Portal Fronda.pl: Sierpień to miesiąc pielgrzymowania na Jasną Górę. Ksiądz dołącza się do pielgrzymek, które zmierzają do Częstochowy w rozmaitych polskich miast, by opowiadać pątnikom o obronie życia poczętego. Co to za akcja? Jaki jest jej cel?

Ks. Tomasz Kancelarczyk: Nasza inicjatywa jest w pewnym sensie odpowiedzią na wezwanie do modlitwy w intencji obrony życia. Bp Grzegorz Kaszak poprosił o taką modlitwę pielgrzymów. Znajdujemy się obecnie w wyjątkowym czasie, jeśli chodzi o obronę życia, dlatego uznaliśmy, że trzeba zrobić coś więcej – nie tylko wyjść ze słowem do ludzi, gromadzić się wspólnie (tak, jak robimy to w Bractwie Małych Stópek), ale także dać jakieś narzędzie do obrony życia. Tym narzędziem, prócz wiedzy na temat okresu życia prenatalnego, argumentacji za wartością życia, jest także model, przedstawiający 10-tygodniowe, nienarodzone dziecko. Przypomnę, że w czasie Marszu dla Życia w Szczecinie rozdaliśmy kilkanaście tysięcy takich modeli, teraz wręczamy je pielgrzymom. Naszym zdaniem, jest to wyjątkowa grupa osób, która wie, dlaczego idzie, dla której to nie jest spacer, ale pielgrzymka. Prosimy pielgrzymów, aby do niesionych przez siebie intencji dołączyli także obronę życia nienarodzonego. Przekazujemy im konkretną wiedzę na temat życia prenatalnego oraz modele tego 10-tygodniowego dziecka, wiedząc, że dobrze je wykorzystają jako broń w walce o życie poczęte, broń w obronie najsłabszych. Ten model będą mogli pokazać kobiecie, która spodziewa się dziecka czy ludziom, negującym wartość życia poczętego. Prawda o rozwoju człowieka w okresie prenatalnym i jej wizualizacja jest bardzo mocnym argumentem, który zbija argumenty ze strony przeciwnej, ale także dodaje siły kobietom w stanie błogosławionym.

Jak reagują pielgrzymi? Ma już Ksiądz cały zastęp obrońców życia? Obecny w Polsce klimat nie sprzyja obronie życia poczętego. Prof. Chazan za odmowę aborcji został zwolniony z funkcji dyrektora szpitala im. Świętej Rodziny...

Celowo wybrałem pielgrzymów. Nie chodziło mi o przekonywanie do obrony życia przypadkowych przechodniów na ulicy (choć takie akcje również planujemy w najbliższym czasie), ale o poszukiwanie kolejnych obrońców życia, którzy się zaangażują. Chodzi nie tylko o deklaracje, ale o konkretne działanie. Ci, którzy otrzymują modele, reagują w piękny sposób, dla nich to kolejny argument, którym będą mogli się posługiwać. Wiele z nich opowiada wspaniałe historie, daje świadectwa o obronie życia. Wspominają o różnych przypadkach aborcji, z jaki spotkali się kiedyś w życiu, oceniając je jako jednoznacznie złe. Grono pielgrzymów jest bardzo mocno związane z obroną życia, oni zmierzają do Częstochowy, by pokłonić się Matce Boskiej, wśród nich nie ma przeciwników życia. Mogą być ludzie niezaangażowani, dlatego chodziło nam o to, by w tym wyjątkowym czasie jak najbardziej ich zaktywizować.

Ostatnio dość kontrowersyjny głos w sprawie deklaracji wiary i obrony życia poczętego zabrał Szymon Hołownia...

