1. Wczoraj GUS podał, że tzw. inflacja konsumencka w maju w relacji do maja poprzedniego roku, wyniosła tylko 0,2% i była o 0,1% niższa niż w kwietniu, a więc ceny zaczęły spadać.

Wszystko wskazuje więc na to, że w miesiącach wakacyjnych pojawi się deflacja czyli ceny dla konsumentów (tzw. inflacja CPI), będą niższe niż w analogicznych miesiącach roku ubiegłego.

Spadek cen już w maju zaskoczył ekonomistów ale większość tych prorządowych natychmiast zaczęła podkreślać dobre strony spadku cen szczególnie dla konsumentów, którzy za takie same pieniądze jak w roku ubiegłym, mogą kupić więcej towarów i usług.

2. Rzeczywiście jak podkreśla GUS spadek cen w maju w stosunku do kwietnia w dużej mierze został spowodowany spadkiem cen żywności (o 0,5%), towarów i usług w zakresie rekreacji i kultury (0,6%) i transportu (o 0,4%), które obniżyły ceny odpowiednio o 0,11 punktu procentowego, 0,04 pkt. proc. i 0,03 pkt. proc.

Podwyższał z kolei wskaźnik inflacji wzrost cen towarów i usług związanych ze zdrowiem (o 0,4%), wzrost cen napojów alkoholowych i wyrobów tytoniowych (o 0,2%), odpowiednio o 0,02 pkt. proc. i 0,01 pkt. proc.

Najbardziej potaniały owoce i warzywa aż o 6,7%, cukier o 2,1% ale także odzież i obuwie czyli taniały nie tylko produkty żywnościowe ale także o charakterze przemysłowym co oznacza, że to zjawisko ma powszechniejszy charakter.

3. O ile rzeczywiście z punktu widzenia pojedynczych konsumentów, spadek cen towarów i usług jest zjawiskiem korzystnym to już z punktu widzenia całej gospodarki tak niestety nie jest.

Ceny w maju niższe niż w kwietniu, a w następnych miesiącach najprawdopodobniej wskaźnik cen CPI poniżej zera, to niestety deflacja, a ta szczególnie jeżeli utrzymuje się dłużej, będzie zniechęcała konsumentów do zakupów, ponieważ będą się spodziewali, że określone towary za jakiś czas kupią jeszcze taniej niż obecnie.

A powstrzymywanie się od zakupów to spadek globalnego popytu, krajowego który i tak jest na tyle rachityczny, że dopiero od 2 miesięcy pozytywnie wpływał na wzrost polskiego PKB.

A przypomnijmy, że popyt krajowy (konsumpcyjny i inwestycyjny) aż w blisko 2/3 odpowiadają za wzrost naszego PKB.

4. Deflacja dotycząca cen konsumpcyjnych jest oczywiście bardziej głośna ale jest ona rezultatem wcześniejszego procesu spadku cen dla producentów czyli tzw. inflacji PPI (w tym przypadku deflacji), a ta utrzymuje się w polskiej gospodarce w zasadzie od pierwszych miesięcy 2013 roku.

Tutaj mamy znacznie głębsze spadki cen sięgające blisko 2% w stosunku do analogicznych miesięcy roku ubiegłego i to już w bardzo długim okresie sięgającym kilkunastu miesięcy.

A przecież inflacja PPI (w tym przypadku deflacja), jest na początku łańcucha cenowego w gospodarce i oznacza, że spadają ceny surowców, półproduktów i produktów którymi obracają przedsiębiorstwa przemysłowe, a to oznacza zwijanie się gospodarki przynajmniej w niektórych obszarach.

Bowiem główną przyczyną takiego spadku cen dla producentów jest słaby popyt wśród przedsiębiorstw produkcyjnych, a to fatalny sygnał wysyłany do całej gospodarki, która może reagować dalszym ograniczaniem zakupów.

5. Pewnie teraz pojawią się znowu zarzuty pod adresem Rady Polityki Pieniężnej, że w odpowiednim czasie nie reagowała obniżką stóp procentowych (mimo historycznie ich niskiego poziomu, stopy realne banku centralnego należą do najwyższych w Europie) ale trudno płakać nad rozlanym mlekiem.

Tak czy inaczej, najprawdopodobniej polskiej gospodarce przyjdzie się zmierzyć ze zjawiskiem, które do tej pory w takie skali nigdy w naszym kraju nie występowało.

Zbiegniew Kuźmiuk/Salon24.pl