W rozmowie z „Rz” Kazimierz Kutz buńczucznie wyznaje, że ma na Śląsku „władzę duchową”. „Jestem świadkiem, który dzieli się swoim doświadczeniem z ludźmi na Śląsku, którzy mają potrzebę rozwijania rzeczywistości i orientowania się w niej” - deklaruje. Na sugestię, że może się okazać, iż taką władzę duchową na Śląsku ma Adam Gierek albo Jerzy Buzek, Kutz odpowiada: „Ślązacy są konserwatywni. Ja np. jestem niewierzący, oni postrzegają mnie jako człowieka, który wręcz heroicznie walczy o sprawy Śląska. Kiedy będą mieli do wyboru Buzka i Gierka, znaczna część stanie za mną właśnie za to, co robię dla nich każdego dnia”.

Kutz uważa, że sytuacja na Śląsku jest dramatyczna. „Za 25 lat stary Śląsk zemrze, zamkną wszystkie większe zakłady. Trzeba ludziom urządzić inne życie, to nie może być podupadły region. Śląsk był kolonią dla Polski i chodzi o to, żeby mieszkańcy Śląska przebudzili się i zaczęli wymuszać na rządzie rewitalizację Śląska” - tłumaczy. I dodaje, że na Śląsku wszystkie partie poza Twoim Ruchem są już zdeprawowane.

Senator dość sceptycznie ocenia rządy Tuska, uważa, że mogłyby być lepsze, ale ogranicza go Smoleńsk. „Partia Kaczyńskiego obwinia rząd Tuska za morderstwo smoleńskie. W takich warunkach nie sposób rządzić. Przyszłość Polski będzie bardzo trudna, skoro kraj jest drastycznie podzielony między wyborców PO i PiS” - mówi Kutz, dodając, że jedyna nadzieja w pieniądzach z Unii.

Kutz odnosi się także do słów jednego z posłów Twojego Ruchu, który wyznał, że wolałby b****ć kozę niż posłankę Pawłowicz. „To poetycki język. Metaforyczny. Wolę taki literacki język niż wulgarny” - deklaruje polityk. Na pytanie „Rz” czy to jednak była wulgarna wypowiedź, senator odparowuje: „A co to jest, święta? Patrzy na nią, to widzi, co widzi i ma prawo do żartu. Na to, co ona wyrabia, można powiedzieć dużo mocniej. Na prawicy jedna afera rozporkowa goni drugą. Burdele, prostytutki, agent Tomek... To wszystko, co się dzieje w polityce, to pic na wodę. Decydujące będą ostatnie dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, kiedy społeczeństwo zmobilizuje się do głosowania, bojąc się o swój los”.

Beb/Rp.pl