1. Szukanie prawdy o sobie

Nikt z nas nie jest bez grzechu i dlatego każdy z nas potrzebuje refleksji nad sobą, czujności i nawrócenia. Punktem wyjścia w tym procesie jest rachunek sumienia. Dla człowieka dojrzałego rachunek sumienia to taka refleksja nad przeszłością, której sensem jest budowanie lepszej teraźniejszości i szlachetniejszej przyszłości. Rachunek sumienia nie jest zatem celem samym w sobie. Upewnia nas o tym wspomniana wcześniej historia Judasza, który popadł w rozpacz, gdyż poprzestał na rachunku sumienia zamiast pójść ze swoim grzechem do Jezusa. Sensem rachunku sumienia nie jest zatem skupianie się na przeszłości, lecz wyciąganie z niej wniosków po to, by w dojrzalszy sposób żyć w teraźniejszości oraz by mieć nadzieję na jeszcze dojrzalszą przyszłość. Rozwój i trwałą radość można osiągnąć jedynie na fundamencie prawdy o samym sobie i o własnym postępowaniu.

Rachunek sumienia zaczyna się od refleksji, ale prowadzi do podjęcia określonych decyzji oraz do stanowczego działania. Uznanie prawdy o sobie umożliwia rozwój świadomości moralnej człowieka, a przez to staje się niezawodną drogą do miłości, wolności i życia w świętości dzieci Bożych. Tak właśnie postąpił syn marnotrawny, który najpierw zastanowił się nad swoim dotychczasowym życiem, a następnie podjął stanowczą i odważną decyzję: Zabiorę się i pójdę do mego ojca (Łk 15, 18).

Każdy z nas jest człowiekiem niedoskonałym i grzesznym. Właśnie dlatego każdy z nas powinien codziennie od nowa podejmować decyzję powracania do Boga. Także wtedy, gdy danego dnia nasze odejścia od miłości i prawdy były niewielkie. A nawet wtedy, gdy danego dnia czyniliśmy dobro i kochaliśmy w dojrzały sposób, bo przecież nie istnieją granice rozwoju i świętości. To nieustanne powracanie do Boga i do coraz większej wierności naszemu powołaniu wymaga codziennego rachunku sumienia. Człowiek roztropny każdego dnia uważnie przygląda się temu, co czyni ze skarbem swojego życia, jak odpowiada na niezwykłą miłość Boga do człowieka, na ile rozwija talenty, które otrzymał od Stwórcy, w jaki sposób traktuje Boże marzenia, które odkrywa w swoim sercu. Człowiek dojrzały wie, że szczytem odwagi nie jest mierzenie się ze śmiercią, lecz z życiem. Ma też świadomość, że początkiem tej odwagi jest uczciwe i codzienne zaglądanie do własnego sumienia. Warunkiem nieustannego powracania do Boga i wzrastania w świętości jest mówienie sobie z miłością najbardziej nawet bolesnej prawdy o własnym postępowaniu.

Codzienny szczery rachunek sumienia jest możliwy dla tych, którzy czują się nieodwołalnie kochani przez Boga. Badanie własnego sumienia to bowiem nie tylko refleksja nad samym sobą. To przede wszystkim spotkanie z Chrystusem, który jest dla mnie Prawdą, Drogą i Życiem. Rachunek sumienia określa zatem nie tylko stan mojej świadomości, ale też jest zwierciadłem mego serca i modlitwy. Właśnie dlatego rachunek sumienia prowadzi do spotkania z Chrystusem w sakramencie pojednania

Również w tej dziedzinie życia sprawdza się ewangeliczna zasada, że kto ma, temu jeszcze dołożą, a kto nie ma, ten utraci to niewiele, co posiada. Im bardziej prawe i wrażliwe kształtuje ktoś w sobie sumienie oraz im częściej przeprowadza odważną analizę swego postępowania, tym bardziej owocny jest jego każdy następny rachunek sumienia. Natomiast im bardziej ucieka ktoś od prawdy o sobie dzisiaj, tym bardziej zaślepiony na prawdę o własnym postępowaniu będzie następnego dnia. W konsekwencji taki człowiek znajdzie się w sytuacji trudniejszej niż ktoś, kto utracił wzrok. Niewidomy wie bowiem o tym, że nie widzi drogi, którą idzie. Tymczasem ten, kto oszukuje samego siebie, nie wie — lub nie chce wiedzieć - tego, że nie widzi prawdy o własnym postępowaniu. Właśnie dlatego najgroźniejszą fobią współczesnych ludzi jest lęk przed prawdą o sobie oraz o skutkach własnego postępowania.

Bywają takie sytuacje i okresy w naszym życiu, kiedy mamy szansę na wyjątkową mobilizację i jeszcze bardziej radykalną, uroczystą decyzję o powracaniu do Boga czy o wzrastaniu w Jego świętości. Istnieją przynajmniej trzy sytuacje, w których codzienny rachunek sumienia powinien przyjąć jeszcze bardziej pogłębioną i szczegółową formę. Chodzi tu o rachunek sumienia przed spowiedzią, rachunek sumienia na zakończenie rekolekcji, a także rachunek sumienia z całego życia przed spowiedzią generalną. Ta ostatnia sytuacja jest pożyteczna szczególnie wtedy, gdy ktoś — podobnie jak syn marnotrawny — odszedł daleko od Boga i od samego siebie. Spowiedź generalna jest również bardzo wskazana wtedy, gdy ktoś podejmuje wyjątkowo ważne decyzje w swoim życiu, na przykład decyduje się na zwarcie małżeństwa, przyjęcie święceń kapłańskich lub złożenie ślubów zakonnych. Podejmowanie decyzji na całe życie i dochowanie wierności podjętym zobowiązaniom jest możliwe tylko dla tych, którzy dojrzale kochają i którzy są ludźmi prawego sumienia.

2. Sakramenty to spotkanie z Bogiem

Rachunek sumienia uświadamia nam naszą grzeszność i niedoskonałość i dlatego z natury prowadzi do spotkania z Bogiem w sakramencie pokuty i pojednania. Tradycyjnie sakramenty Kościoła definiuje się jako skuteczny i widzialny znak niewidzialnej łaski Bożej. Takie określenie może być mylące, gdyż jest wzięte ze świata rzeczy. Gorzej zatem pasuje do świata osób, gdyż może sugerować, że magiczne działanie sakramentów, a zatem niezależne od stopnia świadomości i współpracy człowieka z Bogiem.

Każdy sakrament to niezwykłe spotkanie Boga i człowieka. To powtórzenie dzisiaj - tu i teraz - tego, czego dokonywał Chrystus wobec ludzi, których spotykał w czasie swojej widzialnej obecności na ziemi. On przemawiał wtedy z mocą, uzdrawiał całego człowieka — jego ciało i jego ducha, odpuszczał grzechy, umacniał do dobra, pomagał iść drogą nawrócenia i świętości, uczył mądrze myśleć i dojrzale kochać, przywracał nadzieję. Sakramenty to moc wychodząca z Chrystusa, który żyje na wieki. To arcydzieła Boże w Kościele, który został ustanowiony przez Chrystusa jako znak Jego nowego i wiecznego przymierza z człowiekiem. Celem spotkania sakramentalnego Boga z człowiekiem jest umocnienie każdego z nas Bożą obecnością, prawdą i miłością po to, byśmy już teraz, w życiu doczesnym, postępowali jak dzieci Boże. Skutki sakramentów nie pojawiają się jednak w sposób magiczny, gdyż zależą nie tylko od mocy Boga, ale też od usposobienia i dojrzałości człowieka, który spotyka się z Bogiem w danym sakramencie. W sakramentach świętych Bóg proponuje każdemu z nas pełnię swych darów, ale każdy z nas przyjmuje te Jego dary w niepowtarzalny i sobie tylko właściwy sposób. Nie różnimy się zatem tym, co Bóg ofiaruje nam w sakramentach, ale tym, w jaki sposób przyjmujemy Jego łaskę, czyli miłość.

Sakrament to niezwykłe spotkanie Boga z człowiekiem, poprzez które człowiek zostaje przemieniony i umocniony Bożą miłością i Bożą prawdą na tyle, na ile otwiera się na wdzięczne i owocne przyjęcie tych Bożych darów. Tego typu spotkanie z Bogiem i umocnienie ma miejsce w szczególnie dla nas ważnych chwilach życia. Sakrament pokuty i pojednania to spotkanie z Bogiem w sytuacjach, w których potrzebujemy uwolnienia się z grzesznej przeszłości i/lub umocnienia na drodze świętości. Sakrament ten — podobnie jak inne sakramenty — nie działa jednak w sposób magiczny. Sakrament pokuty i pojednania to nie jakiś łatwy sposób na zamknięcie grzesznej przeszłości. Nie ogranicza się on tylko do wyznania grzechów i do przyjęcia z wiarą słów rozgrzeszenia, które w imieniu Boga i Kościoła wypowiada spowiednik.

3. Warunki sakramentu pokuty i pojednania

Owocne przeżycie sakramentu pokuty i pojednania wymaga spełnienia konkretnych warunków. Pierwszym z tych warunków jest uczciwe przeprowadzenie rachunku sumienia, a zatem odważny wysiłek pójścia w głąb prawdy o sobie. Chodzi tu nie tylko o dokonanie spisu win, ale też o odkrycie motywów własnego postępowania, żeby eliminować przyczyny, a nie tylko przejawy własnej słabości i grzeszności. Rachunku sumienia przed sakramentem pokuty warto dokonać w świetle Pisma Świętego, zwłaszcza w świetle wybranego fragmentu z Ewangelii czy z Listów Apostolskich. Oczywiście zawsze głównym odniesieniem do rachunku sumienia jest konfrontowanie własnego postępowania ze słowami i czynami Jezusa.

Drugi warunek owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania to szczery i dojrzały żal za grzechy. Taki żal nie wynika ze strachu przed karą czy z lęku o reakcję Boga na moje złe czyny. Lęk prowadzi bowiem nie do żalu, lecz — podobnie jak w przypadku Adama — do ukrywania się przed Bogiem i do ucieczki od Boga. Dojrzały żal nie wynika też z tego, że zło, które popełniłem, przyniosło mi bolesne konsekwencje. Nie wszystkie przecież grzeszne czyny powodują natychmiast odczuwalne negatywne skutki. Dla przykładu obżarstwo, grzech seksualny czy sięganie po narkotyk może początkowo wiązać się nawet z chwilowym doświadczeniem przyjemności czy emocjonalnej ulgi. Żal dojrzały to zatem coś znacznie więcej niż strach przed karą czy efekt bolesnego cierpienia, które dotyka nas na skutek popełnionych grzechów. Prawdziwy żal za grzechy to owoc świadomości, że wtedy, gdy krzywdzę siebie samego lub kogoś innego, to największy ból zadaję samemu Bogu. Wiem przecież, że Bóg kocha mnie nad życie i że mój los leży Mu na sercu bardziej niż najwspanialszym nawet rodzicom leży na sercu los ich dzieci. Głęboki i owocny żal za grzechy nie polega na tym, by włożyć na siebie wór pokutny, czy zrobić smętną minę, lecz na tym, że kruszeje moje serce, które Bóg widzi, ze staje się ono sercem, które jest zdumione i zachwycone Bożą miłością.

Trzeci warunek owocnego przystąpienia do sakramentu pokuty i nawrócenia jest szczere wyznanie grzechów. Szczerość ta powinna obejmować nie tylko uczciwe wyznanie grzechów, ale też równie otwarte wyjawienie ich ostatecznych motywów. Wyznanie własnych win zawsze boli i niepokoi. Nie jest — i nie powinno być! - mówić o własnych słabościach i grzechach w sposób łatwy i bez bólu. Im dojrzalszy jest człowiek, tym bardziej jest świadomy miłości, jaką otrzymuje od Boga i niektórych ludzi i tym bardziej boleśnie przeżywa to, że rozczarował samego siebie i zadał ból tym, którzy go kochają. Szczere wyznanie grzechów powinno boleć. Powinno być szczerością aż do bólu. Właśnie dlatego niepokojącym znakiem jest sytuacja, gdy ktoś bez cierpienia, zawstydzenia i rozgoryczenia samym sobą mówi o swoich grzechach. Nawet wtedy, jeśli są to „tylko” grzechy powszednie. „Bezstresowe” wyznawanie grzechów to zwykle przejaw chorej pokory, albo braku elementarnej dojrzałości psychicznej. Tego typu niedojrzałość sprawia, że niektórzy ludzie obnoszą się publicznie ze swoimi grzechami czy zaburzeniami i „spowiadają się” z nich przed kamerami telewizji.

