Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jakie jest zdanie księdza profesora w sprawie przyjmowania bądź nie imigrantów? Czy powinniśmy otwierać dla nich szeroko drzwi?

Ks. Prof. Andrzej Szostek, rektor KUL w latach 1998-2004, uczeń ks. Karola Wojtyły: „Szeroko” jest pojęciem trudnym do określenia. Powinniśmy wyjść naprzeciw tym, którzy są w potrzebie, naprzeciw tym, których wyrzucono z domu, nie mogą do niego wrócić i muszą się gdzieś podziać.

Co to znaczy według księdza, że powinniśmy im pomóc? Czy chodzi o pomoc na miejscu, czy tutaj w Polsce?

Jedno nie wyklucza drugiego. Problem faktycznie jest wielki, potrzeba podejmować takie działania, które doprowadziłyby do uporządkowania sprawy w ich ojczyźnie. Jest to jednak proces bardzo długi, skomplikowany, polityczny. Troska o zapewnienie sprawy na miejscu nie może przymknąć nam oczu na tych, którzy w tej chwili potrzebują mocy, których w tej chwili wyrzucono z domu i których w tej chwili trzeba przyjąć.

Co mają zrobić księdza zdaniem polscy katolicy, którzy nie chcą otwierać drzwi na imigrantów w Polsce, a wyrażają wolę pomocy im tam na miejscu?

Powtórzę raz jeszcze: jedno nie może stanowić alternatywy dla drugiego. To, że sprawę trzeba załatwić na miejscu nikt nie ma wątpliwości. Problem polega na tym, że setki – może i tysiące – ludzi, wypływają na brzegach Grecji, Włoch i innych krajów w których są nieproszeni. Co mieli zrobić Grecy i Włosi - strzelać do nich? Wrzucić ich do morza? Zamknąć granice i powiedzieć „nas to nie obchodzi”? W duchu elementarnej, chrześcijańskiej, ludzkiej postawy przyjęli ich i teraz proszą o pomoc inne kraje Europy. Skoro jesteśmy razem w UE, skoro razem mamy załatwiać problemy związane z tą sytuacją to róbmy to razem, podzielmy się tym problemem.

Jestem przekonany, że w tym momencie postawa, którą pokazują teraz Polacy – wszystko jedno, czy katolicy czy nie – jest postawą radykalnie antyewangeliczną, antychrystusową. Nie potrafię sobie wyjaśnić co powiemy wtedy, kiedy Pan Jezus powie „byłem wygnańcem, a nie daliście mi mieszkania”.

Co natomiast jeśli ktoś przybywa z intencji innej niż w ucieczce przed wojną?

Tak, bywają tacy i trzeba wziąć na siebie ten trud możliwego rozpoznania, kto stanowi zagrożenie i kogo trzeba z ostrożnością przyjmować. Powiedzenie, że „najważniejsze jest bezpieczeństwo” oznacza jednym słowem, że nie przyjmiemy nikogo ponieważ z każdym przybyszem – nie tylko tym przybywającym z krajów muzułmańskich – wiąże się jakieś ryzyko. Nie może być tak, że apel odwołujący się do bezpieczeństwa, miałby usprawiedliwić zamknięcie oczu na tych, którzy tej pomocy potrzebują.

Jednak wielu komentatorów twierdzi, że troska o bezpieczeństwo Polaków powinna być na pierwszym miejscu.

Tak wiem, znam tę argumentację i nie wiem do jakiego stopnia troska o bezpieczeństwo Polaków ma mnie usprawiedliwić w związku z zamknięciem oczu na potrzeby innych. Nie potrafię znaleźć fragmentu w Ewangelii dla usprawiedliwienia tego typu postawy.

Co jednak gdy patrzy ksiądz profesor na to, co dzieje się na Zachodzie Europy: ciągłe zamieszki, zamachy terrorystyczne itd. Nie powoduje to, że ma ksiądz mieszane uczucia?

Nie, nie. Zamachy te powodowane są nie przez tych, którzy teraz uciekają z krajów muzułmańskich, tylko przez pokolenia tych, którzy wcześniej do Europy przybyli, bądź przez ludzi w ogóle nie związanymi z tego typu migracjami. Po drugie: oczywiście, jeśli zaczniemy przyjmować imigrantów, to ktoś z krajów muzułmańskich może nas zaatakować – ryzyko jest nie do uniknięcia. Chcę jednak podkreślić, że koszty, które być może przyjdzie nam zapłacić, nie usprawiedliwiają kompletnej obojętności na los tych, których wyrzucono z domu.

Jezus mówi, „byłem spragniony, a daliście mi pić”. Po drugiej stronie natomiast podkreśla, „idźcie w ogień piekielny, bo nie przyjęliście mnie, kiedy potrzebowałem schronienia”. Nie przeraża to pana?

A czy księdza profesora nie przeraża, że mogą stanowić oni w przyszłości dla nas zagrożenie?

Powinniśmy przyjmować tych, którzy są w potrzebie. Zagrożenie nie zwalnia nas z troski o to, co mamy dalej robić. Nie chcę powiedzieć przez to, że mamy zamknąć oczy na wszystkie związane z migracją problemy. Dla mnie przede wszystkim liczy się odpowiedź, która nie oznacza praktycznej obojętności i wyrzucenia ludzi w potrzebie poza mój własny kraj. Prawdopodobnie ta pomoc stworzy możliwości zagrożenia, jednak będzie to zupełnie innego rodzaju klasa, jest to inny poziom rozważań pomiędzy tym, że jestem gotów przyjść z pomocą i staram się robić wszystko, by pomoc ta była skuteczna i nie wiązała się ze zbyt wielkim ryzykiem z naszej strony. Zupełnie innym poziom jest przyjęcie założenia, że „mowy nie ma, sami się o siebie martwcie”! Ta postawa nie jest w ogóle postawą chrześcijańską, ani nawet ludzką.

A jeśli wśród nich są ci, którzy nie potrzebują pomocy, a szukają po prostu lepszego życia?

Przypomnijmy sobie jak to Polacy emigrowali i ciągle emigrują w celu polepszenia swojego życia – czy to kończy się czymś złym? Po drugie po to jest działanie polityczne, aby starać się wykluczyć tych, którzy zbytnio związani są z ruchem agresji islamskiej, czy jakiejkolwiek innej.

Czy jednak konsekwentnie nie wzmocni to islamu, a osłabi chrześcijaństwa?

Jeśli faktycznie osłabi chrześcijaństwo, to bardzo źle o nas to świadczy. Jeżeli miałbym bronić chrześcijaństwa zamykając drzwi na osoby, które w swojej religii są bardzo gorliwie, bądź łatwo się rozprzestrzeniające to ja bardzo dziękuję za taki sposób ewangelizowania. Pan Jezus mówił, że jesteśmy posłani do wszystkich, a więc też do islamistów.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmowa nieautoryzowana.