Poprzez problem pedofilii w Stanach Zjednoczonych wielu ludzi jest obolałych. Jako Kościół zmagamy się z dziedzictwem lat 60., gdy podchodzono bardzo liberalnie do praktyk seksualnych. Także do obniżania wieku inicjacji, a eksperymenty pedofilskie towarzyszyły wtedy poczynaniom, głównych propagandzistów rewolucji seksualnej. Przykładem jest Daniel Cohn Bendit, który przełamywał tabu seksualne wobec małych dzieci.

Jeśli chodzi o USA, to nie ma wątpliwości, że jednoczymy się z ofiarami pedofilii. Cała sprawa zostaje jednak nagłaśniana przez tworzenie społecznej paniki. Rozdmuchuje się ją dziś, aby to był najbardziej ważny problem w Kościele.

Jeśli chodzi o kardynała Mahony'ego to zasadą konklawe jest to, że biorą w nim udział wszyscy kardynałowie. Nic go nie może zwolnić z tego obowiązku udziału w konklawe. Chyba, że byłaby to choroba. Jeśli wyjdziemy z założenia, że grzechy osobiste mogą położyć się na wiarygodności Kościoła, to mamy do czynienia z Kościołem faryzejskim, dla tych, którzy nigdy nie zgrzeszyli. Żyjemy w takim momencie ocen postępowania ludzkiego, że pewne grzechy są niedopuszczalne, a inne znów wychwalane.

Nikt nie zarzuca grzechu pedofilii kardynałowi, ale nieumiejętne postępowanie z księżmi, którzy dopuszczali się tego grzechu. Widzę w tym nadmiar moralizmu, który wyrasta na ludzkim bólu. Kardynał, który nie cieszy się dużym autorytetem i nie ma cech charyzmatycznych, nie zostanie wybrany na Papieża.

 

Not. Jarosław Wróblewski