Żałuje, że nie odpowiedziałem publicznie na słowa Szymona Hołowni, które świadczą o dwóch kwestiach. Pan Hołownia, jako publicysta katolicki, który aktywnie działa w mediach, jest – przepraszam za słowo – ograniczony do mediów. Nie wie, jak naprawdę wygląda działalność organizacji pro-life. Widzi tylko i wyłącznie to, co jest w mediach, a to przecież nie jest cały ruch pro-life. Obrońcy życia to nie tylko ludzie pokazywani w telewizji przy okazji manifestacji pod szpitalami z – jak najbardziej słusznymi – transparentami przeciwko aborcji. Obrona życia to także to, co jest niewidoczne, ukryte i takie pozostanie. Nie widzę możliwości naświetlania konkretnych przypadków, z jakimi spotykam się na co dzień. W ostatnim miesiącu udzieliliśmy pomocy kobiecie, która chciała dokonać aborcji. Wystarczyło „tylko” tyle, że Bractwo Małych Stópek zaoferowało pomoc materialną w postaci wózka, łóżeczka, ubranek czy zapasu jednorazowych pieluch na cały rok. Postaraliśmy się także o osobę, która będzie towarzyszyć tej kobiecie, wspierać ją. Stało się coś niesamowitego! Życie dziecka zostało uratowane! A przecież nie da się tego przedstawić jako jakiś medialny news. Nie wyobrażam sobie na przykład, aby pokazywać twarze tych osób. Takie sytuacje dzieją się „po cichu”, z dala od mediów. W ostatnim czasie przydarzyło się nam ich kilka, więc traktujemy je z Bractwem Małych Stópek jako nasz charyzmat (śmiech). Średnio raz na dwa tygodnie odbieram telefon, który angażuje nas w takie sprawy. Tych uratowanych dzieci jest już bardzo wiele. Trzy tygodnie temu pojechałem do poznańskiego szpitala samochodem wypełnionym sprzętem dla dzieci, pieluchy się już nie zmieściły do transportowego auta. Dlaczego? Bo to były pieluchy dla uratowanych bliźniaków. To jest niesamowite! Widzę w tym szpitalu dwa szkraby, każdy po dwa kilogramy. I lecą mi łzy z oczu, bo wiem, co byłoby, gdyby nie zaangażowanie bardzo wielu osób. Kiedy na Facebooku umieściłem informację o sytuacji i prośbę o wózek, miałem go już po trzech godzinach.

Czyli czasem, zamiast górnolotnych haseł, wystarczy kupić wózek, ubranka, pieluchy i zapewnić, że się nie zostawi w potrzebie?

Dokładnie! Czy dla pana Hołowni to jest mało? Ratowanie dzieci? To niesamowita sprawa, ale kompletnie niemedialna. Chciałbym, aby w Polsce byli dziennikarze, którzy widzą rzeczywistość, a nie wyłącznie medialną rzeczywistość. A rzeczywistość obrony życia to właśnie zmaganie z takimi sytuacjami. Dla mnie osobiście taka jedna sytuacja aborcyjna jest o stokroć trudniejsza, niż organizacja największego w Polsce marszu pro-life w Szczecinie. Marsz to po prostu sprawnie przebiegająca organizacja, zaś ratowanie dziecka nienarodzonego to sytuacja niezwykle stresogenna. To zmagania się z kobietą, która chce zabić dziecko, przekonywanie jej, utwierdzanie jej w tym, że nie można tego zrobić. A to dopiero początek. Później trzeba jeszcze taką kobietą i jej dzieckiem się zaopiekować. Przed chwilą odebrałem telefon od osoby, której dziecko uratowaliśmy dziesięć lat temu. Po tak długim czasie ona wciąż może się do nas odezwać, kiedy potrzebuje pomocy. I pomagamy jej. Obrona życia jest bardzo wymagająca i o tym się nie mówi. Mam żal do Szymona Hołowni, że widzi wyłącznie rzeczywistość medialną. Nie widzi, jak naprawdę wygląda niesienie pomocy kobietom, które chcą dokonać aborcji. Kiedyś poproszono mnie, bym przyjechał do telewizji z kobietą, którą udało się przekonać, by nie zabijała swojego dziecka. W pierwszym odruchu zadzwoniłem do kilku osób, ale szybko przestałem, bo one już dawno zapomniały o swoich zamiarach, nie chciały o tym myśleć, wracać do tego. Mają swoje dzieciątko i to jest najważniejsze. Zresztą, sam jako kapłan podczas spowiedzi ucinam wracanie do takich spraw, bo przecież wystarczy to raz wyznać, miłosierdzie działa... I to jest efekt działania pro-life. Nie transparent z hasłem, ale uratowanie życia, które odbywa się po cichu. To powinni wiedzieć ludzie, którzy są blisko Kościoła, dlatego jest mi przykro, że pan Hołownia o tym nie wie.

Co mogą zrobić osoby, które chciałyby się włączyć w taką aktywną pomoc?

Jest konkret – można dołączyć do jakiejkolwiek organizacji pro-life. Zapraszam do Bractwa Małych Stópek (strona internetowa TUTAJ). To wystarczy, wszystko dalej potoczy się samo. Będziemy działać w trzech wymiarach – duchowym, formacyjnym, materialnym. Jedni się modlą, inni pomagają finansowo, jeszcze inni mają świetne pomysły.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk