Portal Fronda.pl: O. John Bashobora rozpoczął pobyt w Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej, gdzie w sobotę, 23 sierpnia, poprowadzi całodniowe rekolekcje zatytułowane "Słowo stało się ciałem". Tymczasem przez cały tydzień charyzmatyczny duchowny będzie głosił kazania podczas Mszy św. o godz. 12:00. Na zakończenie każdej z Eucharystii poprowadzi modlitwę o uzdrowienie. Jakie są Księdza wrażenia ze spotkaniem z o. Johnem?

Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz MIC: To jest człowiek ogromnej pokory i głębokiej wiary. Widać, że jest bardzo zmęczony, jego ciężka praca odciska swoje piętno, ale kiedy tylko zaczyna mówić o Jezusie, bardzo się ożywia. Widać, że to całe jego życie - miłość Jezusa. To widać także w przepowiadaniu. Kiedy głosi Ewangelię, cały się w to angażuje.

Za każdym razem, kiedy o. Bashobora przyjeżdża do Polski, wywołuje ogromne zainteresowanie. Na odprawiane przez niego Msze ściągają tłumy wiernych, podobnie jest teraz w Licheniu. Niektórzy więc podnoszą głosy, że przyczyną tego zainteresowania jest poszukiwanie „duchowych fajerwerków”, bo to zupełnie inna modlitwa, bo dochodzi do cudów, do uzdrowień...

O. John Baptist sam zbywa takie oskarżenia śmiechem. Mówi: „Tu nigdy nie chodzi o mnie czy o ciebie. Chodzi o Jezusa”. To przekonanie i ukierunkowanie się na Chrystusa jest najbardziej znamienne dla modlitwy o. Johna Baptisty. Jeżeli ona wygląda inaczej niż to, do czego przywykliśmy, to może dlatego, że nam samym brakuje takiej wiary i osobistego, głębokiego wejścia w spotkanie z Chrystusem. Ludzie zbyt łatwo zatrzymują się na formie. O. John Baptist w jakiś sposób wpisuje się w nurt odnowy charyzmatycznej w Kościele, więc ta forma modlitwy jest nieco inna. Trzeba jednak pamiętać, że ks. John Baptist jest zwykłym księdzem, z doktoratem z teologii, który przyjeżdża po prostu głosić Ewangelię. Jeśli spojrzymy na naszych polskich księży, to także znajdziemy wielu takich, którzy modlą się z wiarą, z ogromnym zaangażowaniem. Pan Jezus przecież mówi, że jeśli człowiek modli się z wiarą, zwłaszcza we wspólnocie, to będą działy się różne rzeczy i tak właśnie jest. Nie tylko z o Johnem Baptistą Bashoborą, ale również z innymi księżmi. Sam doświadczam tego, że kiedy ludzie proszą mnie o modlitwę, Pan Bóg na nią odpowiada. To nie jest nic niezwykłego. Trzeba na to patrzeć w duchu wiary, a nie fajerwerków. Kiedy ludzie przychodzili do Chrystusa, oczekując fajerwerków, to ich nie dostawali. Król Herod też oczekiwał, że Jezus „zrobi” dla niego jakiś cud, a On się w ogóle się do niego nie odezwał. Ci, którzy przyjeżdżają na spotkania z o. Johnem Baptisty, oczekując niezwykłości, najprawdopodobniej będą bardzo rozczarowani. Cuda dzieją się w życiu tych, którzy wierzą. Ci, którzy nie wierzą, a oczekują cyrku, pomylili adres. To nie jest to miejsce.

O. Bashobora dużo mówi o duchowości, emocjach, upadkach. Jego zdaniem, te ostatnie są „dziełem” złego ducha. Na ile człowiek sam się do tych upadków przyczynia? Przecież sam może podejmować złe decyzje...

Jedno nie wyklucza drugiego. Niekiedy zły duch rzeczywiście nie musi nic robić, ponieważ sami ładujemy się w kłopoty. Ale innym razem podsuwa nam jakiś pomysł, który my później skrupulatnie realizujemy. Zły duch, który jest mistrzem manipulacji i ojcem kłamstwa znajduje się poniekąd w tle naszych grzechów, natomiast nie jest tak, że my sami jesteśmy bez winy. Nawet jeśli demon kusi nas bardzo mocno, ostateczna decyzja należy do każdego z nas. Dlatego o. John Baptist tak mocno apeluje o to, abyśmy wybierali Jezusa. To za każdym razem jest kwestia wyboru pomiędzy Bogiem a Jego przeciwnikiem. Pierwsze miejsce jest tylko jedno. Swoją drogą, znamienne jest pełne brzmienie imienia o. Bashobory. U nas przyjęło się mówienie „o. John” czy „o. Jan”, a jego pełne imię brzmi „o. John Baptist”. Jan Chrzciciel to prorok wołający na pustyni, wzywający do nawrócenia. To jest rzeczywiście posługa o. Bashobory. On przyjeżdża i opowiada o Bogu, który pochyla się nad człowiekiem i wzywa do przemiany.

Rozm. MaR