Portal Fronda.pl: Adhortacja papieża Franciszka Amoris laetitia to dokument wywołujący bardzo różne oceny. Obok kwestii kontrowersyjnych czy zgoła groźnych, o których zaraz, są w niej jednak bez wątpienia elementy wyjątkowo piękne. Co wskazałby tu ksiądz profesor?

Ks. prof. Robert Skrzypczak: Urzekająca jest część pierwsza dotycząca miłości małżeńskiej i rodzinnej. Czyta się ją łatwo; to komunikatywny i prosty styl Franciszka. Tę część można byłoby polecić małżonkom do odczytywania na głos. Papież pokazuje, że sama Biblia pełna jest sytuacji miłosnych, od wyjścia z Egiptu aż po Nowy Testament – bo i Jezusa otaczają ludzie żonaci, zamężni, żyjący w rodzinach. Franciszek podkreśla też, że mówiąc o małżeństwie mówimy o nierozerwalnym związku mężczyzny i kobiety otwartym na życie. Papież prosi, by nie porównywać małżeństw ze związkami partnerskimi lub związkami homoseksualnymi. Miłość małżeńska, pisze Franciszek, przypomina Boga. Małżonkowie są Jego żywym dziełem sztuki. Piękne są też rozdziały o miłości rodziny i otwartości na życie czy o wychowywaniu dzieci. Papież w rozdziałach o miłości małżeńskiej wychodzi od hymny o miłości św. Pawła. Wskazuje, by nie czynić z małżeństwa układu wzajemnych wymagań. Idealizowane małżeństwa i rodziny i stawianie małżonka pod pręgierzem oczekiwań jest bardzo niebezpieczne. Trzeba na małżeństwo patrzeć jako na drogę pokory i dojrzewania. Po etapie zachowania przychodzi etap ujawniania różnych niedoskonałości. Błędów nie należy jednak wytykać, o współmałżonku trzeba mówić dobrze, dostrzegając pozytywne elementy w postawie drugiego człowieka. Piękne są też fragmenty o seksualności. Franciszek powołuje się na pierwszą encyklikę Benedykta XVI Deus caritas est mówiąc, że chrześcijaństwo nie przychodzi by stłamsić Erosa, ale by wziąć go w obronę. Kościół broni seksualności przed konsumizmem, egoistyczną eksploatacją i patologiami. Warto zwrócić też uwagę na piękne fragmenty poświęcone kobiecie w stanie błogosławionym. To chyba pierwsze tego typu słowa w kościelnych dokumentach.

Piękny jest też fragment dotyczący przygotowywania do małżeństw. Mówi papież, że małżeństwo stanowi element dobrej nowiny, swoistą twarz Boga. Miłość małżeńska prowadzi do szlachetności i pokonania egoizmu. Takie doświadczenie może mocno zbliżyć człowieka do Pana Boga. Potrzeba dlatego pełnego przygotowania do małżeństwa. Nie da się załatwić tego kursem. Kurs jest dobry do obsługiwania maszyny. Małżeństwu nie wystarczy instrukcja obsługi, potrzeba raczej inicjacji w małżeństwo jako sakrament. Franciszek podkreśla, że ogromnym bogactwem małżeństwa jest właśnie sakrament. To wielka siła, która bierze się z Chrystusa Zmartwychwstałego. Sprawia ona, że małżeński i rodzicielski trud może zamienić się w drogę wzajemnego uświęcania. Drogę, która poprowadzi małżonków do zbawienia w Chrystusie.

A co mówi papież o rozwodach i innych patologiach życia rodzinnego?

Rozwód papież potępia jako zło absolutne. Niepokoi go, że ta patologia tak się rozprzestrzenia. Apeluje do rodziców zamierzających się rozwieść, by brali pod uwagę innych ludzi, zwłaszcza dzieci, które często bywają wykorzystywane jako pocisk czy karta przetargowa przeciwko drugiemu. Dzieci nigdy do końca nie wyliżą się z tych ran. Ojciec Święty jednoznacznie ocenia też aborcję oraz środki antykoncepcyjne czy sztuczne zapłodnienie.

Franciszek wykazuje też wielki duszpasterski realizm. Mówi bardzo często, że normy doktrynalne dotyczące małżeństwa i seksualności są piękne, ale nie da ich się w pełni zastosować do każdej sytuacji. Próba uświadamiania ludziom, co powinni, nie daje im jednocześnie siły do przyjęcia ideału. Wykluczone jest, mówi papież, wykorzystywanie norm moralnych jako kamieni, którymi można w kogoś ciskać. Moralizm jest upokarzający, bo ludzie zazwyczaj wiedzą, że popełnili błąd i ponieśli klęskę. Nie mają siły podążać do ideału. Powinnością Kościoła jest wprowadzać ludzi w stan łaski. Ojciec Święty mówi, że potrzeba głosić słowo kerygmatyczne, które spowoduje wewnętrzny wzrost i poczucie bycia kochanym przez Boga. Tego właśnie potrzeba chorym. Inaczej piękna norma może stać się okrucieństwem. Moim zdaniem wprowadzanie ludzi w łaskę poprzez głoszenie kerygmatu jest rewelacyjną podpowiedzią papieża, jak prowadzić chrześcijan żyjących w małżeństwie do doświadczenia radości ze spotkania z Panem, a nie klęski w poczuciu zderzenia się z ideałem.

Adhortacja wywołuje jednak bardzo różne oceny. Wielu dostrzega poważne niebezpieczeństwa, jakie ma zawierać.

Papież, o czym wyraźnie mówi, zdaje sobie sprawę, że znajdujemy się dziś pomiędzy dwoma skrajnymi stanowiskami w kwestii małżeństwa i rodziny. Z jednej strony są ludzie, którzy domagają się zmian w nauczaniu bądź dyscyplinie Kościoła pozbawionych nieraz głębszej refleksji. Z drugiej strony niektórzy próbują narzucić wszystkim jednolitą normę postępowania, z norm moralnych wyciągając wyjątkowo rygorystyczne wnioski. Papież postanowił poruszać się pomiędzy. Jego adhortację niektórzy przyjmują z radością, podkreślając jej piękno. Ich zdaniem to piękny dokument dotyczący miłości małżeńskiej i rodzinnej tak urzekająco piękny. Inni przyjmują adhortację z uczuciem ulgi, wskazując, że nie przynosi ona żadnych drastycznych zmian, ale zachowuje ciągłość z nauczaniem poprzedników. Są też wreszcie opinie tych, których zdaniem papież dokonuje wyłomu w nauczaniu Kościoła i otwiera drogę herezji.

A zatem: zerwanie czy ciągłość?

Jeśli chodzi o doktrynę Kościoła dokument jest na linii kontynuacji. Jednak na poziomie duszpasterskim są pewne furtki do zmiany. Papież już na początku mówi czytelnikowi, że jego dokument jest niejednorodny i skierowany do różnych adresatów. Niektóre fragmenty przeznaczone są dla małżonków, inne dla pasterzy czy teologów. Niewątpliwie najwięcej medialnego zainteresowania przyciągają ustępy dotyczące duszpasterstwa, gdzie papież dopuszcza pewne zmiany zaproponowane przez Synod Biskupów. Większość fragmentów dopuszczających zmiany to cytaty z tak zwanych propositiones obu synodów.

Krytycy adhortacji przekonują, że poddaje ona bardzo rozległą możliwość interpretacji problemu rozwodników w nowych związkach, sugerując w jednym z przypisów zupełnie otwarcie możliwość dopuszczenia ich do Eucharystii pomimo współżycia partnerów w związku niesakramentalnym. To, mówią krytycy, nie tylko zerwanie więzi między doktryną a praktyką, ale także wyjątkowe osłabienie dogmatu o nierozerwalności małżeństwa, sprawiające, że wiernym małżeństwo nie będzie się już jawić jako trwające do śmierci. Jak patrzy na ten problem ksiądz profesor?

Najwięcej kontrowersji podczas Synodu Biskupów wzbudziły zapisy, które w adhortacji znalazły się w rozdziale ósmym dotyczącym trudnych czy nieregularnych sytuacji rodzinnych. W Amoris laetitia znajdujemy, można powiedzieć, jezuickie podejście do sprawy, cechujące się niechęcią do ogólnej normy. Według papieża każdy przypadek powinien być indywidualnie rozstrzygany w oparciu o rozeznanie. Te propozycje ostatniego Synodu Biskupów, które wzbudziły największy sprzeciw i przeszły nieznaczną większością głosów, papież prezentuje w niezmienionej postaci (chodzi o paragrafy 85 i 86 Relatio finalis Synodu). Jedna z nich dotyczy ewentualności dopuszczenia rozwodników w nowych związkach do większej integracji, na przykład jako rodziców chrzestnych czy lektorów Słowa Bożego. To integrowanie jest jednak podane w oparciu o bardzo dwuznaczne stwierdzenie, które może otwierać niebezpieczną przestrzeń dowolności interpretacyjnej. Papież stwierdza, że dzisiaj chyba już nikt nie będzie upierał się przy tym, że w każdej nieregularnej sytuacji, w jakiej ludzie mogą się znajdować, trzeba dopatrywać się grzechu ciężkiego. Grzech ciężki jest w adhortacji papieskiej pojęciem teologicznym potraktowanym z pewną niechęcią. To pojęcie mało obecne, tak, jakby należało obniżyć rangę grzechu ciężkiego lub też zrezygnować z mówienia o nich, chcąc bardziej przygarnąć do siebie ludzi.

Niebezpieczne jest też rozróżnienie między obiektywną sytuacją grzechu ciężkiego a subiektywnym brakiem poczucia winy. Papież powołuje się tu wprawdzie na Katechizm Kościoła Katolickiego, otwierając jednak zarazem przestrzeń wolności interpretacji. Kogo można dopuścić do sakramentów, a kogo nie? Kto jest w sytuacji grzechu, a kto nie? Według adhortacji norma nie stosuje się do każdego przypadku, ale każdy przypadek powinien być rozstrzygany przez kapłana w konfesjonale. Stwarza to niebezpieczeństwo subiektywizmu. Niepokojący jest także 189. punkt dokumentu, gdzie Franciszek mówi, iż generalnie obowiązują ogólne normy, trzeba jednak wziąć pod uwagę ich odmienne zastosowanie czy interpretację w różnych środowiskach. A więc normy należałoby inaczej inkulturować zależnie od tradycji danego miejsca czy wyzwań odnoszących się do stylu życia. Tu mają rozstrzygać kościoły lokalne. To w praktyce może doprowadzić do ogromnego zróżnicowania dyscypliny sakramentalnej. Może być tak, że w jednym kraju uzna się, iż można bardziej dopuścić do Komunii osoby w ponownych związkach, a w drugim kraju uzna się przeciwnie. Tak samo jest przy okazji podejścia do roli osób homoseksualnych we wspólnocie kościelnej. To wszystko wiąże się z ryzykiem utraty jedności duszpasterskiej. Podkreślam, że sama doktryna nie ulega zmianie. Są jednak rewolucje w obszarze duszpasterskim, które mogą doprowadzić w niektórych sytuacjach do oddalenia się praktyki duszpasterskiej od nauczania Kościoła.

Jak więc ocenić adhortację? To jak chciałby Roberti de Mattei katastrofa dla Kościoła, czy raczej, jak sądzą biskupi z Niemiec, wielka jego nadzieja?

Adhortacja wymaga olbrzymiej pokory, mądrości i nawrócenia od jej adresatów. Niestety nie w każdym przypadku możemy na to liczyć. Dokument stawia wielkie wymagania wobec całego Kościoła, wiernych i pasterzy. Franciszek jest świadomy niebezpieczeństw, o których była mowa. Podkreśla w adhortacji, że trzeba zachować jedność między głoszoną Ewangelią a praktyką duszpasterską i że nie można pozwolić sobie na relatywizację nauczania Kościoła. Z drugiej strony dokument cechuje wielkie zaufanie do adresatów, pozostawiając spory margines ryzyka, zwłaszcza w przypadku ludzi ogarniętych ideologią. To może być na przykład ideologia zadowalania klientów lub pójścia na rękę środowiskom domagającym się niekończących się zmian. Dobre i szlachetne rady mogą trafić w ręce ludzi niemądrych lub wręcz niebezpiecznych. Trzeba pamiętać, by czytać adhortację razem z Humanae vitae Pawła VI i Familiaris consortio Jana Pawła II.

A więc niektóre – chyba uprawnione w świetle jej samej? – interpretacje mogą być potencjalnie bardzo groźne?

Kościół jest na pewnym skrzyżowaniu. Albo będzie taki, jakim chciał go Jezus Chrystus, a więc solą dla świata – albo będzie chciał stać się słodzikiem, przypodobać się gustom opinii publicznej, a wiernych traktując jak klientów, którzy płacą i wymagają. Kościół zachowa swoją wyjątkową oryginalność i będzie lekarstwem dla świata, jeśli będzie także znakiem sprzeciwu. Ewangelia często idzie pod prąd głównym nurtom myślenia, wprowadzając człowieka w stan walki z grzechem i ze złem. Adhortacja jest elementem ewangelizacji Kościoła. Należy ją odczytywać z intencją ewangelicznego nawrócenia. Niebezpieczeństwo, jak powtarzam, nie tkwi w nauczaniu, bo tu nie nastąpiły żadne zmiany. Chodzi o interpretację. Stara mądrość chrześcijańska mówi nam, że Duch Święty jest tym, który wszystkiego nas nauczy, interpretując nam fakty, życie, wyzwania i powinności w duchu miłości Boga i pełnej prawdy o człowieku. Katechizm uczy jednak, że mamy też innego interpretatora. Przeciwnika, diabła, który będzie próbował wynaturzać i deformować prawdę o Bogu oraz o nas samych, chcąc nas oszukać. Szukając woli Boga trzeba stosować narzędzie, jakim są kolana. Ci, którzy mieli okazję widzieć demona, podkreślali często, że nie ma on kolan. Wszystko rozstrzyga z podniesioną głową i absolutnym przekonaniem, że ma rację. Chrześcijanie wszystko powinni robić na kolanach przed Bogiem – a więc także czytać w ten sposób piękne dokumenty Kościoła. W ten sposób dążymy do bycia po stronie Ducha Świętego, a nie po stronie ducha tego świata.