Święta, które nadchodzą, nie pozwalają spocząć na laurach

Wybory rozstrzygnięte, synod zakończony. Można by zacząć świętować. Tyle że święta, które nadchodzą, nie pozwalają spocząć na laurach. Przynajmniej jeszcze nie nam, którzy żyjemy na ziemi.

W tych dniach, kiedy częściej niż zwykle zatrzymujemy się nad grobami naszych przodków, warto w nowych okolicznościach pamiętać słowa przypisywane Ferdynandowi Fochowi: „Ojczyzna to ziemia i groby”. Albo – w wersji: „Ojczyzna to pamięć i groby” – przypisywane Józefowi Piłsudskiemu. W miejscu, w którym dzisiaj żyjemy, nie wzięliśmy się przecież znikąd. Jesteśmy spadkobiercami dziedzictwa okupionego krwią i pracą minionych pokoleń. I jesteśmy za nie odpowiedzialni przed tymi, którzy spoczywają już w grobach, oraz przed tymi, którzy przyjdą po nas. Ojczyzna, jak pisał Norwid, to „wielki, zbiorowy obowiązek”.

Nie tylko Ojczyzna zresztą. Kościół to również nasz zbiorowy obowiązek. Dlatego szczególnie w uroczystość Wszystkich Świętych podziękujmy Bogu za to, że podczas ostatniego synodu, jakkolwiek by to brzmiało, Kościół ocalił swoją wierność nauczaniu Chrystusa i jego świętych w odniesieniu do małżeństwa, rodziny i Eucharystii. Jak byśmy inaczej mogli spojrzeć w oczy św. Janowi Pawłowi II – papieżowi rodziny – i wielu innym świętym, których słowa, życie i śmierć były heroicznym świadectwem wierności Ewangelii? Spotkanie z nimi w liturgii ustawia nas we właściwej perspektywie między tym, co było, i tym, co będzie. Nie jesteśmy panami prawdy objawionej, tylko jej sługami i głosicielami.

A wracając do spraw Ojczyzny: zadania stojące przed nowym parlamentem i rządem można chyba porównać do tych, jakie z górą dwa wieki temu stanęły przed Sejmem Wielkim. Polska, zżerana korupcją, cynizmem elit politycznych, pozostających nierzadko na usługach obcych mocarstw, pilnie potrzebuje naprawy. Nade wszystko potrzebujemy sprawiedliwego prawa, wobec którego wszyscy będą równi od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Trzeba umocnić rodzinę, zaradzić zapaści demograficznej, przeciwdziałać skandalicznemu rozwarstwieniu społeczeństwa. Dane z Brukseli mówią przecież, że mamy jeden z trzech największych w Unii odsetek głodnych dzieci. Trzeba naprawić szkolnictwo i służbę zdrowia, zadbać o jasne reguły gry w mediach i w gospodarce, skończyć z uprzywilejowaniem obcych inwestycji kosztem własnych, zadbać o wzmocnienie bezpieczeństwa. Dla wspólnego dobra trzeba skończyć ze szczuciem przeciwko, krzewić nowoczesny patriotyzm, przywrócić znaczenie słowom „honor” i „sumienie”.

Nie będzie łatwo, bo czasu jest niewiele. Przeciwności pojawiają się już teraz i będą się piętrzyć w miarę prób reformowania państwa. „Gazeta Wyborcza” już przed wyborami straszyła zmierzchem demokracji, której skutkiem ma być „dyktatura większości”, bo tylko dyktatura rozmaitych mniejszości jest demokratyczna. Trzeba się również liczyć z ingerencją obcych tajnych służb w przypadku prób upodmiotowienia i umocnienia się Polski. To, że Rosjanie i Niemcy zaplanowali na ubiegły rok niezrealizowane ostatecznie wspólne manewry wojskowe, których celem było przećwiczenie militarnej interwencji w państwie trzecim, powinno nam dawać wiele do myślenia. Silna i wewnętrznie solidarna Polska nie jest w interesie naszych wielkich sąsiadów dużo bardziej niż czterokrotnie mniejsze Węgry. Dlatego w najbliższym czasie musimy być szczególnie wrażliwi na wszelkie próby skonfliktowania czy skompromitowania reformatorskiego obozu. Sami wygrani też muszą unikać choćby pozorów kombatanctwa i krótkowzroczności.

Szczególna wdzięczność po tych wyborach należy się tysiącom zwykłych ludzi zrzeszonych w Ruchu Kontroli Wyborów. To oni, dyżurując nieodpłatnie prawie całą dobę podczas głosowania i liczenia głosów, uratowali nasze zaufanie do reguł demokracji, tak mocno nadwyrężone diabelskimi sztuczkami nad urną podczas ubiegłorocznych wyborów samorządowych. Jakimś „cudem” skala głosów uznanych wówczas za nieważne zbliżała się do 30 proc. A poparcie dla PSL rosyjskie serwery szacowały w niektórych okręgach nawet na 17 proc.! Tym razem sztuczki nie przyszły. Wspomniana partia ledwie przekroczyła próg wyborczy, pozostawiając poza parlamentem swoich najbardziej prominentnych działaczy. Skala głosów nieważnych zaś to niewiele ponad standardowe 1 proc. Szacunek dla każdego oddanego głosu buduje standardy demokracji.

Ks. Henryk Zieliński, Idziemy nr 44 (527), 1 listopada 2015 r.