W wywiadzie udzielonym ”Naszemu Dziennikowi” ks. prof. Tadeusz Guz wskazał, że źródła gender biją w marksizmie.

W genderyzmie pierwotny nurt marksistowski twierdzi, że płciowość, a tym samym cała bytowość kobiety i mężczyzny jest przykładem „relacji społecznych”. Marks z Engelsem, mając tzw. teorię Darwina o pochodzeniu gatunków z ewoluującej materii do dyspozycji, twierdzili, że bytowość kobiety i mężczyzny krystalizuje się ostatecznie w „społeczeństwie komunistycznym”. Człowiek w takim ujęciu jest „produktem społecznym” i wraz ze swoją płciowością jest „sposobem”, w jaki materia poprzez całe społeczeństwo „konsumuje” siebie samą – przede wszystkim w ciele mężczyzny i kobiety.

W rozmowie ks. prof. Guz wskazał czego nie ma w gendaryzmie, a mianowicie pojęcia, które nazywamy osobą ludzką, czyli istotą duchowo - cielesną.

Genderyzm wyrasta z materii, tam nie ma ducha, rozumu, pamięci, wolnej woli, tam nie ma duszy. Ciało jest w tym ujęciu tylko artykulacją popędu seksualnego, a wszystko, co jest dokonywane w ciele, nie jest rozumne, nie jest wyrazem ducha, bo ducha po prostu nie ma. Już markiz de Sade twierdził, że ”dusza jest materią„ i podlega ”tym samym etapom rozwoju, co ciało„.

W wywiadzie podjęto m.in. problem zmiany płci. Transwestyci zmieniający płeć w sensie biologicznym to jeden z jej przejawów, ale i tutaj nie może się ona powieść, bo przecież płciowość ma nie tylko wymiar biologiczny życia ludzkiego, lecz przenika ona całego człowieka, nie tylko jego ciało, ale i jego duchowość – tłumaczył ks. prof. Guz.

Płciowość, jak nauczał Jan Paweł II â€“ kontynuował rozmówca - ”wyraża się zawsze„, ”współuczestniczy„ we wszystkim, czego człowiek dokonuje jako kobieta i mężczyzna, nie tylko w aktach współżycia seksualnego. We wszystkim uwidacznia się fakt, że jako człowiek działam albo jako kobieta, albo jako mężczyzna. Pod pojęciem płci kryje się zatem coś więcej niż tylko wymiar chemiczno-biologiczny, w kobiecości i męskości ukryte jest ”powołanie„.

Dla zwolennika ideologii gender bycie kobietą i mężczyzną to rola, zaś dla chrześcijanina to powołanie.

Bóg powołuje człowieka do bycia kobietą albo mężczyzną. I to jest piękne powołanie. Zwolennicy gender nie ukrywają, że bycie kobietą lub mężczyzną to role. Rola a powołanie to zasadnicza różnica. Byt kobiety i byt mężczyzny to nie są role, które można przyjąć lub odrzucić, jak w teatrze, to nie gra, która z istoty swojej ma początek i kres, lecz realne życie przeznaczone wolą Stwórcy do wiecznego istnienia. 

Jak zauważa ks. prof. Guz w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” największym problemem w ideologii gender jest to, iż dotyka ona najintymniejszej rzeczywistości życia człowieka.

Mamy faktycznie potężny problem, bo przecież gender dotyka najintymniejszej rzeczywistości związanej z przekazywaniem życia. Dla gender akt seksualny prowadzący do podarowania życia dziecku to samoprodukowanie się popędu jako popędu, samozaspokajanie się popędu i przedłużanie się istnienia popędu jako popędu. O ”etosie daru„ (ks. T. Styczeń) nie może być mowy.

Jak przypomniał ks. prof. Guz, że w lipcu ubiegłego roku ONZ wydało rezolucję, żeby ideologię płci wprowadzać do wszystkich placówek oświatowych globu.

Uważam, że istnieje realne zagrożenie dla sfery ludzkiego rozumu, poznania, nauki, państwa i prawa, nie tylko kultury ludzkości, ale także jej indywidualno-wspólnotowego życia – skomentował tę decyzję rozmówca.

Kwestie związane z gender należy tłumaczyć nie tylko negatywnie ale przede wszystkim pozytywnie.

Na każdy wymiar negacji naszej nauki o człowieku jako kobiecie i jako mężczyźnie warto wskazać, po pierwsze, na pozytywną interpretację nauki o człowieku w sensie naukowym, biblijnym i kościelnym – radzi ks. prof. Tadeusz Guz. 

Ab/”Nasz Dziennik”