Luiza Dołęgowska, fronda.pl: TVP Info opublikowała nagrania z podsłuchów w lokalu ,,Sowa i Przyjaciele'' z 2014 r. Wynika z nich, że ks. Kazimierz Sowa doradza biznesmenowi Jerzemu Mazgajowi, że najlepiej jest ,,niszczyć, po prostu niszczyć '' media, m. in. Gazetę Polską, która publikowała informacje o kontaktach biznesmena z władzami PRL-u.  Czy ksiądz Sowa dobrze radzi - jako kapłan - panu Jerzemu Mazgajowi, gdy ten dzieli się wątpliwościami jak wytłumaczyć mediom swoją przeszłość?

Ks. Prof. paweł Bortkiewicz: Nawet gdybym zażartował mówiąc, że rozumiem tych ze współbraci w kapłaństwie, którzy lubią dobrze zjeść w dobrym towarzystwie, to byłby to żart równie obrzydliwy, co kolacja w takim miejscu i w takim gronie.

Co do istoty sprawy – sam p. Mazgaj przyznaje i potwierdza informacje mediów prawicowych o zakorzenieniu biznesu we władzach PRL. Przyznaje pośrednio, że prawdą jest owo „dogadanie się”  w ramach układu ludzi o różnych odcieniach czerwieni. Nie kwestionuje tych zdań. I w takim właśnie momencie „spowiedzi” – kapłan mówi „nie polemizować, ,niszczyć, po prostu niszczyć”. Tutaj ujawnia się jakiś straszliwy dramat osobisty i osobowy ks. Sowy. Można powiedzieć trochę patetycznie, ale czyż nie prawdziwie – stanął w obliczu swoistego wyznania winy sprowokowanego przez media, które stały się głosem sumienia. I oto kapłan jak Makbet, który zabijał sen, znak spokoju sumienia, oto kapłan każe „zniszczyć”. To słowo „zniszczyć” należy odnieść nie tylko do mediów. To wezwanie nakazuje zniszczyć nawet resztki rozbudzonego sumienia.

Ks. Sowa zabiera głos jako ekspert w kwestiach politycznych i uczestniczy w ,,układaniu scenariuszy'' dla władzy. Czy taka jest rola kapłana, choćby nawet będącego mentalnie za PO, niemalże kapelana tej partii?

Rolą kapelana, czy duszpasterza jest towarzyszenie powierzonym sobie ludziom i prowadzenie ich według busoli, którą stanowi nauczanie Kościoła. Kapłan ma być przewodnikiem, a nie członkiem think tanku partii. To kompletne nieporozumienie. I trzeba to bardzo mocno dostrzec. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że mamy jako kapłani różne sympatie polityczne, mamy różne emocjonalne powiązania. Niektórzy mogą mieć relacje rodzinne. Ale rolą kapłana jest nie dzielenie się tymi emocjami, lecz dzielenie się słowem Bożym i jego interpretacją jaką głosi Biblia.

To może być wysoce niepopularne, to może być emocjonalnie trudne. Ale to jest rola kapłana, rola proroka. Mam przypominać o ogólnym kształcie polityki, o tym, że jest ona roztropną troską o dobro wspólne. Mogę i powinienem wyjaśniać każde z tych pojęć. Bowiem dzisiaj każdy, zdolny do artykulacji w miarę poprawnej słów, wyciera sobie usta jak ścierką, pojęciami wziętymi z nauki Kościoła. Wielu mówi o „dobru wspólnym”, o „prawach człowieka”, o „sprawiedliwości”. I lepiej by było gdyby ks. Sowa wyjaśnił swoim rozmówcom, czym jest choćby owo „dobro wspólne”.  Choćby mógł wyjaśnić, że jest ono zobowiązaniem do stworzenia warunków pełnego rozwoju wszystkim tym, którzy uczestniczą w danym systemie społecznym. A skoro tak, to wszystko to, o czym mówią konsumenci wytwornej kolacji u Sowy i Przyjaciół, jest dokładną antytezą tego pojęcia. Jest godzeniem w sens polityki, w jej rozumienie.

Problem w tym, że średnio elokwentny w tej rozmowie ks. Sowa, nie czyni takich uwag. On sam rozumie politykę jako grę o kasę i tron. Bawi się w układanie scenariusza, nie wiedząc, że kelnerzy też mają swój pomysł na show.

Gdyby nie potwierdzenie, że to jest faktycznie ks. Kazimierz Sowa, można by pomyśleć, że to zblazowany i zdegenerowany polityk, który z niejednego pieca jadł chleb i nie ma dylematów moralnych, gdy mówi o zepsuciu we władzach. Czy można w jakiś sposób wytłumaczyć zachowanie księdza na tym spotkaniu?

Istotnie, ks. Sowa właściwie występuje na tym spotkaniu jako obywatel Sowa, członek Platformy. Nawiasem mówiąc, to, co mnie boleśnie uderzyło w relacji w TVP Info, to taki passus wypowiedzi o uczestnikach rozmów nagranych na taśmach – biznesmeni, politycy, a jeszcze okazuje się, że i duchowni. Jeden, powtarzam, jeden nominalny duchowny.

Jak wytłumaczyć jego zachowanie? Nie potrafię tego uczynić. Mogę jedynie szukać pewnych elementów mozaiki, które trzeba ułożyć w całość. Na pewno jakieś środowisko rodzinne, na pewno musiałaby być gdzieś pokusa zauroczenia się gazetowo-michnikową teologią Kościoła otwartego. I była to pokusa, której wielu ulegało, musiał jej ulec też dzisiejszy bohater – „człowiek z taśm”. Musiało być też ignorowanie nauczania Jana Pawła II, musiało to mieć miejsce, bo próba przyswojenie tego nauczania jest jak tabletki przeciw napadom głupoty.Musiało wreszcie mieć miejsce takie ludzkie zafascynowanie celebrytami, możliwością bycia z nimi na „ty”, przepijania kieliszków wina czy wódki.

Pamiętam kiedyś sprzed lat zdarzenie w pociągu. Młody elegancki mężczyzna czarował kobiety w przedziale, szczycąc się swoją agencją reklamową, regularnymi noclegami w Hiltonie, lunchami na najwyższym piętrze, spotkaniami z celebrytami. Jedna z kobiet zapytała go: „czy ty byłeś kiedykolwiek w ogóle w życiu szczęśliwy?” Okazało się, że to było bardzo trudne i kłopotliwe pytanie. Po długim czasie ten człowiek coś wybąkał  o miejscu, chwili, gdy był wśród znaczących ludzi, znanych twarzy i pomyślał, że chciałby to bycie z nimi przedłużyć, na długo. Przypominam to, bo może dla niektórych miarą szczęścia jest takie bycie ze „znaczącymi”. A jeszcze jeśli można im coś doradzić, podpowiedzieć?

Nie potrafię stworzyć profilu osobowościowego Kazimierza Sowy. Nie próbuję nawet tego uczynić. Jest mi go żal w kategoriach solidarności kapłańskiej.  I obiecuję modlitwę w jego intencji. Szczerą.

Dziękuje za rozmowę