Portal Fronda.pl: Ksiądz prałat pamięta jeszcze doskonale obchody Tysiąclecia. Jaka wtedy panowała w kraju atmosfera, czym był ówczesny jubileusz dla Polski?

Ks. Jan Sikorski: Gdy byłem jeszcze w seminarium przyszedł do nas kardynał Wyszyński i powiedział: Będziecie kapłanami Tysiąclecia. Wydawało mi się wtedy, że to przecież tak odległa perspektywa, bardzo dalekosiężna myśl. Rzeczywiście, można być pełnym podziwu dla Kardynała, który myślał o tym na długo wcześniej. Ogłosił wspaniałą Nowennę przed Tysiącleciem: W jego programie duszpasterskim każdy rok miał swoje znaczenie. Dziwiliśmy się nawet trochę, że tak jest tego wszystkiego dużo, ale później okazało się, jak bardzo było to piękne i mądre, by sięgać do źródeł, do korzeni… Władze państwowe, gdy sobie wszystko uświadomiły, zaczęły oczywiście robić konkurencję. Wiadomo: Nie mógł dominować Kościół, narzucano więc temat państwowości zamiast chrztu. Były więc różne przepychanki, często śmieszne, często żałosne… Robiono jakieś wycieczki, rozdawano darmowe bilety, zapewniano przejazdy na konkurencyjne świeckie uroczystości. Dobrze było widać to w Poznaniu, gdzie dokładnie o tej samej porze, kiedy odbywały się uroczystości religijne, oni zaczęli swoje uroczystości świeckie, z orkiestrą!... Apogeum było oczywiście w Warszawie. Pamiętam całe kolumny ormowców czy zomowców, poprzebieranych po cywilnemu w ortalionowe płaszcze. Próbowali jakoś atakować, zamknąć krąg tych, którzy przyszli na Plac Zamkowy. Gdy z katedry wychodzili biskupi i mieli iść do siedziby Prymasa na Miodową, to okazało się to niemożliwe, chodzili w kółko. Tamci pozamykali wszystkie przejścia! Dopiero mój kolega ksiądz znał jedno zupełnie inne przejście i tamtędy przeprowadził biskupów, by w ogóle mogli się wydostać… Takie były wtedy przepychanki.

Dzisiaj władza państwowa już nie utrudniała… Piękne Zgromadzenie Narodowe, wspaniałe przemówienie prezydenta Dudy, który podkreślał, że chrzest był najważniejszym wydarzeniem w naszej historii. Coś się chyba zmieniło przez te 50 lat?

Przyznam, że słuchając dzisiaj przemówienia pana prezydenta Dudy naprawdę oddychałem pełną piersią. Słuchałem tego z wielką satysfakcją, mając jeszcze w pamięci wydarzenia wokół Tysiąclecia... Teraz słyszę wreszcie polskiego prezydenta, który przemawia normalnym, polskim i chrześcijańskim językiem przed całym Zgromadzeniem Narodowym… Bardzo to przeżyłem i byłem wzruszony słuchając tego pięknego przemówienia, tak całościowo traktującego nasze dzieje i początek naszej państwowości. Jestem szczęśliwy, że tak to się potoczyło. Dobrze, że możemy żyć teraz w normalnym kraju, przemawiać normalnie i słuchać ludzi, którzy nie są sterowani cenzurą czy autocenzurą.

Jaka jest więź między tamtym a tym jubileuszem? Czy nasze dzisiejsze święto byłoby możliwe bez tego Tysiąclecia, takiego, jakie było dzięki Prymasowi?

To była ogromnie ważna myśl Kardynała Wyszyńskiego. Nie na darmo nazywa się go Prymasem Tysiąclecia. Miał pewien program duszpasterski i patriotyczny. Jako swoisty interrex czuł się odpowiedzialny nie tylko za losy Kościoła, ale także za losy naszego kraju, tak związanego z Kościołem. Bardzo pięknie i mądrze to przemyślał, żeby dobrze przygotować naród do tej rocznicy, nie przez przepychanki, ale przez wewnętrzne odrodzenie. Dziś nasze uroczystości nie miałyby prawdopodobnie takiego wymiaru, gdyby nie tamto Millenium, tak żywo i głęboko świętowane przez całą Polskę, przez wszystkie parafie.

Przed 50 laty chciał Prymas duchowego i moralnego odrodzenia narodu. Na ile dziś to wołanie Prymasa możemy i powinniśmy powtórzyć?

Pamięć ludzka jest ulotna. O pewnych rzeczach się zapomina… Nasza polska świadomość to wielki skarb, ale często ginie w różnych zachodnich prądach. W tym lewactwie, tych subiektywnych, lewackich pomysłach, bardzo zgubnych dla naszego narodu i dla całej Europy. Walczyliśmy najpierw w ciężkiej opresji od caratu, potem hitleryzmu, komunizmu… Wyszliśmy z tego wszystkiego jednak cało i zwycięsko. Nieraz tego się nie dostrzega, to ginie w jakichś małych problemach. Patrzyłem dziś na zachowanie tych naszych posłów, gdy przemawiał Prezydent… Mówił pięknie o nas wszystkich jako Polakach. Tak, był entuzjazm, oklaski, ale oni? Oni patrzą ponuro, jak jacyś sowieccy dygnitarze! Bardzo mnie to oburzyło, że nie potrafią się cieszyć nawet z czegoś tak ważnego. Bo oni są opozycją! To niekulturalne i niepoważne, bardzo małe i niepatriotyczne. Zniesmaczyło mnie, że nie można ponad tym wszystkim stanąć. Wszyscy jesteśmy przecież Polakami. Jeśli ktoś robi coś dla Polski, rozbudza naszą dumę i patriotyzm, to trzeba mu przyklasnąć, obojętne, z której robi to strony! Ja przynajmniej tak to odczuwam i biłbym brawo każdemu, kto jest Polakiem i kocha naszą Ojczyznę.

Kolejny wielki jubileusz za 50 lat. Nie będzie wtedy wielu z nas, którzy dziś uczestniczymy w tej pięknej rocznicy. Czy Polska zostanie przy Chrystusie? A jeśli w jakimś amoku odrzucimy Chrystusa, popełnimy ten straszliwy błąd – to czy wraz z wiarą nie zginie też Polska?

Bardzo odczuwam sercem słowa Poety: "Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi...”. On też czuł ten ból pospolitości, w jakiej się obracał. Ta pospolitość boli i mnie, ale głęboko wierzę, że jest tak, jak Poeta powiedział, naszego ognia i sto lat nie wyziębi. Myślę, że tego starczy nam Polakom tego wewnętrznego ognia także za 50 lat. Rozpalimy tego dobrego ducha, który był umacniany przez 1000 lat. Trudno, by on nagle gdzieś zginął. To wszystko inne, to są mody, które przychodzą i zginą… Tak było często, co Francuz wymyśli, to Polak polubi. Wszystko jakoś szczęśliwie przeszło. Myślę, że to, co będzie głęboko sprzeczne z naszym sercem i naszą historią, odpadnie i uschnie jak jakaś dzika gałąź. Taką mam nadzieję – tak, jestem głęboko przekonany, że tak się stanie, a nasza Polska nie tylko, że nie zginęła – ona i nie zginie

Za to będziemy się modlić. Bardzo dziękuję, szczęść Boże!