Twierdzenie, że młodzi nie chcą chodzić na katechezę jest wyolbrzymione z jednego prostego powodu – przecież katecheza nie jest w Polsce obowiązkowa, można się z niej wypisać. I właściwie, ja bym sobie życzył, żeby na katechezę chodzili ci, którzy naprawdę chcą dorastać w wierze. Fenomen polega na tym, że ludzie często chodzą na katechezę choć nie chcą, bo – tu nie bardzo wiem - boją się z niej wypisać?; obawiają się, że Pan Bóg się na nich obrazi? Szanuję młodych ludzi, którzy mówią, że są ateistami, ale chodzą na katechezę – bo jak mówią – chcą poznać wroga. Naprawdę spotykam takich ludzi, którzy idą na religię i mają szereg konkretnych pytań do księdza.

 

Ale czemu z katechezą bywa różnie? Jestem przekonany, że to, czego nam dziś brakuje, zwłaszcza młodym, to kultura bycia. Prosty przykład – kiedy idę na katechezę, zadaję pytanie, to czekam na odpowiedź. A młodzi często bombardują katechetę setką pytań i wcale nie chcą odpowiedzi! Kiedy katecheta sili się, żeby jakoś wybrnąć z tego ognia pytań, oni szykują już kolejne i strzelają w niego jak z armaty. Oczywiście, pojawia się też pytanie o charyzmat katechety tak, jak każdego innego nauczyciela. Mogę być lepszy albo gorszy, ale uczniowie czują, że polskiego i matematyki po prostu muszą się uczyć, bo im się to przyda w życiu, a z religią jest tak, jak z wiarą – pytają „czy mi to w ogóle potrzebne?”.

 

Kolejna sprawa – młodzi mają bardzo zły obraz Kościoła i to efekt działania różnych mediów. Gdybym był kosmitą i spadł na ziemię, to zobaczyłbym, że co tydzień mnóstwo ludzi zbiera się w takich dziwnych budynkach z krzyżami. I gdybym chciał dowiedzieć się, co to za budynki i co to za ludzie, a informacji szukałbym jedynie w gazetach lub internecie, to czego bym się dowiedział? Że Kościół to jest jakaś instytucja, która przede wszystkim zajmuje się zbieraniem kasy, że kapłani to pedofile, homoseksualiści albo inni zboczeńcy, którzy niby żyją w celibacie, a tak naprawdę mają po pięć żon na boku, a kiedy im się znudzi molestowanie seksualne to od czasu do czasu zrobią dzieciom jakąś paczkę na święta. Jak rozmawiam z młodymi, to oni właśnie „walą” mi z takich armat, oni tak widzą Kościół! Na szczęście jest też cała masa ludzi, którzy mają inny obraz Kościoła, którzy chcą do niego przychodzić, bo nawet jeśli czasami Kościół kuleje, to Pan Bóg działa.

 

Mam wrażenie, że naszym błędem jest to, iż chcemy katechizować, zaś tym, czego dziś potrzeba w skali masowej w Polsce, jest ewangelizacja. Większość ludzi, którym chcemy na katechezie opowiadać o prawdach wiary, nie doświadczyła spotkania z żywym Chrystusem. Chcę poznać moją wiarę, jeśli mam doświadczenie Boga, wtedy idę na katechezę i chętnie słucham. Ale jeśli nie mam tego doświadczenia, do kościoła chodzę z poczucia obowiązku, bo tak wypada, to na katechezie nie słucham o Bogu, ale czuję się indoktrynowany. Bez tego żywego doświadczenia młodzi czują się dokładnie tak, jakby mnie ktoś posadził na zebraniu partii komunistycznej i przekonywał, że to wspaniały system. A ja mam zgoła inne doświadczenie komuny, więc czułbym się właśnie indoktrynowany.

 

Jest jeszcze jeden problem – katecheza wchodzi w system szkolny (absolutnie nie jestem za wycofaniem jej ze szkół!), zaś wiara to kwestia wyboru. Do tej decyzji człowiek dochodzi w najróżniejszych momentach swojego życia. Wiara to w końcu łaska, Pan Bóg sam ją proponuje w pewnym momencie. My się często wkurzamy na młodych ludzi, że w pierwszej klasie powinni wiedzieć to, w drugiej tamto, a tak się po prostu nie da.

 

Myślę, że tym, co może nas uratować przed wzajemnym zniechęcaniem się do katechezy jest kultura bycia. Uczniowie przychodzą na katechezę tak, jak na każdą inną lekcję i są kulturalni. Dlaczego nie mówimy, żeby wycofać polski albo matematykę, bo uczniowie źle się zachowują? Przecież tam też się dzieją dantejskie sceny, kiedy nauczyciel nie daje sobie rady z klasą. Nam wszystkim często brakuje kultury bycia. A skąd się to bierze? Od autorytetów społecznych. We Francji, ateistycznej od kilku pokoleń, ludzie wciąż potrafią zwracać się do duchownych „ojcze”, a w Polsce? Polityk, któremu ledwo udało się uzyskać wyższe wykształcenie zwraca się do księdza czy biskupa per „pan” i to jeszcze z pogardą, na oczach tysięcy widzów przed telewizorami. I to on uczy całe pokolenia. Dziś w Polsce panuje mentalne społeczne przyzwolenie na to, żeby księdza zniszczyć, zbesztać, a do tego wychowują media. I myślę, że młody człowiek jest gdzieś zagubiony pomiędzy tymi wieloma czynnikami. On naprawdę ma dobre zdanie o Panu Bogu i Kościele, ale nie lubi pewnych postaw wśród księży czy katechetów.

 

Katecheza to nic innego jak wychowywanie na dobrych, uczciwych obywateli. Bo przecież chrześcijaństwo każe być uczciwym, dobrym człowiekiem. Wycofajmy ze szkół katechezę, czyli wychowanie do pewnych wartości, a wprowadźmy sobie – tak, jak to wiele środowisk postuluje – ordynarną edukację seksualną bez etyki czy naukę palenia marihuany, to zobaczymy, w jakiej kondycji za 15 lat będzie nasze społeczeństwo.

 

Jeszcze jedna rzecz - „Wyborcza” pisze, że młodzi ludzie masowo rezygnują z chodzenia na katechezę, a ja tego nie widzę! Zaczął się Wielki Post, jestem już w trzecim mieście w Polsce z rekolekcjami, a ludzi jest kilkaset, tysiąc! To gdzie te masowe odejścia od Kościoła? Nie powtarzajmy kłamstw, że młodzi nie są zainteresowani Kościołem. Są, ale nie akceptują pewnych postaw. Jak my się napniemy i będziemy próbować do nich z pozycji autorytetu uderzyć, to się w sobie zamkną. Oni często potrzebują dobrej, rzetelnej obecności osoby duchownej przy nich, która będzie dla nich świadkiem. I tutaj nas obserwują.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska