Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W okresie poprzedzającym Okrągły Stół ginęli w Polsce księża: ks. Niedzielak, ks. Suchowolec, ks. Zych, którzy podtrzymywali w Polakach ducha wiary i patriotyzmu. Narażanie się komunistom przypłacili życiem. Jak jest dziś z odwagą głoszenia prawdy wśród księży w Polsce?

Ks. prof. Paweł Borkiewicz: To bardzo trudne pytanie. Ale pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że cenimy tych kapłanów za odwagę, która wyrażała się w bezkompromisowej wierności prawdzie. Prawdzie, której na imię była godność człowieka, prawa osoby ludzkiej, honor, tożsamość katolicka i narodowa. To byli ludzie, którzy – mówiąc dzisiejszym językiem – byli głęboko zaangażowani w politykę. Im zależało na dobru wspólnym Polski i Polaków, zarazem zależało im na tym, aby dać odpór władzy godzącej się na państwo „ograniczonej suwerenności”. Wspominam o tym dlatego, że … bądźmy konsekwentni! Jeśli tak wtedy, jak i dziś cenimy księży zaangażowanych w dobrze, właściwie rozumianą politykę, raz jeszcze powtórzę – w dobro wspólne całego narodu, to dostrzeżmy tych kapłanów współczesnych, którzy w obliczu nowych wyzwań, nowej degradacji życia społecznego, politycznego, ekonomicznego, mają odwagę mówić – non possumus. I nie mogą się zgodzić na takie formy degradacji. Wiem, że takich księży jest wielu. I wiem, że spotykają się z różnorakim ostracyzmem. Często ze strony różnych współbraci w kapłaństwie, którzy kierują swoje nagłaśniane „Oskarżam”, czy „Ostrzegam”, choć sami, w latach osiemdziesiątych i wcześniej, nie bacząc na oskarżenia i ostrzeżenie, robili swoje – byli po stronie człowieka skrzywdzonego.

Oby tak było, by ci ,,stróże'' zamiast ,,oskarżam'' i ,,ostrzegam'' uderzyli się w swoje piersi, a nie cudze. Ale wracając do Okrągłego Stołu - wtedy ,,,Zarówno władzy, jak i Solidarności, osobiście Lechowi Wałęsie, zależy, by przy stole siedział przedstawiciel Kościoła.'' [źr. okrągły-stół.pl]. Dlaczego komuniści zapragnęli nagle obecności ludzi Kościoła, skoro tak bezwzględnie ich zawsze prześladowali?

- Cóż, myślę, że nawet komuniści mieli świadomość tego, czym jest Kościół. Sami namacalnie przekonali się w okresie poprzedzającym rok 1989 o sile Kościoła przynajmniej dwukrotnie. Raz, w czasach uwięzienia ks. prymasa Wyszyńskiego. Przekonali się, że cały plan rozbicia Kościoła nie powiódł się. A przy tym Kościół okazał w tym momencie wolę pewnego kompromisu i zarazem granice, których przekroczyć się nie godzi. A potem przyszedł rok 1979. Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Władza komunistyczna niejako usunęła się na bok. Nie organizowała pielgrzymki, ale ją kontrolowała. Wydawało się, że „społeczeństwo socjalistyczne” anemiczne i bezwolne nie udźwignie organizacji. A pod wpływem impulsu Kościoła „społeczeństwo socjalistyczne” okazało się narodem i zawiązkiem społeczeństwa obywatelskiego. Inaczej jeszcze ujmując… nie zapomnę pewnej historii opowiedzianej przez ks. Henryka Bolczyka. W sąsiedniej parafii katowickiej pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego proboszcz budował kościół. Na zakończenie budowy, przed fasadą kościoła miał stanąć potężny krzyż. I wtedy pojawił się problem techniczny. Miejsce osadzenia krzyża to była skała. Łamały się wiertła, wybuch mógł naruszyć całą konstrukcję. Kiedy proboszcz chodził zafrasowany wokół budowli odezwał się do niego sąsiad – pierwszy sekretarz KW PZPR: „A co się pan tak dziwisz? Przecież ten wasz Jezus powiedział, że na skale zbuduje swój Kościół…” Oni chyba to dobrze wiedzieli i z tym się liczyli. I dlatego też zwalczali. W chwili potrzeby być może uznali, że tak będzie lepiej – by zaprosić Kościół do Okrągłego Stołu. Być może jednak, że była i inna przyczyna – skrajnie przeciwna. Tamta strona znała dokładnie zakres inwigilacji i liczyła, że w przyszłości znajdą się współcześni „księża patrioci”, którzy staną po stronie systemu.

Dzisiejsze poczynania części ludzi Kościoła są zadziwiające i budzą grozę w wiernych, bo modyfikują prawdy Wiary, serwują narrację homolobby czy lewicową propagandę. Czy wśród księży propagujących takie narracje mogą być niezlustrowani współpracownicy SB, którymi można manipulować?

- To w pewnym sensie konsekwencja tej hipotezy, którą kończyłem poprzednią wypowiedź. Być może są tacy bracia w kapłaństwie, którzy dali się zastraszyć i w tej chwili są nadal niejako „prowadzeni”, czyli po prostu uprzedmiotowieni. Ale być może też, że są i tacy, którzy żyjąc w tym społeczeństwie, a może bardziej w tej kulturze, którą jest pogarda dla rozumu, a zatem dla dobra, prawdy, piękna, mądrości – chcą być oryginalni w stosunku do zmurszałej przeszłości, szanującej rozum i dlatego też szanującej Dawcę rozumu. Ci pierwsi budzą swoiste współczucie, choć ono nie jest prostym rozgrzeszeniem. Ci drudzy mogą budzić tylko poczucie śmieszności.

Dotykamy tutaj – w pierwszym przypadku – tematu lustracji. To temat trochę, niestety, przebrzmiały. Obawiam się, że lustracja została w dużej mierze źle przeprowadzona. Także w stosunku do duchownych. To obszerny temat. Poruszę tylko jedną kwestię – wytaczano w związku z nią olbrzymie armaty, a potem w sposób bardzo amatorski opisywano wspomnienia, które nie miały wielkiej wartości. W ten sposób niestety, wbrew zamiarom zwolenników lustracji, dokonała się jej banalizacja. A to oznacza logicznie i konsekwentnie banalizację zła.

Dziękuję za rozmowę.