Ks. prof. R. Skrzypczak. Fragment książki „Miłość warta obrączek. Jak zbudować małżeństwo na całe życie. Fundacja Instytut Globalizacji. Do kupienia tu www.globalizacja.org

Miłość potrzebuje sakramentu

Czym jest małżeństwo dla człowieka bez wiary? Seksualną przygodą? Przecież każdy zdrowy mężczyzna potrzebuje kobiety, kobieta zaś szuka mężczyzny. Lecz same ciała są smutne i wyją z rozpaczy na myśl o utracie atrakcyjności, uciekanie się zaś do technik współżycia i „sztuki kochania” jest sposobem na udział w reklamowej propagandzie piekła. Czy współczesny człowiek, który chce uczynić swe życie weselszym, ucząc się z podręczników partnerskiego survivalu nie roznosi ze sobą zapachu rozpaczy? Czym wiec może być małżeństwo? Wspólną inwestycją w życie, kumulacją wysiłków i kapitału, romantyczną podróżą we dwoje? Podczas, gdy jedni definiują związek małżeński jako „układ wzajemnych wymagań”, inni zaś usiłują mu nadać znaczenie „kontraktu zezwalającego na wzajemne używanie ciał i innych dóbr materialnych”, Jezus z Nazaretu obiecuje: „Będą dwoje jednym ciałem” (Mt 19, 5; por. Ef 5, 31). Kłopotliwa precyzja tych słów. Z całą pewnością chodzi o coś innego, niż „podstawowa komórka społeczna” lub romantyczne „zjednoczenie serc”.

We Włoszech do lat sześćdziesiątych 99 par na sto zawierało w Kościele związek małżeński. Potem przyszła rewolucja seksualna i referendum o dopuszczalności rozwodów w 1974 roku i nagle to, co dotąd było trwałe i bezpieczne zaczęło zamieniać się we względne i płynne. Prawna możliwość uwolnienia się od partnera stała się nie tylko, jak pierwotnie zakładano, procedurą do zastosowania w nieudanych związkach, ale i czynnikiem determinującym powszechną utratę sensu wierności względem drugiej osoby i wzmacniającym poziom egoizmu w relacjach. W listopadowym numerze amerykańskiego Times’a z 2010 roku na okładce pojawił się tytuł „Komu potrzebne jest małżeństwo?”, wewnątrz zaś obfity tekst dowodził: nikomu!105 Instytucja podtrzymująca cywilizację zachodnią wychodzi z użycia. W przeciągu ostatniego półwiecza w Italii ilość par sakramentalnych spadła o około 40 procent, natomiast liczba rozwodów galopująco wzrasta: od 10% pod koniec lat sześćdziesiątych do 50 % w 2005 roku. Skoro małżeństwo jest pierwszą przyczyną rozwodów – dowodzili sarkastycznie niektórzy – należy zatem z nich zrezygnować. Nie ma małżeństw, nie będzie też i rozwodów. I takim sposobem mentalnie dotarliśmy do postnowoczesnego rozwiązania zwanego związkiem partnerskim, oferującego partnerom maksimum praw i minimum odpowiedzialności, komfortowe antropologiczne upośledzenie. W Paryżu ponad 70 % par żyje już w tej postaci legalnego zakontraktowania. Związek lekkostrawny i light-owy. Tradycyjna instytucja małżeńska z takiej perspektywy coraz powszechniej spostrzegana jest jako wyczyn snobistyczny.

Tymczasem psychologowie zauważają ukazującą się pod różnymi symptomami ukrytą tęsknotę za tradycyjnym małżeństwem. Ceremonie zwykłego „partnerskiego” zarejestrowania są obsługiwane przez sklepy listami prezentów przypominającymi obdarowywanie nowożeńców, restauracje serwują weselne menu dla gości zaproszonych na dzień rejestracji, agencje turystyczne kuszą partnerów odpowiednikami podróży poślubnej, dziewczyny kupują nowe sukienki z okazji zalegalizowania związku, sami zainteresowani poddają się uprzednim upiększającym dietom, mimo że na stół wjadą wielopiętrowe torty z zatkniętą na wierzchołku parą partnerów ubranych jak nowożeńcy. Na portalach społecznościowych pojawiają się fotki z przystrojonymi i wypudrowanymi "partnerami" w pozach, uściskach, pocałunkach, ze spojrzeniem romantycznie utkwionym w zachodzącym słońcu nad rzeką. Można zresztą zaobserwować dziwne przenikanie się dwóch kultur: ceremonie ślubne zbliżają się formą do zwykłych, banalnych procedur rejestracji w postaci ślubu zawieranego po cichu, w 15 minut, podczas gdy partnerskie związki, zamiast obdarzyć stosowną pogardą archaiczne zaślubiny, coraz chętniej je kopiują, obrastając w bukiety, orszaki, bankiety, a nawet obrączki na palec.

Niemniej w świecie wolnych związków coraz częściej pojawiają się oznaki powrotu do instytucji małżeństwa, a przynajmniej jego apologii. Przykładem książka francuskiego pisarza Pascala Brucknera pod znamiennym tytułem Czy małżeństwo z miłości się nie udało?, będąca wyrazem przewidywanego końca epoki panseksualizmu lat 60. Dzisiejsze szukanie w związkach nade wszystko satysfakcji miłosnej i erotycznej z definicji skazane jest na porażkę, ponieważ marzeniom nie odpowiada niestała i niestabilna kondycja cielesno-uczuciowa współczesnych kobiet i mężczyzn. Obecny kryzys relacji bierze się z idealizmu: "Ponieważ wierzymy w miłość, usiłujemy zmieniać partnera. Lecz dziś mężczyźni i kobiety żyją w klimacie nieufności, niezgody i rozwodu... By doprowadzić do pojednania płomiennej namiętności z długotrwałą miłością, musimy wyrzec się uczuciowego paroksyzmu. Jeśli chcemy wyzwolić się spod tyranii ciała i pożądliwości, powinniśmy sprzyjać powrotowi czystości. I raz na zawsze pojąć, że narzędzia naszego wyzwolenia przemieniły się w narzędzia tortur. Wszyscy poszukujemy szczęścia i wszyscy leczymy się z depresji. Im bardziej gonimy za szaloną miłością, tym bardziej pozostajemy sami i zgorzkniali. Potrzeba zmienić kierunek"106. Dla autora remedium na zastaną sytuację tkwi w myśli absolutnie politycznie niepoprawnej: w powrocie do małżeństwa z rozsądku, przymierza zawieranego za porozumieniem stron nie tylko w imię czułości oraz przyjaźni, ale i odpowiedzialnej wspólnoty wychowania potomstwa, jak również zarządzania wspólnym majątkiem.

Jakkolwiek bym miał oceniać konkluzje autora, muszę stwierdzić, ze przyczyną zagubienia wielu ludzi układających sobie życie afektywne i rodzinne jest ignorancja wielkiego daru, jakim jest chrześcijański sakrament małżeństwa. Jak niedawno doniosła „Rzeczpospolita”, „coraz mniej ślubów wyznaniowych zawieranych jest w całej Polsce. Ich odsetek spada zarówno na laickim zachodzie kraju, jak i na wciąż mocno wierzącym Podkarpaciu – wynika z najnowszego raportu opracowanego przez demografów z Uniwersytetu Łódzkiego”. Wśród przyczyn, podano następującą: „jest to wyraz kształtującego się w Polsce nowego sposobu wyznawania wiary. Dziś coraz mniej osób jest zainteresowanych obrządkiem religijnym, a więcej tym, by wiarę przeżywać w sposób indywidualny […]. Młodzi, którzy nie chcą ślubować w kościele, pokazują, że nie zależy im na dozgonnym związku, pełnym więzi z Chrystusem i Kościołem, a to znak ich płytkiej wiary”107.

Czym jest dla wierzącego sakrament małżeństwa? Kodeks Prawa Kanonicznego podaje następujące wyjaśnienie: "Przymierze małżeńskie, przez które mężczyzna i kobieta tworzą ze sobą wspólnotę całego życia, skierowaną ze swej natury na dobro małżonków oraz do zrodzenia i wychowania potomstwa, zostało między ochrzczonymi podniesione przez Chrystusa Pana do godności sakramentu"108. To „podniesienie” oznacza zakorzenienie życia i możliwości małżonków w Chrystusowym zwycięstwie nad złem i śmiercią. „Jezus daje siłę i łaskę do przeżywania małżeństwa w nowych wymiarach Królestwa Bożego” – wyjaśnia w bardziej egzystencjalnym znaczeniu Katechizm109. Jest zasadnicza różnica między małżonkami, którzy czerpią duchową moc z sakramentu, a partnerami, którzy swą decyzję o budowaniu związku opierają na własnych siłach. To, jakby człowiek kupił pole wiedząc, iż tam, w głębi, leżą bogate złoża nafty. Jeśli się zdoła w nie wwiercić, będzie milionerem; jeśli nie, ryzykuje spędzić całe mozolne życie na powierzchni, bez żadnych profitów. Chrześcijańscy małżonkowie zostają wyposażeni w ogromny kapitał duchowy. Nie są postawieni jedynie wobec wymagań i obowiązków wynikających ze zgody na wspólne budowanie rodziny. Ich miłość i wierność zostanie nieustannie podtrzymywana i nasycana stałą obecnością pośród nich Kogoś, kto „powrócił z cmentarza” – Chrystusa zmartwychwstałego. Od Niego będą mogli nieustannie czerpać siłę i mądrość do pokonywania samych siebie i przekraczania swych skromnych ludzkich możliwości. Dzięki sakramentowi „prawdziwa miłość małżeńska włącza się w miłość Bożą”110.

Chrystus „pozostaje z nimi, daje im moc pójścia za Nim i wzięcia na siebie swojego krzyża, podnoszenia się po upadkach, przebaczania sobie wzajemnie, wzajemnego noszenia swoich ciężarów. Pomaga im, by byli «sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej» (Ef 5, 21) i miłowali się miłością nadprzyrodzoną, delikatną i płodną. W radościach ich miłości i życia rodzinnego daje im już tutaj przedsmak uczty Godów Baranka”111. „Przez sakrament małżeństwa małżonkowie są uzdolnieni do życia wiernością i do świadczenia o niej. Przez ten sakrament nierozerwalność małżeństwa zyskuje nowy i głębszy sens […]. Związanie się na całe życie z drugim człowiekiem może wydawać się trudne, a nawet niemożliwe. Tym ważniejsze jest głoszenie Dobrej Nowiny, że Bóg nas kocha miłością trwałą i nieodwołalną, że małżonkowie mają udział w tej miłości, że Bóg ich prowadzi i podtrzymuje oraz że przez swoją wierność mogą oni być świadkami wiernej miłości Boga. Małżonkowie, którzy z pomocą łaski Bożej dają to świadectwo, często w bardzo trudnych warunkach, zasługują na wdzięczność i wsparcie wspólnoty eklezjalnej”112.

W zbiorze żydowskich midraszy znajduje się następująca opowieść o rabinie Izaaku, synu Jekla z Krakowa: „Po latach ubóstwa, które to nigdy nie zachwiały jego wiarą w Boga, przyśnił mu się ktoś, kto podpowiedział mu, aby udał się do Pragi i szukał skarbu pod mostem królewskim. Kiedy sen powtórzył się po raz trzeci, rabin Izaak, syn Jekla, przygotował się do podróży i przybył do Pragi. Ale most był strzeżony dzień i noc i nie zdołał rozpocząć kopania. Niemniej przychodził tu każdego ranka i spacerował do wieczora, wyczekując okazji. Wreszcie kapitan straży, który go zauważył, zapytał grzecznie, czy szuka tutaj czegoś, czy może czeka na kogoś. Rabin Izaak opowiedział mu o tym, co mu się przyśniło i przywiodło z daleka. Kapitan roześmiał się: «I to z powodu snu, biedaku, zdarłeś buty, aby przybyć tutaj! Gdybym i ja uwierzył w to, co mi się przyśniło, wyruszyłbym w poszukiwaniu skarbu do Krakowa i kopałbym pod piecem w pokoju jakiegoś Żyda – Izaaka, syna Jekla, tak się nazywa! Izaak, syn Jekla! Mogę sobie tylko wyobrazić, jak wędruję od domu do domu i poszukuję kogoś, kto w połowie nazywa się Izaak, a w drugiej połowie Jekl». I zaśmiał się po raz drugi. Rabin Izaak skłonił się, wrócił do domu i wykopał skarb spod swojego pieca”113. Niejeden mąż czy żona, przygnieceni codziennym ciężarem swych powinności i zmęczenia, zamartwiają się obawami, czy i na ile wystarczy im jeszcze sił i chęci do kontynuowania małżeńskiego „kieratu”, i nawet na myśl im nie przyjdzie, że w głębi ich związku, „pod podłogą”, posiadają skarb. Skarb tyle cenny, co nieodkryty. Sakrament jest właśnie takim duchowym skarbem. Zapewnia on małżonkom stały dostęp do niewyczerpanych źródeł przeogromnej mocy Chrystusowej miłości. Ta moc – o ile z niej nauczą się czerpać - będzie jakby „wartością dodaną” przenoszącą ich poza ramy własnych możliwości i wyobraźni ku miłości w wymiarze Krzyża. Jednakże Szymon nie odnalazłby skarbu we własnym domu, gdyby nie wyruszył wcześniej w drogę. My też zechciejmy wyruszyć w drogę poszukując swojego duchowego skarbu.