Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Wkrótce Ksiądz Profesor wraca do Polski z Niemiec - jak w międzyczasie rozwija się sytuacja, dotycząca planów likwidacji kościoła w Essen - czy są jednoznaczne informacje, że polska społeczność nie zostanie pozbawiona świątyni?
 
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz (TChr): Sytuacja jest niedookreślona. Faktem jest, że 18 lipca wspólnota polska w Essen została poinformowana lakonicznie przez proboszcza parafii św. Antoniego, ks. Blasiusa, że kościół, który był oddany Polakom do użytku został im odebrany. W tym kościele gromadzi się w każdą niedzielę 1,5 do 2 tys. Polaków. Przy kościele, w którym duszpasterstwo prowadzą moi współbracia, księża chrystusowcy, działa ok. 30 grup i stowarzyszeń.

O jakości działań tych grup mogą świadczyć dokonania, jak i plany. Na przykład w przyszłym roku, w związku z rocznicą pobytu w Essen kard. Augusta Hlonda, założyciela Towarzystwa Chrystusowego, z inicjatywy wiernych świeckich, ma być prezentowana wystawa przygotowań przez katowicki oddział IPN. Taka wystawa ma ogromne znaczenie, w sytuacji, w której od lat rewizjoniści niemieccy podważają bezpodstawnie kompetencje kard. Hlonda w zakresie organizacji Kościoła na Ziemiach Zachodnich.

Wracam jednak do chronologii. Po 18 lipca przedstawiciele polskiej wspólnoty na czele z proboszczem ks. Jerzym Wieczorkiem TChr odbyli stosowne spotkania w Kurii w Essen i z miejscowym Biskupem. W wyniku tych rozmów poniekąd wycofano się z definitywnego charakteru oznajmionej wcześniej decyzji. Biskup zaproponował kontynuację rozmów po urlopie, w okolicach 10 września. W tym kontekście informacje z rektoratu Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech o tym, że „te informacje są niesprawdzone i nie zostały potwierdzone przez miejscową kurię biskupią” są prawdziwe. Ne zostały bowiem potwierdzone, ale też nie zostały zdementowane. Trzeba przy tym mieć na uwadze, że sprzedaż kościoła nie wymaga zgody biskupa, ona jest w gestii zarządu danej parafii. Ks. prob. Blasius, proboszcz niemieckiej wspólnoty mógł zatem wiarygodnie przekazać informację o sprzedaży, równie wiarygodnie Kuria i Biskup mogą twierdzić, że sprawa nie była z nimi konsultowana. Nie ma jasności, jest poważny niepokój.
 
Czy prawdą jest, że są plany co do kolejnych likwidacji kościołów katolickich w niemieckim Zagłębiu Ruhry? Suddeustche Zeitung użył tego argumentu jako nieprawdziwego, który rzekomo jest wykorzystywany przez Polskę do krytyki niemieckiej polityki wobec naszego kraju i używany przez Prawo i Sprawiedliwość do ,,straszenia Niemcami’'?
 
Sprawa wygląda podobnie jak powyżej - to znaczy: nie ma jasności, jest niepokój. W Polskiej Misji katolickiej  w Bochum i Bottrop proboszcz miejscowy daje znać od jakiegoś czasu Polakom, że użytkowane przez nich kościoły są w stanie wymagającym poważnych nakładów finansowych i lepiej by było dla Polaków, by zaleźli sobie inne miejsce. Nie jest to wypędzanie (przecież to bardzo nielubiane słowo przez Niemców), ale jest zniechęcanie, utrudnianie.

O tym, że takie niepokoje nie są bezpodstawne, świadczy historia wspomnianej już misji w Essen. Polacy już raz, nie tak dawno stracili tam kościół, niewielki, ale znakomicie położony, w centrum miasta. Kościół został sprzedany przez Kurię  (zaznaczam, że był okres, kiedy Kuria decydowała o sprzedaży, od kilku lat decyduje zarząd parafii) pewnemu stowarzyszeniu zajmującemu się opieką nad chorymi na AIDS. Do dziś kościół stoi pusty i nieużywany. Takich sytuacji nie da się zapomnieć i zignorować. Przeciwnie, one poświadczają w sposób dobitny, że w całym procederze Kościoła nad Renem idzie o pieniądze.

Dwa dni temu, w Essen gościła telewizja WDR. W czasie swojej wypowiedzi ks. rektor Stanisław Budyn z PMK w Niemczech wyjaśniał, że Polacy ze zdziwieniem odbierają zaistniałą sytuacje, gdyż w Polsce kościoły się buduje, a nie burzy.
A to że Suddeutsche Zeitung widzi w tym wszystkim antyniemiecką nagonkę organizowaną przez PiS? Cóż, widocznie za mało jest w Niemczech dobrych psychiatrów…
 
Czy z obserwacji Księdza Profesora wynika, że niemieckie media piszą o Polsce w sposób negatywny czy też można zauważyć pozytywne treści na temat naszego kraju w niemieckich mediach?
 
Trudno oczekiwać od niemieckich mediów rzetelnej i kompetentnej relacji o Polsce. Przecież skoro tylko „polskojęzyczne, a niemieckie media” w Polsce wyrażają się o niej w sposób powszechnie znany, to czegóż oczekiwać od mocodawców? Nie czytam tych relacji, podobnie jak nie czytam polskojęzycznych publikatorów niemieckiego kapitału. W prasie niemieckiej są ciekawsze i bardziej pouczające materiały - np. o budowaniu dostosowanych kulturowo toalet dla emigrantów, bez sedesów, ale tak usytuowanych, by odbywający czynność fizjologiczną nie był wystawiony niestosownym organem w kierunku Mekki, albo  o kolejnych kampaniach informujących o wprowadzaniu języka arabskiego do szkół. To ciekawsze przekazy…

Dziękuję za rozmowę