Ks. Wojciech Lemański spotkał się z mieszkańcami Lublina w ramach promocji swojej książki „Z krwi, kości i wiary” (wywiad rzekę przeprowadziła Anna Wacławik-Orpik). Kapłan zdradził kulisy powstawania publikacji: „Do drzwi dobijali się telewizyjni reporterzy, a pani redaktor nagrywała mnie półtorej godziny, z czego przynajmniej pół godziny płakałem”. To była reakcja ks. Lemańskiego na słowa abp Hosera, który miał go zapytać, czy jest Żydem. Od tamtej pory (rok 2010) duchowny otrzymywał od przełożonego kolejne upomnienia, aż w końcu musiał opuścić parafię w Jasienicy.

Byłem przekonany, że kara przeniesienia do małej parafii jest nieuzasadniona. Odsunięcie od nauczania dzieci uznałem za szykanę, ale nie uczę już od dwóch lat. Potem był zakaz wypowiadania się w mediach. Potem odsunięcie od pracy w parafii, a potem odsunięcie od pracy duszpasterskiej w ogóle i przeniesienie do domu księży emerytów” - żalił się podczas spotkania w Lublinie ks. Lemański. Duchowny podkreślił, że czuje się pokrzywdzony każdą decyzją abp Hosera, dodał jednak, że podporządkuje się ostatecznej decyzji Watykanu w jego sprawie.

Jej wydanie może jednak potrwać nawet kilka lat, ale i na to ks. Lemański ma rozwiązanie – według niego, byłoby prościej, gdyby abp Hoser po prostu odwołał swoje dekrety wobec niego.

Były proboszcz z Jasienicy zapewnia, że nie wiąże swojej sprawy ze zmianami, jakie papież Franciszek wprowadza w kościele. „On jest nadzieją dla Kościoła, nie dla mnie”- podkreślił, jednocześnie zaznaczając, że nie należy się spodziewać, iż prezentowana przez papieża skromność przeniesie się na wszystkich duchownych. „Nie spodziewajmy się, że biskupi przesiądą się na osiołki, księża zaczną chodzić pieszo, że będą chodzić po kolędzie nie żeby zbierać pieniądze” - mówił ks. Lemański.

Na koniec duchowny dodał, że cała sytuacja bardzo obciąża go psychicznie, ale jest dobrej myśli. „Na szczęście nie ma stosów, więc prawdopodobnie mnie nie spalą. Sutanny ze mnie nie zedrą i z Kościoła nie wyrzucą” - deklarował. Nagrania ze spotkania można obejrzeć TUTAJ

Beb/Wyborcza.pl