Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Co oznacza dla nas Jubileuszowy Akt Uznania Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, który przyjęliśmy podczas sobotnich uroczystości w Łagiewnikach?

Ks. Prof. Paweł Bortkiewicz: Powiedziałbym, że już sama geneza tych uroczystości jest bardzo ciekawa. Z jednej strony bowiem mieliśmy tu do czynienia z bardzo ważnym impulsem, jakim był szereg inicjatyw różnych ruchów. Wszystko to zostało zresztą podsumowane w wypowiedziach Episkopatu wskazujących, że ta inicjatywa związana bezpośrednio z objawieniami Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny znajdowała swoje potwierdzenie w elementach duchowości różnych ruchów, np. oazowych, charyzmatycznych czy w ruchu lednickim, który przecież rokrocznie dokonywał aktu wyboru Chrystusa jako Króla. W tej inicjatywie można dostrzec również echa wypowiedzi Jana Pawła II, który zarówno w swoim przemówieniu inauguracyjnym do otwarcia drzwi Chrystusowi, jak również w swojej pierwszej encyklice do zwrotu umysłu, serca i ducha ku Chrystusowi- Odkupicielowi człowieka. Mieliśmy więc do czynienia z całym szeregiem inicjatyw, które przyczyniły się do tego wydarzenia. Należy zwrócić uwagę na fakt, że był to efekt pewnego spontanicznego działania Kościoła jako wspólnoty różnych ruchów i różnych charyzmatów. Osobiście najbardziej uderza mnie skala tych uroczystości, która przerosła zdecydowanie bardziej zorganizowane i usystematyzowane poznańskie uroczystości z okazji 1050. rocznicy Chrztu Polski. Oczywiście, nie zamierzam w żaden sposób przeciwstawiać tych dwóch wydarzeń, a jedynie zwrócić uwagę na fenomen zjawiska Aktu Uznania Jezusa jako Króla. Wspomnę jeszcze jedynie marginalnie, że były również ruchy intronizacyjne które bardzo mocno akcentowały polityczny charakter tego wydarzenia, jednak chciałbym na razie zostawić je na boku.

Polska przyjęła Chrystusa za Króla i Pana, chociaż nie wszystkim politykom, komentatorom, ugrupowaniom politycznym to odpowiada. Niektórzy straszą “państwem wyznaniowym”. Czy jednak wydarzenia w krajach, które całkowicie odrzuciły wiarę, Kościół, Jezusa, a takich państw jest bardzo wiele, nie powinny być pewną przestrogą dla tych, którzy chcą “świeckiego państwa”, neutralności światopoglądowej itp.?
Rzeczywiście, żyjemy w czasach ogromnej laicyzacji. George Weigel nazywa to zjawisko wprost „chrystofobią” i określenie to jest bardzo trafne. Chrystofobia współcześnie dotyka całej Europy i jest nurtem samozagłady. Akt uznania Chrystusa nie zmienia przecież niczego w sensie obiektywnym. Polska pozostaje państwem demokratycznym, a Chrystus i tak jest Królem całego wszechświata, w tym także Polski. Ten jubileuszowy akt daje nam jedynie szansę zmiany naszej świadomości i zaangażowania. Jak podkreślał ks. bp Czaja, ważne jest tu słowo „przyjąć”. Nie tylko „uznać”, ale właśnie „przyjąć”, czyli wykazać pewną aktywność i zaangażowanie. Jeżeli bowiem przyjmujemy Chrystusa, to przyjmujemy wszystko, co wiąże się z Jego Królestwem prawdy i miłości, Pokoju i Zbawienia, świętości i łaski. Godzimy się zatem na pewien prymat wartości Prawa Bożego w naszym życiu. To pewien proces, który dokonuje się w naszym życiu i powinien się dokonywać, skoro wyraziliśmy taką wolę. Ów proces jest bardzo ważny również w kontekście tych presji chrystofobicznych, które dziś oddziałują na Polskę.

Gdy mówimy o laicyzacji Europy, przypominają mi się memy czy anegdotki krążące w sieci po tegorocznych Światowych Dniach Młodzieży. Nie mam pewności czy są prawdziwe, ale mogę tak przypuszczać. Młodzież z Europy Zachodniej, np. z Francji, miała pytać polskich uczestników ŚDM: “To u Was w Polsce można spokojnie nosić na szyi krzyżyk”?

Wcale nie musi być to nieprawdziwa wypowiedź, ponieważ znamy konkretne państwa europejskie i konkretne przypadki krajów tak naznaczonych systemem demokracji, jak chociażby Wielka Brytania, państwa skandynawskie, czy np. Francja, w których to państwach publiczne demonstrowanie chrześcijaństwa stało się niemal zakazane. Pamiętamy np. historię pewnej pielęgniarki z Anglii. Została zwolniona z pracy tylko za to, że nosiła na szyi krzyżyk. Nawet na tablicach, drogowskazach na ulicach Francji, informujących o zabytkowych katedrach, które przecież znaczą krajobraz Francji w sposób decydujący, nie ma znaku krzyżyka, jakby te katedry były po prostu halami czy zamkami średniowiecznymi, pozbawionymi emblematu chrześcijańskiego. Europa w ramach chrystofobii wyrzeka się nawet znaku chrześcijaństwa. Polska natomiast nadal, dzięki Bogu, ale również mądrym, rozsądnym ludziom w naszym kraju, zachowała nie tylko odwagę, ale i naturalność w kwestii wyznawania wiary czy np. obecności Krzyża w przestrzeni publicznej. Przecież parlament poprzedniej kadencji rozpoczął od dyskusji nt. obecności Krzyża w sali obrad Sejmu. Takie dyskusje przetaczały się u nas i jest tak nadal, jednak nadal zachowujemy pewien rozsądek. Natomiast akt przyjęcia Chrystusa jako Króla jest czymś unikalnym w skali Europy czy świata, ale na pewno świadczy o naszej mądrości.

