Po pierwsze, każdy człowiek zasługuje na szacunek. Oznacza to także uszanowanie jego wolności – jeżeli robi coś złego, to mogę nazwać to złem, ale pod warunkiem, że robię to z szacunkiem. Sytuacja błędnej identyfikacji płciowej, jaka ma miejsce w przypadku osób transseksualnych, należy do sytuacji wyjątkowo skomplikowanych od strony psychologicznej, a także wyjątkowo drażliwych. Dlatego myślę, że praktyka przyjęta przez redakcję, polegająca na podważaniu odczuć osoby identyfikującej siebie jako Anna Grodzka, jest daleko posuniętą niedelikatnością i może być odebrana jako brak szacunku dla tej osoby.

 

Co Kościół mówi na temat transseksualizmu? Mniej więcej tyle, że to brak zgodności  autoidentyfikacji seksualnej z biologią ciała danej osoby (przy czym, trzeba pamiętać, że tu nie ma „dużych” dokumentów, są odpowiedzi Penitencjarii Apostolskiej na konkretne, zadane jej pytania).

 

Istotą problemu jest fakt istnienia kogoś, kto fizycznie jest zdrowym mężczyzną, ale czuje się psychicznie kobietą lub odwrotnie. Nieuchronnie pojawia się pytanie co z tym zrobić. Współczesna medycyna zwykle proponuje dostosować ciało do psychiki przynajmniej przez jego zewnętrzne upodobnienie. Częścią tego procesu jest bezpośrednia sterylizacja na którą Kościół się nie godzi. Dlaczego? Bo jest to okaleczenie zdrowego, normalnie funkcjonującego organizmu. Tym, co jest chore w opinii bioetyków katolickich jest psychika, która z nieznanych nam powodów – etiologia transseksualizmu nie jest jednoznacznie określona – błędnie identyfikuje własną płeć. Wobec tego, powinno się podjąć starania mające na celu pomóc człowiekowi w akceptacji tego, kim jest. Pomóc człowiekowi przyjąć jego ciało jako własne, łącznie z jego sferą seksualną. Chodzi o to, by nie iść po linii  najmniejszego oporu, bo chirurgiczny nóż i farmakologiczna terapia będąc rozwiązaniem pozornie łatwiejszym, tak naprawdę prowadzą donikąd. Dlaczego? Bo osoba poddana tzw. zmianie płci cały czas wie, że płeć nie została zmieniona, a jedynie ciało zostało zewnętrznie upodobnione tak, aby wyglądało jak ciało innej płci. Innymi słowy – zdaje sobie sprawę, że to tylko pozory. Częścią tych pozorów jest także konieczność farmakologicznego podtrzymywania tego stanu – ponieważ  nie funkcjonują organy, które dostarczałyby odpowiednią ilość hormonów kontrolujących wygląd zewnętrzny (bo zwyczajnie ich nie ma), trzeba je zatem cały czas dostarczać farmakologicznie.

 

To jedna sprawa. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że osoba identyfikująca siebie jako Anna Grodzka ma do tego prawo. Sąd orzekł, że w wymiarze prawnym jest ona kobietą. To oczywiście nie zmienia faktu, że wymiarze genetycznym wciąż pozostała mężczyzną. Mamy do czynienia z kimś, kto posiada sądowne orzeczenie o tym, że jest kobietą (i czuje się kobietą!), wobec tego z szacunku dla tej osoby nie powinniśmy dokładać ciężaru do tego, co już ma. Tymczasem, sytuacja poseł Grodzkiej jest taka, że na każdym kroku spotyka się z wytykaniem tego jej dramatu.

 

Rozwiązanie terapeutyczne przyjęte wobec Anny Grodzkiej uważam za błędne i szkodliwe. Przede wszystkim szkodzi ono jej samej. Ale takie zostało przyjęte i trzeba ponosić tego konsekwencje, cały czas zachowując dla tej osoby szacunek. Natomiast, zupełnie spokojnie można podkreślać, że przyjęte w medycynie rozwiązanie nie jest dobre. To nie jest jedyny przypadek, kiedy przyjmuje się rozwiązanie moralnie złe. Tak się jednak stało i naszym zadaniem jest pokazać w jakim kierunku należy iść, ale nie szydzić. Problem jest taki, że badań nad ludzką psychiką osoby transseksualnej prawie zaniechano, a to, co jest robione, pada ofiarą szyderczej krytyki ze strony środowisk medycznych, które oczywiście wolą skalpel czy pigułkę aniżeli długą i skomplikowaną terapię.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska

 

Czytaj również:


Terlikowski: Z kogo idiotów robi Katarzyna Wiśniewska?