- Chrystus to nie pluszowy katolicyzm. Taka przyjemna religijność, gdzie człowiek spotka się po godzinach, żeby poprawić swoje samopoczucie, albo zastosuje religię jako rodzaj antystresowej autoterapii. Chodzi o pewną opcję życiową, która domaga się zdecydowanych decyzji. Chrystus, który nie domagałby się codziennego nawrócenia, jest wymysłem. - mówi portalowi Fronda.pl, ks. dr hab. Robert Skrzypczak.

<<< POZNAJ DOKŁADNIE TAJEMNICĘ FATIMSKĄ! WEJDŹ !!!>>>


Karolina Zaremba, portal Fronda.pl: „Budowanie z Chrystusem było i jest jakimś znakiem sprzeciwu. Trzeba żyć dla Niego nie tylko na próbę czasu, ani na próbę uczuć” - powiedział abp Wacław Depo. Co to znaczy, by stać się znakiem sprzeciwu? Jak my, podążając za Chrystusem, mamy stać się takim znakiem?

Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Chrystus jest Kimś, kto stawia nasze życie w sytuacji jednoznaczności. Stawia nas wobec Prawdy ostatecznej – jesteś za życiem, albo przeciw, chcesz żyć, czy chcesz umierać? Chcesz podążać drogą prawdy, czy zanurzyć się w kłamstwie i hipokryzji?

Człowiek sam o własnych siłach nie jest w stanie zapewnić sobie takiego poziomu życia w prawdzie, poziomu dobra i takiej jakości życia, którą by pragnął. Doświadcza w sobie pewnego rozdźwięku. Św. Paweł w 7 rozdziale listu do Rzymian wspomina, że doznaje nalegania z dwóch stron – z jednej strony łatwo jest chcieć tego, co dobre, a z drugiej strony  trudno jest to wypełnić. Jak to jest, że im bardziej pragnę być dobry i sprawiedliwy, tym bardziej narzuca mi się coś przeciwnego. „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu.” – konkluduje.  

Spotkanie z Chrystusem jest zawsze jednoznaczne. Każe nam się opowiedzieć „za” lub „przeciw”. Wielu ludzi unika tej konfrontacji i dokonania wyboru. Chce przemknąć się nie napotykając się na  Chrystusa,  albo nie dopuszczając do tego, by o Nim rozmawiać, czy ,by nie natknąć się na kogoś, kto będzie o Nim mówił. Chrystus zawsze jest związany z pewnym wysłaniem – wezwaniem do nawrócenia. W tym sensie jest znakiem sprzeciwu – jedni Go przyjmą, inni odrzucą. Trudno wobec Chrystusa znaleźć obojętne stanowisko.

To właśnie to usłyszała Maryja od starca Symeona , 40 dni po urodzeniu Jezusa. Jezus, którego przyniosła w betach, zostaje nazwany „znakiem sprzeciwu”. Symeon zapowiada fakt, że Jezus Chrystus będzie wielokrotnie odrzucany.  Mieszkańcy Jego rodzinnego Nazaretu będą Go chcieli zrzucić ze skały w następstwie przepowiadania Ewangelii w ich synagodze. Faryzeusze i uczeni w Piśmie będą spotykać się, aby planować wyeliminowanie Jezusa -  tak jak było po cudzie Wskrzeszenia Łazarza. Była to zapowiedź tego, że Chrystus zostanie odrzucony przez świat religii reprezentowany przez judaizm żydowski i świat prawa i polityki reprezentowany przez Rzymian.

Jezus przyjmuje ten sprzeciw i odrzucenie. Z  grzechu wypierania się Boga wyprowadza miłosierdzie i zbawienie dla ludzi.

Z tą samą  przepowiednią musi się liczyć każdy człowiek, który głosi Jezusa, który wierzy, który się do Niego przyznaje. Przyznawanie się do Chrystusa pociąga za sobą konsekwencje. To jest jak najlepszy sposób na to, żeby utracić przyjaciół, zasłużyć na ironię, wyśmianie, czy wykluczenie z salonu. Są to pewne koszty, o których Jezus wspominał swoim uczniom – „Kto was odrzuca, Mnie odrzuca. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje”.  W innym miejscu czytamy, jak Jezus próbował wzmacniać swoich uczniów, mówiąc: „Błogosławieni, bo wytrwaliście wraz ze Mną w moich przeciwnościach”. Są to przeciwności związane z nieustanną walką dobra ze złem, która ma miejsce w nas samych.

Jezus przynosi prawdę. Stawia nas w obliczu dogłębnej radiografii. Przenika nasze życie. Jakiekolwiek głoszenie Chrystusa było związane z Krzyżem. Apostołowie wskazywali ludziom, że  Chrystus, który został ukrzyżowany, został uczyniony przez Boga Panem i Mesjaszem.

Żeby przebaczenie grzechów, zbawienie w Chrystusie i miłość Boga wiarygodnie zabrzmiały w uszach słuchaczy, najpierw samemu muszę zgodzić się na prawdę o własnym grzechu i o sobie samym.

W jaki sposób „żyć dla Chrystusa nie tylko na próbę czasu i na próbę uczuć”?

Jest to dość poetyckie sformułowanie. Jeżeli dobrze rozumiem abp Wacława Depo, chodzi o bycie z Chrystusem na dobre i na złe.  Nie tylko w momencie, kiedy jest miło w grupie, w której się modli, czy na pielgrzymce, gdzie jest braterska solidarność. Chodzi o wytrwanie w Chrystusie w środowisku, w którym przez naszą wiarę spotykamy się z ironią, lekceważeniem. Chodzi także o wytrwanie przy Nim przy najważniejszych decyzjach życiowych.

Możemy doświadczać Jezusa w sytuacjach granicznych. Wtedy, kiedy czujemy lęk o własne życie, odczuwamy strach przed zaryzykowaniem, przed przekroczeniem samego siebie. Najczęściej są to wyzwania związane z miłością. Tam, gdzie jest Chrystus, jest wezwanie do przekroczenia własnego egoizmu. W takich sytuacjach rozstrzyga się, czy mamy w sobie życie Chrystusa. Kiedy przychodzi czas do podjęcia decyzji o otwarcie na życie, o przyjęcie kolejnego dziecka. Kiedy spotykasz się z niesprawiedliwością – czy przebaczyć, czy dążyć do zemsty. Są to również sytuacje, w których musimy przekraczać samego siebie, kiedy ktoś coś o nas prosi. Czy też miłość do nieprzyjaciela.

Chrystus to nie pluszowy katolicyzm. Taka przyjemna religijność, gdzie człowiek spotka się po godzinach, żeby poprawić swoje samopoczucie, albo zastosuje religię jako rodzaj antystresowej autoterapii. Chodzi o pewną opcję życiową, która domaga się zdecydowanych decyzji. Chrystus, który nie domagałby się codziennego nawrócenia, jest wymysłem.