Podkreślił Ksiądz Profesor ”przyjęcie” Chrystusa. Budzi to u mnie skojarzenie ze wskazówkami duchowymi kapłanów, ewangelizatorów czy np. bliskich nam osób, które może w jakiś sposób przybliżyły nas do wiary: “Zaufaj Jezusowi, powierz Mu swoje życie, wszystkie problemy, powiedz: Jezu, Ty się tym zajmij. Czy podobnie wygląda sprawa z oddaniem całego narodu pod panowanie Chrystusa, mówimy: “Jezu, Ty się nami zajmij”...

Sercem tego aktu jest głęboka interioryzacja, uwewnętrznienie, przyjęcie Chrystusa do naszego osobistego życia. Musimy jednak mieć na uwadze to, że nikt z nas nie jest samotną wyspą, wszyscy tworzymy społeczeństwo. ‘Persona’- czyli ‘przez siebie’ do drugiego, jest zawsze wymiarem wspólnotowym. Podobnie wejście Chrystusa w życie każdego z nas domaga się tego wymiaru. Wspólnotowego, realistycznego i konkretnego, zakorzenionego w historii, strukturze społecznej, czasie, w którym żyjemy, a więc również wyznania go w przestrzeni publicznej. Taki jest sens tego aktu i dobrze, że z jednej strony przy okazji uroczystości w Łagiewnikach towarzyszy nam poczucie potrzeby odnowy własnego, osobistego zawierzenia Bogu, ale z drugiej- również świadomość, że to zawierzenie Bogu musi dokonać się także w przestrzeni społecznej, narodowej…

Uroczystości w Łagiewnikach przywodzi mi na myśl to, jak kilkadziesiąt lat temu oddawaliśmy cały naród pod panowanie Maryi.

Wielu z nas porównuje te akty, choć mają one różny charakter. Różna jest bowiem potęga Królowania Maryi i Królowania Chrystusa. Rzeczywiście warto widzieć tu jednak pewną kontynuację i pewną pedagogię pasterzy naszego Kościoła, na czele z ks. prymasem Wyszyńskim, a także obecnego Episkopatu, który w różnych momentach dziejowych potrafi dostrzec to, co jest b. wyraźnym znakiem naszej nadziei w postaci opieki Matki Bożej i samego Chrystusa.

Ks. Prof. Dariusz Oko w programie w TVP Info mówił niedawno, źe jesteśmy najbardziej wierzącym narodem w Europie, dzięki tej Bożej opiece “odparliśmy najazd muzułmanów, bolszewików i… gender”

Na pewno możemy dostrzec takie przełożenie, które z jednej strony może być wyrazem naszego dziękczynienia i radości, ale to także pewne zobowiązanie. Faktem jest, że wraz ze zmianą polityczną zatrzymaliśmy ideologię gender, ale ten stan rzeczy prowokuje do nieustannego czuwania. Nie oznacza to, że wygraliśmy całą wojnę. Wciąż musimy być czujni. Podobnie dzięki mądrym decyzjom politycznym zatrzymaliśmy falę muzułmańskich nachodźców, ale wciąż musimy pamiętać, że sytuacja geopolityczna, w której się znajdujemy, jest sytuacją ogromnych presji ideologicznych. Z jednej strony więc potrzebne jest dziękczynienie i radość z tego, co się dokonało, z drugiej ogromna czujność i roztropna wrażliwość na sytuację, w której obecnie się znajdujemy.

Nasza historia pokazuje jeszcze jedną rzecz: obaj okupanci, zarówno hitlerowcy, jak i sowieci, zaciekle zwalczali religię...

Niewątpliwie, tak było i w przypadku nazizmu, i komunizmu. Ale zauważmy również, że i współczesna dyktatura neoliberalna, neolewicowa w Europie i w świecie walczy z religią, np. poprzez bardzo karykaturalne obrazy tolerancji. Czyli tolerancja dla wszystkiego, co nie jest katolicyzmem i jednocześnie jest radykalnym prześladowaniem katolicyzmu. Ta dyktatura walczy za pomocą zmiany pojęć. Na przykład osławione “prawa człowieka” stały się dziś wyrazem absurdalnych roszczeń, jak np. prawo do aborcji. Ta sama dyktatura nie godzi się jednak na niezbywalne, fundamentalne prawa człowieka, jak np prawo do życia. Chcę podkreślić, że doświadczenia związane z nazizmem i komunizmem to ważny element doświadczeń dziejowych, jednak to nie tylko zamierzchła historia. To rzeczywistość, która- przeobrażona- trwa nadal. I ta walka wartości z antywartościami, ewangelizacji z antyewangelizacją, Kościoła z antykościołem trwa nadal, a w dzisiejszych czasach jest nawet może silniejsza.

Bardzo dziękuję za rozmowę