Kuba Sienkiewicz w rozmowie z Dziennik.pl przyznaje, że dwie rzeczy, jakie wydarzyły się w ciągu ostatnich 25 lat, napawają go radością. Chodzi o zniesienie cenzury i triumf wolnego rynku. „Zniesienie cenzury popchnęło też na przód dyskusję społeczno-polityczną. Wcześniej problemy narodowe były zamrożone - kwestia antysemityzmu, Holokaust, tragedia ofiar zsyłek, stalinizmu. Dyskusja o tym tliła się w formie drugiego obiegu, ale za mało” - wspomina.

Lider „Elektrycznych Gitar” i uznany neurolog nie ma jednak dobrej opinii o polskiej służbie zdrowia. Wspomina, że jeszcze kilka lat po upadku PRL nikt nie kierował się w szpitalach kategorią pieniędzy czy oszczędności. Jeśli pacjentowi trzeba było wykonać jakiś zabieg, to się go robiło. „A teraz? Wiemy, jak jest. Myśli się tylko, jaką wybrać procedurę, ile dni hospitalizacji zaplanować, żeby jak najwięcej punktów zgarnąć za pacjenta od NFZ. Jesteśmy w okresie przejściowym, który dla mnie jest nie do zaakceptowania” - przyznaje w rozmowie z Dziennik.pl.

Diagnozując Polskę po 25 latach wolności, Sienkiewicz ubolewa nad poziomem naszej klasy politycznej. „Byłem wielkim fanem i admiratorem takich mężów stanu jak Jacek Kuroń czy Tadeusz Mazowiecki. Podziwiam działalność Jana Nowaka Jeziorańskiego, Władysława Bartoszewskiego. Ale ze względu na nasze wybory, wszyscy, którzy wywodzą się z kręgu opozycji demokratycznej lat 70. i 80., zostali przez wyborców wykluczeni, zepchnięci ze sceny politycznej” - mówi muzyk.

Sienkiewicz jest także zły na to, że w przestrzeni politycznej zajmujemy się takimi błahostkami, jak afery czy deklaracja wiary lekarzy albo aborcja i in vitro. „Błazenadę można sobie uprawiać w sztuce, a w polityce musimy wykazywać się skutecznością, a nie rozdrabniać się na spory” - konstatuje.

MaR/Dziennik.pl