Kościół posłany jest do wszystkich ludzi tej ziemi: do świętych i grzeszników, do silnych i słabych, do szczęśliwych i doświadczających rozpaczy. Jedną z najbardziej bolesnych form cierpienia jest cierpienie związane z kryzysem małżonków. Jeśli ona i on przysięgają sobie wzajemną miłość, wierność i uczciwość w dobrej i złej doli aż do śmierci, jeśli zawierzają sobie nawzajem swój los doczesny oraz los ich dzieci, a później jedno z nich łamie swoją przysięgę, rani, zdradza i odchodzi, to zadaje największy ból, jakiego człowiek może doświadczyć na tej ziemi. Jest to bowiem ból wyrządzony przez osobę, która powinna nas najbardziej chronić i zapewniać nam największe poczucie bezpieczeństwa.

 

To dobrze, że duszpasterze w Polsce coraz bardziej dostrzegają ten problem i że świeccy, którzy przeżywają kryzys małżeński, pragną zostać objęci większą opieką duszpasterską niż dotąd. Niepokoi natomiast fakt, że zwykle w dyskusjach na ten temat nie czynimy wystarczająco czytelnego rozróżnienia między tymi małżonkami, którzy się rozwiedli, związali z kimś innym i złamali swoją przysięgę małżeńską, a tymi, którzy zostali skrzywdzeni, zdradzeni i opuszczeni, a mimo to z nikim innym się nie wiążą, gdyż trwają w przyjaźni z Bogiem oraz zachowują wierność złożonej przez siebie przysiędze małżeńskiej. Takie osoby wiedzą, że to, iż małżonek ich skrzywdził i złamał swoją przysięgę, upoważnia je do obrony – w skrajnych przypadkach aż do separacji małżeńskiej włącznie – ale nie daje im prawa do łamania własnej przysięgi. Obie strony potrzebują pomocy duszpasterskiej, ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo i ma prawo oczekiwać większej pomocy. Jezus zawsze stanowczo stawał po stronie pokrzywdzonych i bronił ich przed krzywdzicielami. Tak stanowczo, że krzywdziciele postanowili Go zabić.

 

Obserwujemy obecnie bolesny paradoks, który jest rodzajem podporządkowania się niektórych księży „poprawności” politycznej, gdyż w Unii Europejskiej kaci są zwykle bardziej chronieni niż ich ofiary. Najbardziej ewidentnym potwierdzeniem tego zjawiska jest fakt, że prawodawstwo państw Unii Europejskiej nie dopuszcza kary śmierci dla morderców, ale dopuszcza karę śmierci dla dzieci w fazie rozwoju prenatalnego. Są tacy księża, którzy w swoich parafiach tworzą duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych, ale nie tworzą duszpasterstwa skierowanego do małżonków skrzywdzonych i porzuconych, którzy pozostają w samotności, gdyż żyją w czystości i trwają w wierności małżeńskiej. Jedna z porzuconych kobiet opowiadała mi niedawno o tym, że jej małżonek pozostawił ją z trójką dzieci i związał się z kochanką, a mimo to jest animatorem w duszpasterstwie osób rozwiedzionych, które zawarły ponowne związki. Ów mężczyzna towarzyszy swojemu duszpasterzowi w różnych wyjazdach rekolekcyjnych i formacyjnych, głosi konferencje w różnych parafiach w Polsce i jest traktowany jako moralny autorytet. Tymczasem dla porzuconej przez niego żony i dla innych osób znajdujących się w podobnej sytuacji, żadna parafia nie oferuje specjalistycznej pomocy duszpasterskiej. To jest poważne zaniedbanie i nieświadome wpisywanie się w politycznie „poprawną” obecnie większą troskę o katów niż o ich ofiary.

 

Niepokojącym zjawiskiem jest nie tylko zaniedbywanie w trosce duszpasterskiej małżonków skrzywdzonych i opuszczonych przez współmałżonka, ale także jakość duszpasterstwa osób rozwiedzionych i decydujących się na życie w związkach niesakramentalnych. Jezus wyjaśnia nam, że lekarza potrzebują chorzy, a nie ci, którzy się źle mają. Jednak lekarza potrzebują po to, by zdrowieć, a nie po to, by trwać w chorobie. Niepokojącym znakiem byłaby taka sytuacja, że ktoś z duszpasterzy zajmujących się osobami, które opuściły współmałżonka i dzieci, prowadził duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych w taki sposób, że byłoby to raczej tworzenie im „duchowego” komfortu trwania w chorobie, niż stanowcze mobilizowanie ich do zdrowienia, czyli do tego, by powrócili do krzywdzonego małżonka, a w konsekwencji by powrócili także do Boga i do wierności wobec własnej przysięgi małżeńskiej.

 

eMBe