Spowiedź to nie magiczna „pralnia” grzechów, lecz pojednanie z Bogiem - Miłością po to, żebym mógł pojednać się z samym sobą i z bliźnimi. Człowiek dojrzały rozumie, że sensem wyznania grzechów nie jest uniżenie siebie, lecz przemiana samego siebie poprzez spotkanie z Bogiem, który jest miłością i któremu mam odwagę powiedzieć więcej niż sobie, bo On kocha mnie nieskończenie bardziej niż ja potrafię pokochać samego siebie. Ból szczerego wyznania grzechów wiąże się z doświadczeniem niezasłużonej miłości, a nie z zawstydzeniem w obliczu samego siebie, spowiednika czy Boga. Tego typu zawstydzenie czy ból byłby wyrazem skupiania się na sobie, a nie na spotkaniu z Bogiem, który w sakramencie pokuty i pojednania zaskakuje mnie swoją miłością, tak jak ojciec z przypowieści Jezusa zaskakuje miłością powracającego syna.

Czwartym warunkiem owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania jest stanowcze postanowienie poprawy, czyli szczera decyzja o zmianie na lepsze własnego sposobu życia i postępowania. Spowiedź to nie analogia do detoksykacji, której poddają się niektórzy ludzie po nadużyciu alkoholu po to, by znowu mieć komfort picia. Sakrament pokuty i pojednania jest nie po to, by - popełniając kolejne grzechy - pocieszać samego siebie tym, że przecież znowu mogę się wyspowiadać i dlatego nie muszę zbytnio czuwać nad moim postępowaniem. Przeciwnie, sakrament ten jest doświadczeniem zdumiewającej i miłosiernej Miłości, która mnie zachwyca i mobilizuje do życia w świętości dzieci Bożych. Odpuszczenie grzechów w sakramencie pojednania zamyka przeszłość co do win, ale nie co do naturalnych skutków tychże win. Odpuszczone grzechy nie ciążą już na sumieniu, ale człowiek ponosi konkretne, nieraz bardzo dotkliwe konsekwencje ich popełnienia. Przykładem mogą być takie grzechy, które prowadzą do uzależnień, na przykład do alkoholizmu, narkomanii czy erotomanii.

Człowiek dojrzały rozumie, że odpuszczenie grzechów, którego doświadczył w sakramencie pokuty, byłoby straconą łaską i straconą szansą, gdyby nie wiązało się z postanowieniem poprawy i z podjęciem konkretnych działań w tym celu, by to postanowienie rzeczywiście wypełnić. Na szczęście w życiu doczesnym nie ma decyzji czy sytuacji nieodwracalnych i dlatego poprawa życia jest możliwa dla każdego człowieka. Potwierdza to historia syna marnotrawnego, który bardzo daleko odszedł od ojca i od własnych aspiracji. Postanowienie poprawy powinno obejmować nie tylko zmianę poszczególnych zachowań, ale również dążenie do doskonalenia — według kryteriów Ewangelii - naszych więzi, wartości, ideałów, marzeń i aspiracji. Jeśli jakiś penitent odkrywa, że na skutek swoich słabości i grzechów popadł w uzależnienia, to powinien uznać oczywisty fakt, że samo postanowienia poprawy już nie wystarczy do zmiany życia właśnie dlatego, że postępowanie tego człowieka wymknęło się spod kontroli jego świadomości i wolności. Obowiązkiem moralnym w takiej sytuacji jest szukanie pomocy u specjalistów w danej dziedzinie, podjęcie stosownej terapii lub włączenie się w odpowiednie ruchy samopomocy (na przykład grupy Anonimowych Alkoholików, Erotomanów czy Hazardzistów).

Piątym warunkiem owocnego przeżycia sakramentu pokuty i pojednania jest zadośćuczynienie. Popełnione grzechy są zawsze krzywdą wyrządzoną samemu sobie, a często także innym ludziom (krzywdząc innych ludzi, krzywdzę też samego siebie, bo oddalam się od miłości i radości!). Rozgrzeszenie nie tylko nie uwalnia od naturalnych konsekwencji danego grzechu, ale też nie zwalnia z obowiązku wynagrodzenia za popełnione krzywdy. Bóg przebacza mi grzechy, bo żałuję za nie szczerze i postanawiam się poprawić. Ale jednocześnie Bóg odsyła mnie do bliźniego z obowiązkiem uczciwego zadośćuczynienia za wszystkie krzywdy, które wyrządziłem innym ludziom. Bóg przebacza mi w swoim własnym imieniu ból, który Jemu zadałem. Nie przebacza mi natomiast w imieniu skrzywdzonego przeze mnie człowieka. To ja mam obowiązek poprosić tego człowieka o przebaczenia, ale właśnie pod warunkiem, że naprawiam wyrządzoną mu krzywdę.

Nie można zatem mylić zadośćuczynienia z otrzymaną od spowiednika pokutą. Pokuta ta jest — symbolicznym zwykle - znakiem, że uznaję moją grzeszność i że moje serce skruszone jest w obliczu Boga i Jego niezwykłej miłości. Jeśli spowiednik zobowiązuje danego penitenta - na przykład - do oddania skradzionych pieniędzy, to nie jest to pokuta, lecz zobowiązanie do spełnienia obowiązku zadośćuczynienia. Obowiązek ten nie wynika z przyjęcia pokuty lecz ze sprawiedliwości. Trzeba pamiętać, że penitent powinien zadośćuczynić za każdą wyrządzoną komuś krzywdę, a nie tylko za te krzywdy, które popełnił w sposób świadomy i dobrowolny i które w konsekwencji są grzechem. Trzeba też pamiętać o tym, że krzywda to nie tylko okradzenie kogoś czy stosowanie wobec kogoś przemocy. W odniesieniu do osób z najbliższej rodziny krzywdą jest już brak miłości, a nie dopiero uderzenie kogoś czy zadanie mu innej formy cierpienia. W obliczu małżonka, dzieci czy rodziców każdy z nas jest zobowiązany do tego, by kochać, a nie jedynie do tego, by nie krzywdzić.

Zadośćuczynienie powinno być adekwatne i proporcjonalne do wyrządzonej krzywdy. Może zatem polegać, na przykład, na oddaniu skradzionych pieniędzy, na przeproszeniu za wyrządzoną komuś krzywdę moralną czy duchową, na publicznym odwołaniu oszczerstw rzuconych na drugą osobę czy na podjęciu terapii, jeśli ktoś zadaje ból innym ludziom swoimi zaburzonymi zachowaniami na skutek alkoholizmu, narkomanii lub innych uzależnień. W sytuacji, w której nie da się wprost zadośćuczynić wyrządzonej krzywdzie — na przykład zwrócić komuś utraconego z naszej winy zdrowia lub zadośćuczynić osobie, która już nie żyje - najlepszą formą zadośćuczynienia jest dojrzała i ofiarna miłość wobec ludzi, którzy żyją wokół mnie tu i teraz.

Wypełnienie powyższych warunków sakramentu pokuty i pojednania nie oznacza, że stajemy się odtąd kimś doskonałym czy bezgrzesznym. Oznacza natomiast, że z całego serca dążymy do pełnienia woli Bożej i że pragniemy spełniać Jego marzenie, jakim jest nasza świętość. Owocem dojrzałego przeżywania sakramentu pokuty i pojednania jest stanowcze i świadome dążenie do świętości, czyli do ofiarnej i dojrzałej miłości mimo naszej niedoskonałości.

Ks. M. Dziewiecki/opoka.org.pl