W Kościele katolickim w Niemczech umysły i serca katolików rozgrzewa obecnie sprawa ks. prof. Ansgara Wucherpfenniga SJ, jezuity, który przez dwie kadencje piastował funkcję rektora Wyższej Szkoły Filozoficzno-Teologicznej Sankt Gallen. W tym roku watykańska Kongregacja ds. Edukacji Katolickiej nie wydała „Nihil obstat”, w ten sposób uniemożliwiając ks. Wucherpfennigowi objęcie urzędu na trzecią kadencję.

Niemcy są oburzeni. Biskupi krytykują decyzję Watykanu, uznając ją za przejaw autorytaryzmu. Ks. Johannes Siebner SJ, prowincjał niemieckich jezuitów, zadaje dramatyczne pytanie: „Czy niemiecka teologia jest zbyt liberalna dla Watykanu?” i oskarża Stolicę Apostolską o „bizantynizm”.

Tymczasem ks. Ansgar Wucherpfennig głosi bardzo daleko idące tezy odnośnie moralności seksualnej. Lobbuje od dawna za udzielaniem błogosławieństwa parom jednopłciowym. Uważa, że biblijna krytyka homoseksualizmu jest dziś nie do utrzymania. Jego zdaniem św. Paweł oceniał negatywnie stosunki seksualne między osobami tej samej płci nie dlatego, że są one grzeszne jako takie i sprzeczne z naturą, ale dlatego tylko, że w starożytności stosunki takie wiązały się często ze stosunkiem podległości między ludźmi, tymczasem – mówi ks. Wucherpfennig – miłość według św. Pawła winna być wolna od wszelkiego przymusu.

Poglądy ks. Wucherpfenniga nie są w Niemczech wyjątkowe. W ich obronie może stawać prowincjał ks. Siebner choćby dlatego, że sam ks. kardynał Reinhard Marx otwarcie proponuje nowe podejście do homoseksualizmu i udzielanie błogosławieństw parom gejowskim. Jeden z największych zwolenników takiego rozwiązania ks. prof. Eberhard Schockenhoff jest wychwalany przez czołowych przedstawicieli episkopatu Niemiec jako wielki autorytet.

Czy niemiecka teologia jest rzeczywiście zbyt liberalna – nie dla Watykanu, ale na to, by uważać ją jeszcze za teologię autentycznie katolicką? O to pytamy ks. prof. Pawła Bortkiewicza TChr.

***

Myślę, że casus ks. Ansgara Wucherpfenniga jest ciekawy z dwóch przynajmniej powodów.

Warto zauważyć, że krytyka tradycyjnego nauczania w obszarze teologii katolickiej co do oceny homoseksualizmu nie jest nowa ani nowatorska. Wystarczy przywołać prace amerykańskich teologów XX wieku Richarda McCormicka czy Charlesa Currana. Trzeba je odczytać w perspektywie stosownych uwag Kongregacji Nauki Wiary. Oczywiście, pogląd o anachronizmie myśli i ocen św. Pawła jest równie ciekawy jak absurdalny. Przywołanie tezy Ansgara Wucherpfenniga, iż św. Paweł oceniał negatywnie stosunki seksualne między osobami tej samej płci dlatego tylko, że w starożytności stosunki takie wiązały się często ze stosunkiem podległości między ludźmi wskazuje na swoisty rdzeń opcji marksistowskiej, wedle której wszelkie zło wiąże się z wyzyskiem klasowym. Być może trudno jest niemieckiemu jezuicie dostrzec, że istotą zła homoseksualizmu jest redukcja miłości do popędu seksualnego, inaczej mówiąc sprowadzenie miłości osobowej wyłącznie do sfery pożądania, co stanowi bardzo niebezpieczny schemat w relacjach międzyludzkich. Ma natomiast rację ks. Wucherpfennig, że miłość według św. Pawła winna być wolna od wszelkiego przymusu, tyle, że relacje homoseksualne (gdyby nawet porównać je z miłością) są wyrazem uzależnienia od popędu, a zatem są determinowane popędem, a nie stanowią wyrazu wolności człowieka.

Zdumiewać może ta ponawiająca się próba lansowania homoseksualizmu jako swoistego probierza demokracji (kto nie respektuje roszczeń lobby homoseksualnego jest wrogiem demokracji), jako probierza praworządności (kto próbuje bronić instytucji małżeństwa jako jedynie uprawnionego związku kobiety i mężczyzny staje się wyrazicielem faszyzacji życia), jako kryterium „nowoczesnego”, „otwartego” katolicyzmu. Te wszystkie tendencje poświadczają charakter niezwykle agresywnej ekspansji ideologii homoseksualnej. To musi budzić niepokój, a w imię - nazwałbym to - instynktu samozachowawczego - musi budzić też chęć oporu.

Drugi powód to kwestia podjęcia tych wątpliwych (delikatnie ujmując) co do swej jakości merytorycznej poglądów przez protagonistów kościelnych. Zdumienie budzi obrona ze strony prowincjała jezuitów ks. Johannesa Siebnera SJ, tym bardziej, że trudno jest zrozumieć zarzut „bizantynizmu”. Czego on ma dotyczyć? Prowincjał stawia jednak wyjątkowo trzeźwo pytanie o możliwość akceptacji liberalnej (w tym wypadku oznacza to de facto antykatolickiej) teologii przez Magisterium Kościoła. Szkoda, że w ślad za trzeźwym pytaniem, wskazującym na zdolność myślenia, pojawia się jednak bezmyślność. Zdumienie muszą budzić przywołane autorytety, na które jezuicki teolog i jego prowincjał mogą się powoływać - ks. kardynał Reinhard Marx czy ks. prof. Eberhard Schockenhoff.

W liście do o. Currana Kongregacja Nauki Wiary pisała przed laty: „...autorytety kościelne nie mogą dopuścić, by nadal trwała obecna sytuacja, w której przedłuża się wewnętrzna sprzeczność, w której ktoś, kto ma zadanie nauczania w imieniu Kościoła, faktycznie neguje w nim jego naukę". Z tego powodu Kongregacja Nauki Wiary, w wyniku powtórnego odrzucenia tego, co Kościół naucza oraz na mocy swojego mandatu obrony nauki Kościoła w sprawach wiary i moralności w całym świecie katolickim, w porozumieniu z Kongregacją ds. Nauczania Katolickiego, nie widzi innego rozwiązania, jak tylko powiadomić Wielkiego Kanclerza, że Profesor nie może być dłużej uważany ani za zdolnego, ani za dopuszczonego do pełnienia funkcji profesora teologii katolickiej”.

Trudno jest zrozumieć, dlaczego ludzie mający zdolność używania rozumu, nie są w stanie pojąć, że nie można być za nauczaniem Kościoła, a nawet przeciw, mieć mandat i samemu go sobie odbierać… Problemem nauczania w Kościele nie jest progresizm czy konserwatyzm, oryginalność czy wtórność, problemem jest wierność prawdzie. Jeśli nie pojmują tego hierarchowie kościelni, to jest to bardzo bolesne.

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr