, a później jeszcze w 3 kolejne weekendy miesiąca sierpnia.

Natomiast o wspomnianej godzinie 16-stej rozpoczęła się transmisja w TVN24 z Nowej Wsi pod Toruniem z momentu podniesienia bramek, a rozentuzjazmowany dziennikarz informował jak szczęśliwi są kierowcy, który właśnie obok niego przejeżdżają.

2. Te uroczyste transmisje z hojności szefa rządu, mają przysłonić nieudolność ekipy Donalda Tuska, która w przypadku zarządzania ruchem na wybudowanych odcinkach autostrad okazała się wręcz spektakularna.

Sam szef rządu pośpiesznie zdecydował o zwolnieniu z opłat za przejazd autostradą A-1, ponieważ z błyskawicznie przeprowadzonych badań opinii publicznej dotyczących korków na autostradach wyszło, że może to kosztować Platformę utratę kilku kolejnych punktów poparcia w sondażach i stąd błyskawiczna konferencja i ogłoszenie takiej decyzji.

Z niejasnych jednak powodów uwolnieni od stania w kilometrowych kolejkach na punktach poboru opłat, będą tylko kierowcy samochodów jadących nad morze i znad morza (A-1), podczas gdy ci na autostradzie A-4 i A-2 w dalszym ciągu mają stać w kolejkach godzinami i jeszcze za to stanie muszą słono zapłacić (mamy najwyższe w Europie opłaty za przejazd autostradami).

A przecież wielogodzinne kolejki, mają miejsce wręcz regularnie na autostradzie A-4 pod Wrocławiem i Gliwicami, a także na autostradzie A-2 pod Poznaniem i Świeckiem.

3. Premier Tusk na konferencji prasowej próbował udawać, że korki na autostradach zaczęły się w ostatni weekend i jego reakcja na nie jest wręcz błyskawiczna ale przecież doskonale wiadomo, że ten problem narasta od 3 lat i pokazuje, że GDDKiA nie daje sobie kompletnie rady z zarządzaniem ruchem na płatnych odcinkach tych dróg.

Każdy wakacyjny weekend (ale kolejki były i wcześniej), zaczyna się od medialnych informacji o długości kolejek przed „bramkami”, na których albo pobiera się bilety aby później przy zjeździe za autostrady zapłacić za przejechany odcinek albo też uiszcza się opłaty.

Ponieważ natężenie ruchu w tym okresie sięga kilkudziesięciu tysięcy pojazdów na dobę, a pobór biletu albo jego opłacenie w zależności od tempa przeprowadzenia tych czynności, wynosi od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu sekund na jeden samochód przed bramkami tworzą się wielokilometrowe kolejki w których rekordziści stoją nawet 4 godziny (tak było w ostatni weekend na bramkach pod Wrocławiem na autostradzie A-4, niewiele krócej stali kierowcy ,którzy chcieli się dostać z rodzinami nad polskie morze na autostradzie A-1 pod Toruniem).

A pani wicepremier i minister infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska ,która ma wyjątkowe szczęście do wygłaszania bon motów, rozsierdzających Polaków do białości (zimą o zamarzających i spóźniających się pociągach- „sorry taki mamy klimat”), parę dni temu wypaliła: „wszędzie w Europie gdzie są bramki, są korki, wczoraj sprawdzałam”.

4. Nic nie robienie tej ekipy rządowej wychodzi jaskrawo i w tej dziedzinie.

Przez te ostatnie 3 lata, rząd Tuska nic w tej sprawie nie zrobił, nie uporządkował nawet sprawy płacenia przez kierowców ciężarówek na drogach zarządzanych przez koncesjonariuszy- gotówką w sytuacji kiedy na drogach zarządzanych przez GDDKiA, korzystają oni z elektronicznego systemu poboru opłat viaTOLL.

Nawet nie próbuje się upowszechniać elektronicznego systemu opłat dotyczących samochodów osobowych. Ba część kierowców, którzy takie urządzenia sobie kupili, jadąc nad morze autostradą A-1, nie mogą z nic skorzystać, ponieważ akurat na tej autostradzie takie systemu poboru opłat do tej pory nie przewidziano.

Z kolei koncesjonariusze pobierane opłaty w pełni odprowadzają na Fundusz Drogowy w związku z tym nie są zainteresowani ani wielkością natężenia ruchu na „swoich” odcinkach ani sprawnością obsługi na „bramkach”. Oni dostają 1,3 mld zł rocznie za dostępność koncesjonowanych odcinków autostrad i koncentrują się na corocznej waloryzacji tej kwoty.

Ale to nic nie robienie i w konsekwencji utrata kontroli nad zrządzaniem ruchem na autostradach, chociaż na chwilę da się przysłonić uroczystą transmisją w zaprzyjaźnionych mediach z podniesienia bramek na autostradzie A-1.

Zbiegniew Kuźmiuk/Salon24.pl