12 września, po ponad 2,5 roku procesu sądowego, Joanna Najfeld została uniewinniona. Proces wytoczyła jej Wanda Nowicka, oburzona stwierdzeniem publicystki, że szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny jest na liście płac przemysłu aborcyjno-antykoncepcyjnego. 


- Jestem zbulwersowana – komentuje wyrok sądu Nowicka. - Pomówienia pani Najfeld były zniesławieniem – dodaje.

 
Nowicka żali się również, że w jej odczuciu sąd nie był bezstronny. - Wszystkie składane przeze mnie wnioski były odrzucane, a od pani Najfeld – przyjmowane. Prześwietlano mnie i moją organizację. To ja czułam się jak oskarżona – żali się Nowicka. I ani słowa zająknięcia, że proces toczył się przez ponad 2,5 roku bo często Nowicka po prostu nie stawiała się na sali rozpraw, ani odrobiny empatii, jak mogła się czuć ciągana przez tyle czasu po sądach Najfeld.


Ale wyrok sądu właściwie nie dziwi Nowickiej. Jej zdaniem, „posługujący się językiem nienawiści dostali na takie działania carte blanche. Wyrok jest sygnałem, że można powiedzieć wszystko, bo sąd ich i tak obroni”.


Jakoś trudno mi w to uwierzyć, bo ci, których mainstreamowe media zazwyczaj pałują argumentem „mowy nienawiści”, wcale nie mogą liczyć na taką przychylność sądu. Jest raczej dokładnie odwrotnie – to przecież „męczennicy” w postaci gejowskich aktywistów, aborcjonistek i lewaków mają zazwyczaj taryfę ulgową, bo są tak pokrzywdzeni przez tę część społeczeństwa, która rzekomo zionie nienawiścią.

 

A ci, co w rzeczywistości - najdelikatniej mówiąc - nie żywią ciepłych uczuć na przykład wobec chrześcijan, są w jakiś sposób promowani, chociażby wspominając wyrok uniewinniający Darskiego. I gdzie tu ta bezstronność sądu, o której mówi Nowicka?


- Ich autorzy (komentarzy na blogu Nowickiej – red.) chcą mnie zamordować słowem – mówi Nowicka. I to jest ten przykład „mowy nienawiści”. Bo ktoś pod wypocinami na jej blogu napisał kilka gorzkich słów. To może ich wszystkich też trzeba pozwać do sądu?


I jeszcze jedna rzecz z rozmowy z Nowicką, której nie można pominąć. Szefowa Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny tłumaczy, że wnioskowała o utajnienie procesu, bo „podczas pierwszych posiedzeń w sali pojawiali się ludzie, mówiąc delikatnie, nastawieni do mnie nieprzychylnie (...). Pragnęłam uniknąć sytuacji, w której idę na proces, czuję się zagrożona. Poza tym, nie chciałam, by pani Najfefd wykorzystała proces do zdobycia popularności moim kosztem – mówi Nowicka.


Najlepszej odpowiedzi na te zarzuty udzieliła sama Najfeld. W rozmowie z portalem Fronda.pl przyznała, że: „Sąd uznał, że jestem niewinna, bo zgodnie z prawdą mówiłam o powiązaniach finansowych Wandy Nowickiej z przemysłem antykoncepcyjno-aborcyjnym. Można i należy o tym mówić głośno, szczególnie teraz, gdy Wanda Nowicka kandyduje do Sejmu. Polacy mają prawo wiedzieć kim jest i czyje interesy reprezentuje. Zbyt długo już temat biznesu antykoncepcyjno-aborcyjnego jest tematem tabu, a przemysł śmierci posługuje się bezkarnie wizerunkiem "działaczy społecznych" w swoich działaniach marketingowych”.


- (...) Wanda Nowicka zażądała utajnienia procesu. A szkoda, bo treść posiedzeń powinna być znana opinii publicznej. Na pewno zainteresowałaby też niezależnych dziennikarzy śledczych – konstatuje Najfeld.


Bo skoro Najfeld proces wygrała, to można (i powinno się!) głośno mówić, że Wanda Nowicka jest na liście płac przemysłu aborcyjnego i antykoncepcyjnego.

 

Marta Brzezińska