Luiza Dołęgowska, fronda.pl: 62 duchownych, w tym jeden Polak, skierowało do Papieża Franciszka list zawierający ,,synowską korektę'' – proszą, by potępił herezje, które ,,bezpośrednio lub pośrednio podtrzymuje'' za sprawą adhortacji apostolskiej Amoris laetitia. Czy ten list do Papieża to ważne wydarzenie dla Kościoła?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz (TChr): Ta „synowska korekta” czy też „upomnienie synowskie” zostało skierowane przez grupę nie tylko duchownych, ale przede wszystkim świeckich. Myślę, że warto zauważyć w tej formie odniesienia się do Papieża pewną nowość, ale i pewne zakotwiczenie w tradycji.
Tradycyjne bowiem, oparte na ewangelicznej nauce samego Chrystusa Pana jest tak zwane „upomnienie braterskie” (correctio fraterna). Pan Jezus mówił: „Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik”.
Tak postawione zadanie jest bodaj, czy nie najtrudniejszym zadaniem dla chrześcijanina. To szczególna próba autentycznej miłości chrześcijańskiej.

Upomnienie braterskie nie polega zatem na bezdusznym wytykaniu cudzych wad i ich upublicznianiu. Nie jest wyrazem i nie może być wyrazem satysfakcji. Absolutnie nie można mówić o upomnieniu braterskim, gdy wprost pojawia się chęć górowania, dominowania, czy upokarzania lub zawładnięcia drugim. Papież Franciszek sam kiedyś w homilii, bodaj z 2014 roku mówił o tym, że prawdziwe upomnienie braterskie jest bolesne, bo jest oparte na miłości i prawdzie, a czynione z pokorą. Odczuwanie przyjemności z napominania innych nie pochodzi od Boga.

Wspominam o tym, by pokazać, że ta forma miłości – wymagająca i trudna nie jest czymś absolutnie nowym w Kościele, ale … Tutaj mamy do czynienia z „synowskim” nie „braterskim” upomnieniem. Ten list jest wołaniem, czy prośbą do Piotra naszych czasów, który ma umacniać braci swoich w wierze, by to czynił! By rozproszył wątpliwości.
Forma tej interwencji jest ewangeliczna, a jej zawartość? Jest zdecydowanie nowa, choć właśnie jest dramatycznym wyrazem dążenia do jasności ewangelicznego „tak – tak, nie – nie”. Myślę, że ten list, tak jak wcześniejsze dubia Kardynałów przejdą, więcej – przechodzą do historii Kościoła.

Jaki może być powód, dla którego Papież Franciszek nie odpowiada na wątpliwości (dubia) po prostu ,, tak -tak, nie-nie'' i zwleka z odpowiedzią na zarzuty w sprawie herezji? Czy taka zwłoka nie działa na niekorzyść wiernych?

Jestem bezradny w odpowiedzi na to pytanie. Z pewnym niedowierzaniem czytałem informacje mówiące o tym, że Papież odniósł się do krytyki i zapewnił, że jest „tomistą”, jeśli chodzi o moralność. "- Słyszę wiele uwag – szanuję je, bo pochodzą od dzieci Bożych, ale są mylne – dotyczących postsynodalnej adhortacji apostolskiej. Aby zrozumieć „Amoris laetitię”, trzeba ją przeczytać od początku do końca. Począwszy od pierwszego rozdziału, przechodząc do drugiego i kolejnych (...)i trzeba się nad nimi zastanowić. Przeczytać, co zostało powiedziane na Synodzie".

Otóż, należę do tych, którzy przeczytali tę adhortację, nie tylko od początku do końca, ale naprawdę z głębokim zadumaniem, ale i zadziwieniem. Ale należę też do tych, którzy przeczytali także adhortację o małżeństwie św. Jana Pawła II („Familiaris consortio”) i jego encyklikę o moralności („Veritatis splendor”). Dlaczego ten drugi dokument jest pominięty w sprawach, które dotyczą oceny moralnej ludzkiego postępowania? Dlaczego w całej papieskiej adhortacji mowa jest o związkach nieregularnych, a nie o cudzołóstwie? Dlaczego Papież pisze o małżeństwie jako ideale, a nie sakramencie?

Nauczanie kościelne o małżeństwie nie zaczęło się na Synodzie. Jest o wiele dłuższe i bogatsze. A tymczasem, odnosi się wrażenie, że Biskup Rzymu nie uwzględnia tej perspektywy. Zresztą on sam potwierdza to, że traktuje swój dokument jako nowy, nowatorski i zmieniający doktrynę. Czy nie tak bowiem należy odczytać choćby reorganizację Instytutu Studiów nad Małżeństwem i Rodziną w duchu i w świetle „Amoris laetitia?”

Czytam dalej słowa Papieża: „Druga sprawa: niektórzy twierdzą, że u podstaw „Amoris laetitia” nie ma moralności katolickiej, a przynajmniej nie ma pewności moralnej. Powtarzam wyraźnie, że moralność „Amoris laetitia” jest tomistyczna. Jest to moralność wielkiego Tomasza. Możesz porozmawiać o tym z wielkim teologiem, jednym z najlepszych dzisiaj i jednym z najbardziej dojrzałych, kardynałem Schönbornem”. Przepraszam, ale to mnie nie przekonuje. Tak, jak nie przekonało mnie uzasadnienie Pana Prezydenta wetującego ustawy o sądownictwie )”Pani Zofia mi powiedziała…”). Mam szacunek i dla Pani Zofii, i dla kard. Schönborna, ale nie interesuje mnie to, co mówią te autorytety. Mnie interesuje to, jak dowodzi swoich argumentów Pierwszy Autorytet. A ta interpretacja tomizmu… Niestety, obawiam się że nawet kard. Schönborn nie obroni tej tezy…

Czy słowa emerytowanego Papieża Benedykta XVI, odczytane w czasie pogrzebu Kardynała Meisnera: ,,.. Pan nie opuszcza swojego Kościoła, nawet kiedy łódź nabrała tak wiele wody, że prawie już tonie” to krytyka obecnej Głowy Kościoła?

Papież Benedykt XVI przez cały okres swojego „pontyfikatu na emeryturze” wypowiada się z wielkim szacunkiem o papieżu Franciszku. Nie komentuje jego poczynań. Niemniej, wiadomo, że Benedykt XVI nie mówi niczego bez uzasadnienia. Jeśli odczytać te słowa w perspektywie kryzysu, który wynika przede wszystkim z niejasności wokół nauczania Biskupa Rzymu, to te słowa brzmią bardzo, bardzo dramatycznie. Jest w nich ślad cierpienia. Ale nade wszystko jest wyznanie wiary: Pan nie opuszcza swojego Kościoła…Trzeba to wyznanie wiary przyjąć i uczynić własnym.

Dziękuję za rozmowę