Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Trwa okres karnawału. Czy taniec i huczne zabawy, w czasie których nie brakuje alkoholu, można spędzić tak, by nie popełnić grzechu?

Święty Paweł w jednym ze swoich listów pisze - zachęca "wyzyskujcie chwilę sposobną". Czas w chrześcijańskiej wizji ma swoje szczególne momenty, zdarzenia, znaki Boże. W teologii mówimy o nich "kairoi" (znaki czasu). Takim znakiem jest czas i postu, i karnawału. Trzeba je tylko stosownie "wyzyskać" jako chwilę sposobną. Do czego? Przede wszystkim do odkrycia prawdy o własnym człowieczeństwie. Człowiek to nie tylko homo sapiens (myślący), czy homo patiens (cierpiący), ale także homo ludens. To ostatnie określenie znaczy tyle, co "człowiek bawiący się". Twórca tego pojęcia Johan Huizinga formułował tezę, że zabawa jest źródłem kultury. I nie ma w tym nic bezbożnego. Radość, wesele, zabawa to słowa, które często goszczą w Biblii. Problemem jest to, co zawsze - umiar. On sprawia, że człowiek może być homo tabernakulum, czyli pracującym, ale nie niewolnikiem pracy. Może być homo patiens, czyniącym z cierpienia wartość a nie cierpiętnikiem. Może być człowiekiem bawiącym się, ale nie bawidełkiem, czy przedmiotem zabawy.

Jak ochraniać siebie przed duchową i cielesną destrukcją, kiedy żądze chcą nami zawładnąć?

Na pewno ważna jest właściwa perspektywa spojrzenia na całość życia. Sprowadzenie życia do sfery wyłącznie hedonistycznej jest faktycznie destrukcją. Można jeść dla przyjemności, ale przede wszystkim je się dla podtrzymania życia i jego kondycji. Kto o tym zapomina niszczy organizm. Można się bawić, zażywać przyjemności, ale zawsze z perspektywą poszukiwania pełnego sensu. Życie nie może być sprowadzone tylko do sfery uciechy i przyjemności. Tak się po prostu nie da przeżyć życia. Ale w chwili cierpienia przeżyte chwilę radości mogą rodzić nadzieję. Mogą dodawać siły. Ważne jest także poszukiwanie radości ducha. Człowiek dzisiaj często wykazuje pozorny stan wesołości, ale wewnątrz przeżywa to, co tradycją teologiczna nazywała acedią, czyli gnuśnością, a co Heidegger oddawał współcześnie jako błądzący niepokój ducha. Nie wystarczy zewnętrzna wesołość, potrzebna jest wewnętrzna radość.

Co robić, gdy upadniemy, gdy czujemy się nikim, bo grzech cielesny nas pokonał?

Nawet upadek w grzech nie może być "wpadnięciem" w rozpacz. Taka "wpadka" w rozpacz to fikcja. My nie wpadamy w rozpacz, my wybieramy rozpacz! A przecież nie musimy. Nie musimy wybierać rozpaczy. Możemy wybrać nadzieję. A ona zawsze jest  z prawdy. A drogą do prawdy jest spotkanie z Tym, który jest drogą, prawdą i życiem. Spowiedź jest takim wydarzeniem, w którym nawet gdy my sami czujemy się "nikim", dla Boga zawsze jesteśmy kimś! I możemy być pewni, że On woli nas widzieć tańczących walca czy tango niż pogrążonych w smutku. Czy dotyczy to breakdance lub hip-hopu tego nie jestem pewien, ale wykluczyć tego zupełnie nie można :)

Dziękuję za rozmowę